Kiedyś znałem tak zwanych pożeraczy dusz. Okropne bestie. Teraz jak na
to patrzę, nie widzę w nich żadnej pozytywnej cechy. Ani jednej. Byli po
prostu kupą wad, okrucieństwa, nienawiści i cierpienia, ale czemu tu
się dziwić. Tak ich stworzył Owari. Może miedyś byli wilkami, ale mocno
się zdeformowali przez te wszystkie lata. Teraz można powiedzieć
o nich tylko bestie.
A przynajmniej tak ich zapamiętałem. Szczerze mówiąc, to wolałbym w ogóle ich nie pamiętać.
W końcu uciekłem w cholerę, zostawiłem ich. Czy to naprawdę nie
wystarcza by zapomnieć? Ale mam jeden pozytyw: wszystko wskazywało na to
że już ich nigdy więcej nie spotkam. Parę ładnych mil w końcu mówi samo
za siebie.
Jednak los chciał inaczej. Teorerycznie mogłem negocjować, ale mnie, to zawsze nikt nie posłucha. Nawet mój własny los…
♢•♢•♢
Kościana klatka nie była najmilszym miejscem na ziemi. Znałem lepsze. Towarzystwo też.
Mroczny las roił się pożeraczy, z czego kilka z nich niosło mnie na
swoich pełnych kolców plecach. Szpary między długimi kośćmi były na tyle
duże, by końce kolców mogły znajdować boląco blisko mojego brzucha.
Jednak szpikulce blisko ciała nie były moim największym zmartwieniem.
Wiedziałem gdzie te potwory mnie niosą, ale szczerze mówiąc to chciałbym
nie widzieć. Zbyt wiele negatywnych wspomnieć mam związanych z tym
miejscem.
Muszę choć na chwilę przestać o tym myśleć, inaczej zwarjuję. A taki na pewno nie będę zbyt pomysłowy jeśli chodzi o ucieczkę.
Rozejrzałem się wokół, chcąc oszacować siły porywaczy. Duszożercy nie
byłi zbyt duzi czy silni, tym bardziej ci pode mną. Ich siła kryła się w
liczebności. Horda małych, gryzących wszystko demonów mogła sprawić mi
więcej problemów niż może się z początku wydawać. Mimo tego,że
wszystkie pochodziły z jednego gatunku, do tego były wyposażone w długie
pazury i kilka rzędów ostrych zębów, to na tym kończyły się ich
podobieństwa. Każdy pojedynczy pożeracz dusz zmutował w inny sposób.
Jedne przypominały drapieżne ptaki, inne nietoperze, smoki, koty.
Znalazało się i kilka przypominających człowieka, ale do człowieczeństwa
daleko im brakowało. Owari obdarza mocą wszystkich swoich wyznawców,
ale nie używał do tego jakiegoś powtarzalnego szablonu. Lubił się bawić
duszyczkami, aż będą tak inne i brzydkie, że aż idealne. Tylko dla
niego,ma się rozumieć.
To aż dziwne wiedzieć o tym, że byłem kiedyś taki sam.
W moim wypadku skończyło się tylko na kozich rogach i demonicznych
oczach, więc miałem dużo szczęścia. Albo rzuciłem to w odpowiednim
momencie. Nie,czekaj. Nie ma ,,odpowiednich momentów“. Najlepiej jest od
razu tego nie zaczynać. Mogłem wpaść na ten błyskotliwy pomysł zanim
zawarłem pakt z diabłem. Jednak na gdybanie trochę za późno.
Nie byłem jedynym idiotą, jakiego wcisnęli do kościanej klatki gdy spał
pod gwiazdami. Inne klatki chybotały się plecach prawie każdej większej
grupki orszaku demonów. Oczywiście nie brali oni byle kogo. W klatkach
widziałem małe smoki, gryfy, charpie upchnięte po trzy w malutkich
węzieniach. Jeszcze dwie godziny temu dostrzegłem z tyłu jakiegoś
jednorożca, ale mniejsza o to. Bardzo mało wilków było w tej łapance.
Może dla niektórych byłoby to normalne, ale nie dla mnie. Pamiętam jak
sam wpadkowywałem do tych klatek całe stada oszołomionych strachem
pobratyńców. Chorych, rannych, szczeniaki czy wadery - to nas nie
obchodziło.
,,Bierz, puki wierzga!” - odzywał się głośny rechot jednego z
pożeraczy.- ,,A jeśli wierzga za bardzo, podpal mu te jego miękkie
futerko!” - Zwykle go słuchałem, a potem się za to nienawidziłem.
Ten demon kiedyś był moim kumplem. Był, dobrze powiedziane. Mam szczerą nadzieję, że już zdążył spłonąć we własnych ogniu.
,,I tak oto drapieżnik stał się ofiarą..“ - Zacytowałem słowa wprost
przesycone ironią. Może i na to zasłużyłem? W końcu mówi się, że karma
zawsze powraca i to z potrojoną wartością.
Cóż… teraz jak na to patrzę, to nie do końca prawda. Musiałbym zostać
zamordowany jeszcze z tysiąc razy, zanim choć odrobinę spłaciłbym swoje
winy. Albo wskrzesiłbym tych wszystkich, których kiedyś złożyłem w
ofierze Owariemu. Tych, których jeszcze wcześniej torturowałem, nabiałem
na pal, podpalałem i obcinałem kończyny, tylko po to by zadać im przed
śmiercią jak najwięcej bólu.
Bo w końcu ból to jedyna waluta Owariego. Najdroższa ze wszystkich
istniejących, zakazana przez gwiazdy za swoją cenę. A jednocześnie nie
dająca absolutnie nic.
Jeśli ból byłby monetą, pewnie byłbym milionerem.
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz