czwartek, 30 czerwca 2016

Od Riki do Hanami

Ech, jak ja nie lubię mieć takich dni, kiedy z chęcią bym zniszczyła pół globu, jak nie więcej. Leżałam prawie do południa w swojej jaskini, nie robiąc nic konstruktywnego. Chodziłam po całej grocie ze spuszczonym łbem, albo leżałam i przekręcałam się z jednego boku na drugi. Potem zaczęła się zabawa moją barwną grzywką. Wypuszczałam podmuch powietrza z pyska, a grzywka się podnosiła. Jednak szybko mi się to znudziło. Nie wiedziałam co robić w sumie. Byłam zła sama nie wiem na co i w dodatku nic na nic nie chciało mi się robić. Dobra, trzeba jakoś sobie poprawić nastrój, pomyślałam i westchnęłam głośno. Cały dzień nie będę tu leżeć i marudzić.
Leżałam właśnie i wpatrywałam się w ścianę mojej jaskini. Westchnęłam głośno po czym podniosłam głowę, a następnie cały tułów. Kiedy stanęłam już na równych łapach, otrzepałam się ze zbędnego piasku, który dostał się na moją sierść kiedy leżałam. Potem rozciągnęłam kończyny i ziewnęłam głośno. Ze spuszczoną głową ruszyłam w stronę wyjścia z mojej jaskini, gdy nagle usłyszałam za sobą dobrze znany mi skrzek. Odwróciłam głowę i zobaczyłam mojego orła – Hoshi. Samica siedziała w swoim gnieździe jakie stworzyła u mnie w grocie. Rozłożyła ochoczo skrzydła po czym podleciała do mnie i usiadała na moim grzbiecie. Nawet nie wiedziałam kiedy wleciała.
- W takim razie idziemy razem – powiedziałam i prychnęłam cicho wychodząc z jaskini.
Zaczęłam iść między drzewami Stardust Forest. Krajobraz zawsze był taki sam, ale jednak było coś takiego w nim, co sprawiało, że była w nim zawsze nutka takiej niezwykłości. Westchnęłam cicho przemierzając ów las. Zające kryły się w krzakach, wiewiórki i ptaki urzędowały na drzewach, a wiatr był panem wszystkiego. Nagle Hoshi odleciała z mojego grzbietu i leciała tuż przede mną, zachęcając mnie do biegu.
- Nie mam ochoty na wyścig, Hoshi – rzekłam znudzona, na co ptak zaskrzeczał i usiadł mi na głowie, dziobiąc mnie lekko. Na początku nic sobie z tego nie robiłam, ale później szybko mnie to zdenerwowało.
- Hoshi! – powiedziałam z wyrzutem. Potrząsnęłam głową, by ptak przestał, jednak samica nadal to robiła.
- O co ci chodzi? – burknęłam spuszczając łeb.
Zwierze zeszło mi z głowy i leciała obok mnie. Orzeł zaskrzeczał prosząc o zwrócenie na siebie uwagi. Spojrzałam na nią kontem oka i westchnęłam.
- Wiem, że chcesz jakoś poprawić mi humor. Przepraszam, że jestem taka oschła, ale jakiś humor mam zły – odrzekłam ze skruchą na co Hoshi szturchnęła mnie skrzydłem. Uśmiechnęłam się delikatnie.
- Wiem co może zrobić, by poprawić mi humor – powiedziałam nagle, a samica spojrzała na mnie z zaciekawieniem w oczach – Może pójść do Amfi… – jednak nie dokończyłam zdania, gdyż wpadła na mnie jakaś wadera. Hoshi podleciała do góry, by uniknąć jakichkolwiek urazów. Wadera miała kolorowe futro, podobnie jak ja. Głównie przeważał kolor fioletowy, ale i róż się pojawiał. Co było dla mnie dość dziwne, pod wpływem światła, które przedzierało się przez korony drzew, jej sierść zyskiwała nowe barwy. Jednak tam gdzie nie było promieni słońca, jej futro znów było fioletowe. Miała duże uszy od średniej długości ogon. Ogólnie miała drobną posturę ciała.
- Ale miękko! – krzyknęła wadera. Przekrzywiłam lekko głowę z niezrozumieniem na pyszczku.
- … teatru – dokończyłam swoją wcześniejszą myśl. Samica spojrzała na mnie swoimi złoty oczami i zaśmiała się głośno.
- Takie Puchadełko z ciebie, wiesz? – uśmiechnęła się szeroko po czym z jej pyszczka znów wydobył się śmiech. Zlustrowałam waderę wzrokiem.
- Pierwszy raz słyszę takie określenie. Ale zaraz nie będę taka miękka i żywa, jeśli ze mnie nie zejdziesz – powiedziałam wzdychając.
- Och, no tak. Przepraszam – uśmiechnęła się pogodnie samica i wstała na równe łapy z chodząc ze mnie. Również się podniosłam i otrzepałam z kurzu. Nagle sobie uświadomiła, że spotkałam obcego wilka na naszych terenach.
- Czekaj… Czy ty należysz do Watahy Porannych Gwiazd? – zapytałam niepewnie.
- Tak! Jestem w niej od niedawna. A ty? – uśmiechnęła się.
- Ja też – odpowiedziałam po czym dodałam – Chodź Hoshi – rzekłam do orła i ruszyłam w stronę Amfiteatru.
- Czekaj, ty masz orła? – zdziwiła się wadera podbiegając do mnie i przyglądając się mojemu towarzyszowi. Skinęłam głową.
- Ale śliczny! – powiedziała radośnie. Hoshi rozłożyła skrzydła na pokaz. Samica się zaśmiała.
- Gdzie idziecie? – zapytała mnie.
- Do Amfiteatru – odpowiedziałam obojętnie.
- O, to super! Mogę iść z wami? – zapytała ochoczo. Spojrzałam na nią kontem oka i westchnęłam głośno.
- Niech będzie – odrzekłam, na co wilczyca podskoczyła radośnie.
- A tak w ogóle to nie zapytałam. Jakie jest twoje prawdziwe imię, Puchadełko? – zaśmiała się wadera.
- Mów mi Riki – odpowiedziałam.
- Hanami – rzekła przyjaźnie moja towarzyszka.
Podczas drogi Hanami pytała mnie o różne rzeczy, na co ja odpowiadałam krótko i zwięźle. W sumie pozytywne nastawienie wadery dobrze wpływało na mój zły humor, który poprawiał się powoli. W końcu jednak dotarłyśmy do Amfiteatru. Zdążyłyśmy idealnie na jakieś przedstawienie. Chyba komedię?

***

- Śmiesznie było, co nie? – zagadała mnie Hanami, kiedy wychodziłyśmy z Amfiteatru. Jak przewidywałam, humor od razu mi się polepszył.
- Zgadzam się – uśmiechnęłam się radośnie. Hoshi chcąc pokazać, że jej też się podobało, zaskrzeczała radośnie rozkładając skrzydła. Zaśmiałyśmy się obie po czym ruszyłyśmy przed siebie. Nagle Hanami się zatrzymała i spojrzała na mnie zdziwiona.
- Czekaj… Na początku byłaś jakaś ponura i w ogóle, a teraz się śmiejesz i uśmiechasz – powiedziała zaskoczona. Spojrzałam na nią przyjaźnie.
- Magia – odpowiedziała z uśmiechem i dodałam – Zwykle jestem radosna i optymistycznie patrzę na świat, ale miewam dni kiedy po prostu mam zły humor i staram się go jakoś sobie poprawić, jak na przykład dzisiaj idąc do Amfiteatru – wytłumaczyłam.
- Rozumiem – rzekła wadera kiwając głową.
- Toooo… Masz ochotę się gdzieś przejść jeszcze? – zapytałam Hanami.


<Hanami? Początki są zawsze trudne, a przynajmniej dla mnie ;-;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT