Leżałam nad brzegiem jeziora i odpoczywałam w cieniu rozłożystego
drzewa. Cisza, spokój, samotność. Słońce powoli chyliło się ku
zachodowi, ptaki powoli cichły. Świat zapadał w sen. Ale nie ja,
podobnie jak inne zwierzęta nocne. Zrobiło się już całkiem ciemno.
Gdzieś niedaleko usłyszałam szelest. Czujnie zaczęłam nasłuchiwać. Ktoś
tu szedł. Wycofałam się dyskretnie do jakichś zarośli. Moje ciało znikło
w nich całkowite. Dzięki czarnej sierści byłam prawie niewidoczna.
Prawie. Tylko moje oczy zdradzały mą obecność. Dwa świecące punkty
między gałązkami. Mogłabym je zamknąć, lecz ciekawość wzięła górę. Po
chwili dostrzegłam innego wilka. Czy on jest z naszej watahy?Nie
wiedziałam. Nie znałam oczywiście prawie nikogo zważając na czas, odkąd
tu jestem. Może powinnam się wychylić? Ale miałam nadzieję, że zaraz
odejdzie i mnie nie zauważy. Nie przepadam za towarzystwem. Zwłaszcza
ciekawskim. Wilk zatrzymał się tuż obok mnie. Pora się wycofać. Zrobiłam
krok do przodu. Ale oczywiście jakiś patyczek zaplątał się w długą
sierść mojego ogona i złamał się głośno. Stanęłam w miejscu i zamarłam w
bezruchu czekając na rozwój wydarzeń.
(Ktoś?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz