wtorek, 28 czerwca 2016

Od Adidasa C.D Annabell

Futro owej wadery błyszczało w świetle, jednak gdy znikła w cieniu zastanawiałem się, czy ona nadal jest. Starałem się zadawać jak najmniej pytań, bo to wiele wilków po prostu denerwuje. Ta postać jednak odpowiadała mile. Wadera sprawiała wrażenie mrocznej i tajemniczej.
- Gdzie chcesz iść? -zapytała
I tu zaczął się problem, przeglądałem w myślach wszystkie miejsca. Mój mózg robi to z nijakim trudem. W końcu loteria zatrzymała się.
-Wiesz, nie daleko stąd odkryłem urwisko. Jest tam przepiękny widok...
-No...dobrze.
Więc poprowadziłem samicę najpierw przez plażę. Tam to dopiero widać było gwiazdy. Czasem zastanawiam się, czy to nie one świecą mocniej od księżyca. Po kilku metrach ta błyszcząca trasa skończyła się w chaszczach. Wśród wysokich drzew i wielu chwastów przeciskaliśmy się by wyjść na najzwyczajniejszą skałę, ale czy jednak? Pewnie podszedłem do krawędzi. Za sobą usłyszałem kroki. Ann chodziła bardzo cicho, wcześniej przez świerszcze nic nie słyszałem. Siadała równie bezszelestnie...Przed nami rozpościerało się pasmo górskie, a poniżej kłębiły się chmury. Choć może bardziej była to mgła? Po kilku sekundach mieliśmy się tego dowiedzieć. Krawędź się urwała, a my spadliśmy w dół. Przed totalnym upadkiem zatrzymała nas postać. Stała ona tyłem do nas. Okryta szarą peleryną z kilkoma kartami ukrytymi po kieszeniach i brązowym, zakurzonym kapeluszem. Gdy się odwróciła okazała się być demonem. Przypominał płonącą czaszkę. Na jego widok przeszły mnie ciarki. Byłem pewien, że nie ma dobrych zamiarów, tu się wyjątkowo nie myliłem.
-Witam kolejne ofiary! -mówił tak szybko że ledwo kojarzyłem a co dopiero byłem w stanie coś powiedzieć- Macie kochani wybór, zginiecie razem lub tylko jedno z was. -przerwał na sekundę- To zginie jedno z was, a drugie może puszczę wolno...To zasady są proste! Żadna z waszych mocy magicznych nie działa. Maci dobę na przejście...labiryntu! Kto pierwszy dotknie ognisty puchar wygrywa. Będę przy nim czekać, powodzonka.
I oto ten przemiły gościu zniknął a przed moimi oczami pojawił się labirynt z żywopłotu, którego tu wcześniej nie było...Ann stała nadal obok. Jak widziałem, lekko wściekła.
-Wiedziałeś o tym od początku?!
-Nie, inaczej bym się tu z tobą nie przyszedł...-spojrzała na mnie i ruszyła przed siebie- Zaczekaj, ruszyłem za nią
-Na co?!
-Kur*a na nic!- po czym sam ruszyłem w drogę zupełnie inną ścieżką
To było masakryczne. Gdzie bym nie poszedł był ślepy zaułek...Wtedy do głowy przyszłą mi pewna myśl. Może i moce nie działają, ale kto mówił o umiejętnościach? Mój zakuty łeb przechodzi przez różne krzaki. przeskoczyłem więc przez jedną ścianę. Ku mojemu zdziwieniu zastałem tam pułapkę. Armatki obstrzelały mnie kulkami po grzbiecie. Pozbierałem się i ruszyłem dalej. Znów zmuszony byłem przeciskać się przez żywopłot. Pędziłem dalej. Wiatr lekko muskał moje futro na prostej, przestawał zaś gdy skręcałem. Następna przeszkoda była przesadą, rozżarzone kamyki. Serio? Za dużo by przeskoczyć, zmuszony byłem prze kuśtykać. Jeszcze chwila i meta! Spotkałem tam waderę.
-Och, dobiegliście tu razem? Jaka szkoda...No cóż zabiję was obydwoje.
-Ann? Ty też masz ochotę go zabić?- powiedziałem wściekły, na co samica skinęła znacząco głową i rzuciliśmy się na demona.
 
<Ann?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT