Podpłynąłem
żabką na mieliznę i stanąłem na jasnym, błyszczącym od słońca piasku.
Jeszcze raz rzuciłem wzrokiem w dół. Nigdy się nie opalałem. Moja skóra
zawsze była bardzo jasna, nawet gdy godzinami przesiadywałem w
promieniach słońca.
Kiedyś byłem w wiosce ludzi. Nawet w tej
postaci się tam wyróżniałem. Wszyscy byli trochę niżsi i o wiele
ciemniejsi. Prawie nikt nie miał tak ciemnych włosów jak moje. Nawet w
tej formie uchodziłem za dziwoląga. Raz nawet chcieli zatrudnić mnie w
cyrku na wystawę odmieńców, a raz właściciel domu publicznego proponował
mi pracę jako specjalna atrakcja dla pań. Jakoś nie pamiętam czy się
zgodziłem...
Usiadłem na gorącym piachu, nie zasłaniając się
niczym. Byłem chyba z najrzadziej uczęszczanej części terytorium watahy,
więc nie obawiałem się, że ktoś mnie zobaczy. Ani inne wilki w postaci
człowieka, ani jakiś człowiek lub elf... gołego niczym niemowlę.
Odchyliłem się do tyłu i już po chwili leżałem wyciągnięty na ciepłej
powierzchni.
Nagle, nawet ze słabym ludzkim słuchem usłyszałem
zbliżające się kroki. Poderwałem się na nogi i rozejrzałem. Jeszcze
nikogo nie było widać. Jednak wciąż słyszałem lekkie, wilcze stąpnięcia.
Nawet nie pomyślałem o tym, żeby przemienić się z powrotem w wilka,
poza tym to chwilę trwa.
Po chwili zza zarośli wyszła szczupła
wadera. Szczerze mówiąc, jedna z najpiękniejszych jakie w życiu
widziałem. Na mój widok stanęła jak wryta.
Wytrzeszczyłem
oczy. Mogę się założyć, że przez chwilę miałem otwarte usta. Cofnąłem
się o krok do tyłu, bo przypomniałem sobie w jakiej skórze teraz jestem.
Na szczęście, nawet ta forma dawała mi możliwość mówienia wilczą mową.
- Witaj - powiedziałem cicho i przełknąłem ślinę - nie bój się... należysz do tutejszej watahy?
Wadera przez chwilę milczała. Ja speszyłem się jeszcze bardziej kiedy zaczęła lustrować moją sylwetkę. Zasłoniłem się rękami.
- Może nie widać, ale też jestem wilkiem - usiadłem - należę do watahy porannych gwiazd. Lucyfer - skinąłem do niej głową.
< Maennelise? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz