czwartek, 30 czerwca 2016

Od Adidasa C.D Annabell

Wciągnąłem powietrze z nijakim zadowoleniem. Przed nami powoli rozpościerało się miasto. Teren tak dobrze mi znany. Tu się wychowałem. Wśród tych spalin, hałasu i stukotu kół. To nie był może ten sam dom, ale każde zatrute przez ludzi miejsce wyglądało tak samo. Dziwię się jak oni rozróżniają te tereny. Ochoczo przyśpieszyłem, lekko wyprzedzając waderę. Te ogromne, przeźroczyste domy, kolorowe obrazki rozwieszone wszędzie i niosące śmierć szybkie maszyny. Tu była tylko jedna zasada, której nauczyłem się już jako szczeniak. Nie używać mocy. Tutejsi mieszkańcy nie znali magii, bali się jej nawet. Z własnego doświadczenia wiem, że te istoty na dwóch nogach bez jakiegokolwiek owłosienia są najdziwniejszymi stworzeniami. Ja tu rozmyślam, a towarzysząca wadera szła już lekko spięta. Jej łapy jakby szykujące się na coś z każdym krokiem głośniej drapały podłoże pazurami. Zdałem sobie sprawę że ta wilczyca kryje za sobą całkiem długą historię. Kiedyś tą opowieść chętnie posłucham, ale może później...Teraz musiałem się zastanowić co wiąże samicę z tą okolicą. Paktat? Tylko tyle wiedziałem o jej przeszłości.
Weszliśmy na chodnik, gdy jacykolwiek ludzie przeszli obok nas wadera odsłaniała zęby. Wypatrywałem drogi powrotnej do domu...Trzeba było przejść przez miasto. Powoli przeszedłem przez ulice. Zainteresowała się nami mała dziewczynka. Chciała nas pogłaskać. Wyciągnęła rączkę, na co Ann groźnie kłapnęła zębami. Musiała naprawdę nienawidzić ludzi. Cicho niczym kocica, a nawet ciszej, wskoczyła na płot po czym wdrapała się na dach tyciego domku jednorodzinnego. Wszedłem za nią robiąc to już dużo głośniej. Wnioskuje po tej sytuacji że poświęciła większość swojego życia na trening, a może jednak się mylę?
-Co robisz?- zapytałem widząc że coś wypatruje
Wadera jednak mi nie odpowiedziała. Była bardzo pewna tego co robiła. Może była tu już kiedyś? Po chwili zeskoczyła i ruszyła szybkim krokiem. Poszedłem więc za nią. Spokojnie wyprowadziła nas z miasta. Gdy tylko znaleźliśmy się w lesie dotyku trawy moimi opuszkami towarzyszyła wielka ulga. Już spokojnie szedłem ścieżką w lesie. Nagle ziemia się za trzęsła. Kolejna niespodzianka dnia... Co teraz? Demon? Nie, ludzie. Ścinali drzewa. Ann przeskoczyła przez nowo ścięty dąb i poszła dalej. Zrobiłem to samo. Przed naszymi oczami ukazała się łąka. Zobaczyłem zająca, a że głód mi nawet trochę doskwierał zacząłem się do niego skradać. Nagle usłyszałem trzask i poczułem ból. Zwierz spokojnie zmierzył mnie wzrokiem i odszedł. Ja zaś utknąłem w metalowym cholerstwie stworzonym przez człowieka. Poczułem jak z rany zaczęła płynąć stróżka krwi. Wiedziałem że szarpanie się na wszystkie strony nie pomoże. W pobliżu leżał patyk. Nie udolnie próbowałem nim rozbroić zatrzaski. Po chwili mi się to udało, wyciągnąłem obolałą kończynę i kuśtykając powędrowałem dalej. Otarłem nogę z krwi o trawę. Nie chciałem, by wadera widziała, że cokolwiek mi się stało. Mogła mnie uznać za mięczaka. Pozbierałem się i ruszyłem przed siebie. Ann skarciła mnie surowym spojrzeniem. W sumie mogłem za tym kicajłem nie biec, tylko poczekać aż przekroczymy granicę naszych terenów. Jaki ja głupi jestem, że nie przewidziałem tego...

<Ann?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT