Teren robił się coraz bardziej ubogi w roślinność. Ziemię zastępowała żwirowata powierzchnia. W oddali widać było zarys gór.
-Już niedaleko! – oświadczyła Ashita. – Dacie radę?
-Pewnie! – odparłem żywiołowo.
-Dajemy radę! – sapnęła Marry.
Obejrzałem się. Rozjuszona smoczyca cięła powietrze w pogoni za
kryształowym smokiem, który niósł na grzbiecie jej dziecko.Za każdym
razem, gdy strzelała ogniem, twór zdołał uniknąć płomieni. Bałem się, iż
długo nie wytrzyma-temperatura wypluwanych płomieni uszkadzała
kryształy, z których gad był zrobiony.
-Szybkiej! – ponagliłem.
Szpiczaste Góry były tuż-tuż, gdy nagle usłyszałem dźwięk rozrywanych korali… pomnożony tysiąckrotnie.
-O nie! – krzyknęła Ashita.
Kryształowy smok rozsypał się na miliony kawałeczków, gdy smoczyca
sięgnęła go pazurem. Małe smoczątko runęło ku ziemi. Odruchowo wzbiłem
się w powietrze. Chwyciłem łańcuch, którym spętany był malec, lecz on
sam był za ciężki, bym mógł utrzymać go w powietrzu. Razem zaczęliśmy
opadać. Zaraz obok mnie pojawiła się czarna, uskrzydlona wadera, w
której rozpoznałem Ashitę. Alfa próbowała mnie wspomóc, lecz i tak nie
daliśmy rady utrzymać pisklaka.
-Uważajcie! – krzyknęła Destiny.
Smoczyca rozwarła swe szczęki. Z gardzieli gada buchnął ogień.
Umknęliśmy płomienia, jednocześnie puszczając malucha. Smoczek piszczał
przeraźliwie, a jego matka zanurkowała za nim. Wstrzymałem oddech. Jest
za duża, nie zdąży wyhamować tuż przed ziemią. Rozbije się. Ashita
również to spostrzegła i zareagowała natychmiast. Rzuciła się za
smoczycą, uderzyła w jej pysk, czy od razu rozjuszyła samicę. Gad skupił
się na waderze, wzlatując za nią w niebo. Ja natomiast skoczyłem za
maluchem. Chwyciłem łańcuch, lecz nie miałem dość sił i również zacząłem
spadać. Nagle na brzuchu smoczka rozbłysło krótki światło, z którego
zaraz wyskoczyła Marry.
-Trzymaj się! – powiedziała i blask znów mnie oślepił. – Vincent?
Przetarłem oczy. Byliśmy na ziemi. Marry dyszała zmęczona, Destiny
sprawdzała czy za maluchem nic się nie stało, jednocześnie unikając jego
szczęk.
-Teleportacja? – zapytałem.
-Tak. – sapnęła. – Im więcej przenoszę, tym bardziej mnie to męczy. Przepraszam, muszę złapać oddech.
-Z małym wszystko okey. – zakomunikowała Destiny, podchodząc. – Jest tylko mocno przestraszony.
Spojrzałem na smoczka, który wił się i krzyczał. Zaraz przypomniałem sobie o Ashicie i goniącej ją smoczycy.
-Zaczekajcie tutaj! – powiedziałem do wader, wzbijając się w powietrze.
<<Ashita? Marry? Destiny? Co teraz poczniemy? ;V>>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz