Przemierzałem puste równiny, skaliste szczyty, piaszczyste plaże,
tajemnicze bory. Zmierzałem się z wieloma trudnościami, które spotykały
mnie na drodze w trakcie wędrówki. Ciągle stawało mi coś na drodze bez
możliwości ucieczki. Przetrwałem wiele i bywałem w dość cholernych
miejscach w, których ostatnim marzeniem wilka jest znalezienie się w
tych terenach. Chciałem odpocząć od głośnego zgiełku ludzkich
przedsięwzięć, czy cierpień wielu serc. Wybrałem się teraz w dość daleką
podróż. Daleko aż tak chyba jeszcze nie podróżowałem. Był upał, mimo
wszystko nie było mi gorąco w moim czarnym płaszczu. Zakryłem się
chustą, gdzie tylko było widać moje oczy i trochę grzywki spadającej mi
na twarz. Przechodziłem pieszo nie daleko jakiegoś małego wodospadu
połączonego od razu z miłym i cichym wodopojem. Przystanąłem na chwilę i
szybko napiłem się wody. W ten dzień helios dawał we znaki, jakby ci
bogowie nie mogli jednego dnia odstąpić takiego skwaru. Zdjąłem z pleców
moje magiczne laski i usiadłem przy jeziorku. Patrzyłem się w wodę,
zanurzając w niej łapę i wyjmując naruszając jej delikatną toń. W ułamku
sekundy nastawiłem uszy, a mój instynkt podpowiadał mi, że ktoś mnie
obserwuje. Przynajmniej moje dziwne poglądy telepatyczne się nie myliły.
- Atak aborygenów!- krzyknął ktoś, a zanim odwróciłem głowę spostrzegłem waderę stojącą przede mną.
- Co? Jakich aborygenów?- zdjąłem chustę z twarzy.
- A dobrze, już nic - wadera uśmiechnęła się, wyglądając na tą o raczej dobrych zamiarach.
- Jestem Mystogan, szukam jakiegoś schronienia, jak to mówią niektórzy
''dachu nad głową'', wiesz gdzie jest jakaś sfora, wataha czy coś w tym
stylu?- powiedziałem jak zwykle tym samym tonem głosu.
- Ja mam na imię Ashita. Jestem również alfą tej watahy. Może dołączysz
tu do nas, co?- skoczyła w powietrze i ochlapała mnie trochę wskakując
do jeziorka.
- Dołączę - przetarłem łapą pysk.
<Ashita?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz