czwartek, 30 czerwca 2016

Od Mavis C.D Raksza

Słońce chyliło się ku zachodowi, swoją krwistoczerwoną poświatą ochlapując źdźbła trawy i tworząc piękną anomalię na powierzchni rzeki Mizu. Westchnęłam, prostując łapy i postanawiając obejść tereny watahy. Wieczór to jedna z najlepszych pór na atak dla wilków z wrogich plemion lub watah. Albo ludzi. Wzdrygnęłam się, robiąc następny krok w kierunku jeziora, nad którym szumiał sobie radośnie wodospad również poświęcony Mizu. Wszystko dookoła powoli zamierało, jedynie sowy od czasu do czasu przelatujące mi nad głową uświadamiały mi, że las nigdy nie kładzie się spać. Wzięłam głęboki oddech, racząc płuca lekkim, deszczowym powietrzem. Dobrze, zbiera się na burzę. Niech pada, rośliny powoli usychają od tej duchoty. Poczułam, jak moje łapy zaczynają zapadać się w mokry grunt. Czyżbym docierała na miejsce? Szum wody upewnił mnie w tym przekonaniu. Stanęłam nad brzegiem jeziora, czujnym wzrokiem rozglądając się dookoła. Zatrzymałam wzrok na kępie krzaków. Czy... coś tam... świeciło? Nie, musiało mi się wydawać. Wolnym, ale pewnym siebie krokiem zaczęłam okrążać jezioro, mając cichą nadzieję na to, że w czasie mojego obchodu napotkam kogoś znajomego, z kim mogłabym wspólnie penetrować tereny. Bądź co bądź, ale wizja samotnego spotkania się z ludźmi uzbrojonymi w broń palną, sztylety oraz dziwne, przenośne źródła ognia wcale nie napawała mnie optymizmem. Kolejny krok napełnił mnie podejrzliwością. Coś ewidentnie było nie tak. Delikatnie uniosłam łeb, starając się wywęszyć jakikolwiek zapach, który mógłby zdradzić czyjąś obecność. Tak... ktoś tu był... i to blisko... Wtem, po mojej prawej rozległ się cichy trzask pękającej gałązki. Wystarczył mi, abym rzuciła się w kępę krzaków. Poczułam pod sobą czyjeś ciało. Wraz z potencjalnym wrogiem przeturlałam się przez kilka metrów, a następnie poczułam, jak czyjeś szczęki przecinają powietrze niebezpiecznie blisko mojej szyi. Odskoczyłam od przeciwnika i cofnęłam się o następne kilka metrów, gotowa w każdej chwili albo do ucieczki, albo do ponownego ataku. 
- Co ci odwaliło!? - z pyszczka sylwetki pokrytej czarnym, gęstym futrem dobiegł mnie surowy, ganiący głos. Chwilę potem zdałam sobie sprawę z tego, że jest to głos wadery. Kolejną chwilę później, wyprostowana przedstawicielka mojej płci o świecących oczach wbiła we mnie wyjątkowo wrogie, nieprzychylne spojrzenie. - To było, kuźwa, chore!
Zalała mnie fala wstydu. Rzeczywiście, dość żywo zareagowałam. Nie zamierzałam jednak się kulić. Nie, kiedy wadera wyraźnie miała wobec mnie złe zamiary. Zakryłam co prawda zęby kufami, nie chcąc zdradzać ogólną postawą zbytniej wrogości, jednak pozostałam w pozycji bojowej. Nie zaatakuje mnie z zaskoczenia. Nie dam się w ten sposób. 
- Kim jesteś? - rzuciłam sucho, unosząc lekko łeb.
- Moment, kim ty jesteś, żeby wymagać ode mnie ujawnienia tak ważnej informacji!? - zaprzeczyła ostro.
Nawet nie spodziewałam się takiej reakcji. Zaskoczyła mnie, co musiało wyraźnie odbić się na moim pysku, gdyż po chwili dodała buńczucznie:
- No co, języka w gębie zapomniałaś?
- Och, przegięłaś - mruknęłam pod nosem, teraz prześwietlając ją wrogim spojrzeniem. - Zakładam, że należysz do tutejszej watahy, co? - dodałam głośniej, unosząc brew. Zawahała się przed odpowiedzią, co stanowiło dla mnie wystarczający dowód na to, że miałam rację. - Doskonale. Wiedz więc, że rozmawiasz z jej betą, Mavis - chwilowa konsternacja odbiła się na jej pyszczku. - Zapytam po raz kolejny. Jak Ci na imię?

Raksza? Zechcesz udzielić odpowiedzi? ^^

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT