Spojrzałem się po raz ostatni za siebie, na ogromną polanę przyozdobioną
polnymi kwiatami których zapach tak bardzo uwielbiałem. Wciągnąłem
mocno powietrze ostatni raz łapiąc ich zapach, delikatny i słodki.
Westchnąłem kładąc uszy po sobie, nie ma już dla mnie miejsca w tym
przesłodzonym miejscu. Kątem oka spojrzałem się na miejsce do którego
zmierzałem, już niedługo miałem wstąpić na nieznane mi dotąd tereny. Czy
ogarniał mnie strach ? Oczywiście, że tak. Wyruszyć samemu w nieznane
po to aby nigdy nie wrócić, po to aby o mnie zapomniano. Czy ktokolwiek
chciałby być zapomniany ? Wątpie.
Spuściłem łeb niepewnie stawiają następne kroki, w jednej chwili mój
cień zniknął. Zastąpił go ogólnie panujący mrok, korony drzew nie
przepuszczały najmniejszego promienia słońca. Wzrokiem szukałem chociaż
małego punkciku w górze, ale nic z tego. Po kilkunastu minutach
bezustannego patrzenia się w niebo którego nie było widać dałem swojemu
karkowi odpocząć. Wyciągnąłem szyję po czym powoli spuściłem łeb.
Powieki zaczęły mi lekko ciążyć jednak jednym potrząśnięciek łba dałem
swojemu mózgowi do zrozumienia, że to nie jest odpowiednia pora na
spoczynek. Ścisk w żołądku jeszcze bardziej mnie rozbudził, jęknąłem
cicho spoglądając na brzuch.
Ślina kapała mi z pyska, nie wiem kiedy ostatnio jadłem. Nie wiem ile
dni to już trwa, jednak ten las nie ma końca. Wciąż tylko mrok.
Stawiałem następne kroki jednak były one coraz to wolniejsze, łapy
odmawiały mi posłuszeństwa. Uginały się pod moim ciężarem jak nigdy
dotąd, co było trochę przerażające. Myślałem, że padnęi dokonam żywota
jednak nagły szelest oraz piski przywróciły mi nadzieję, nastawiłem uszy
oczekując na dalsze dźwięki. Położyłem się i powoli zacząłem czołgać
przed siebie uważając na każdy ruch. Unikałem suchej ściółki leśnej
starając się przemieszczać po mchu. Mimo tego iż był suchy nie łamał
się. Z lekkim zadowoleniem na pysku powoli się podnosiłem, wszystko po
to aby zaraz pobiedz za ociarą czekającą między paprociami. Oblizałem
się, nabrałem powietrza i jednym susem znalazłem się w miejscu
docelowym, łapami przytrzymałem skrzydła ptaka. Dzikie skrzeki oraz
wymachiwanie szponami utrudniało całą sprawę jednak byłem gotowy
zapłacić nawet taką cenę, która i tak nie była wielka, aby móc tylko coś
zjeść. Nie cackając się dłużej jedyn szybkim ruchem chwyciłem szyję
ofiary zatapiając w niej kły. Bez namysłu oddałem się instyktowi
pożerając zdobycz. Szkarłatna krew ostała się na moim pysku, była taka
lepka że trudno było się jej pozbyć. Mruknąłem kilka razy próbując
zetrzeć ją łapą jednak to nic nie dawało, najlepiej byłoby znaleźć jakiś
zbiornik z wodą. Porzuciłem resztki zwierzęcia i odszedłem dalej, znów
ruszyłem przed siebie szukając wyjścia z tego miejsca.
Biegłem za małym światełkiem które znajdowało się przede mną. Biegłem za
nim jednak ono jakby cały czas się oddalało. Jednak wiedząc, że gdzieś
tam daleko jest światło nie poddawałem się. Przyśpieszyłem mimo tego iż
nie miałem dużo sił.
Światło było blisko, naprawdę blisko na wyciągnięcie łapy. Na reszcie
się skończy, nareszcie zobaczę światło. Byłem taki szczęśliwy, tego nie
da się opisać. Pojedyncze promienie przedzierały się między drzewami i
krzakami oświetlając podłoże. Uśmiechnąłem się sam do siebie i w końcu
odbiłem się od ziemi po to aby jednym susem wydostać się stąd. Jednak
pożałowałem tego, nie uwzględniłem jedneko.
Tak dawno nie widziałem światła, że padłem na ziemie piszcząc i
podkulając ogon. Łapami zasłoniłem oczy, odczekałem chwilę po czym
zacząłem delikatnie i powoli zsuwać je po moim pysku. Widziałem jak
przez mgłę, a oczy strasznie mnie bolały, zwłaszcza niebieskie.
Przetarłem je ale obraz wcale się nie poprawił. W takim stanie napewno
nigdzie nie dojdę. Przewróciłem się na bok przystawiając ucho do ziemi.
Oddychałem spokojnie i powoli wsłuchując się w dudnienie które wyraźnie
przybierało na sile. Podniosłem gwałtownie głowę, zobaczyłem niewyraźny
zarys jakiegoś zwierzęcia, za znajdowały się inne, mniejsze.
Najwyraźniej mięsożerne stworzenia. Potrząsnąłem głową i podniosłem się z
ziemi, ofiara gwałtownie skręciła wymiając mnie. Spojrzałem się za
siebie, zwierzyna zniknęła w lesie z którego dopiero co wyszedłem.
Zerwałem się i zacząłem nerwowo rozglądać szukając łowców. Spojrzałem
się za siebie, nie zdążyłem uskoczyć przed znacznie mniejszym ode mnie
zwierzęciem. Uderzyłem mocno pyskiem w ziemię, dopiero teraz odzyskałem
normalny wzrok. Obraz wyostrzył się, mgła zniknęła, ale aby to się stało
musiałem aż tak bardzo uciecpieć. Byłem teraz przygwożdżony, na karku
czułem przyśpieszony i rozgrzany oddech. Kątem oka spojrzałem się na
atakującego i gurującego nade mną wilka. Westchnąłem i bez żadnych
ogródek zrzuciłem z siebie wilczycę i podniosłem się. Otrzepałem się z
kurzu, spojrzałem się na robiącą to samo waderę. Zmierzyła mnie chłodnym
spojrzeniem przepełnionym chęcią zabicia mnie. Przewróciłem tylko
oczami posyłając jej równie chłodne spojrzenie.
-Reiko ! Co się stało ?
Spojrzałem się na dwa wilki podbiegające do wadery, znów posłała mi to
chłodne spojrzenie które w pełni zignorowałem. Przypatrywałem się
uważnie jednej z tych wader, była czarna. Jej grzbiet i grzywka były
niebieskie. Czując swoje spojrzenie na sobie popatrzyła się na mnie.
Usiadłem grzecznie i przekręciłem lekko głowę, posłałem jej zadziorny
uśmiech po czym spojrzałem się na wilczycę która niedawno przygwoździła
mnie do ziemi.
-Ktoś ty ?
Uniosłem brew po czym uniosłem delikatnie jedną łapę, pazurem zacząłem grzebać w ziemi.
-Jestem Rivaille.
Mruknąłem nawet na nią nie patrząc.
-Może trochę szacunku dla alfy.
Warknęła, bodajże Reiko. Spojrzałem się na nią zrezygnowany po czym
spuściłem głowę kompletnie je ignorując. Nastawiłem jedynie uszy
nasłuchując co między sobą szepczą.
(Reiko ? Wybacz za tą długość oraz błedy króre mogą się znaleźć w tekście)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz