czwartek, 30 czerwca 2016

Od Ashity do Steva

Tak się zastanawiałam, czy aby wejście do pałacu Musuko, postawionym tuż na Słońcu, jest aby na pewno bezpieczne. Znaczy, rozumiem, na pewno było tam chłodniej niźli przy samej powierzchni gorejącej gwiazdy, ale czy wraz nie skończymy jako wilki na szaszłyku? No wiecie, nie to, że nie lubię lata, jednak miejmy jakieś ograniczenia. Aż dziw, że ja tak mówię...
- Ashi? Idziesz w końcu?- z zamyślenia wyrwał mnie głos białego basiora.
Uniosłam łeb w górę. Steve patrzył na mnie wyczekująco, machając co rusz skrzydłami. Delikatnie wypuściłam powietrze z płuc, zapominając o wszelakich wątpliwościach - zaradzenie suszy na terenie watahy był moim priorytetem. Oderwałam się łapami od ziemi, a w następnej sekundzie byłam już obok wilka w przestworzach. Ogniste jęzory naszego przyjaciela Płomyczka parzyły wręcz niemiłosiernie - wolałam nawet nie wiedzieć, jak musi wyglądać jego ukochany dom...
- Idę, idę- mruknęłam w końcu.- Tylko jak coś, to potem nie na mnie, Rosołku.
- To co, może od razu powiesz, że to moja wina?- parsknął z rozbawieniem.
Na to już nic nie odpowiedziałam, rzuciłam tylko Stevowi jednoznaczne spojrzenie i czym prędzej wleciałam w portal.
Spodziewałam się... sama nie wiem, czego konkretnie. Wybuchających wulkanów? Płomieni strzelających z każdych możliwych miejsc? Samozapłonu? Kociołka z wrzącą wodą, który tylko czeka, aby przyrządzić w nim jakieś wilki? Cóż, cokolwiek to by nie było, w moich wymysłach wyglądało spektakularnie. Z całą pewnością inaczej, niż to, co zobaczyłam...
Spojrzałam uważnie na posadzkę wyłożoną czerwonymi płytami. Ze szczelin nie wyglądały żadne płomyki ani potoki magmy, wręcz przeciwnie, zdawała się być dość chłodna. Mimo to, w milczącym porozumieniu ze Stevem, lecieliśmy nadal dokładnie pośrodku długiego korytarza, omijając starannie jasne ściany. Okna, wychodzące na zewnątrz, ukazywały z pozoru całkiem zwyczajny krajobraz: szczeniaki bawiące się dookoła, plotkujących dorosłych. Dopiero gdy przyjrzałam się bliżej, dostrzegłam inną warstwę nałożoną na iluzję: czyli złotą powierzchnię Słońca i ogromne wybuchy co kilka chwil. Zastanawiałam się, kogo niby mógł zwieść poprzedni obraz. Kto niby się nie zorientuje, że został przetransportowany z Ziemi na gwiazdę?
Zerknęłam dyskretnie za siebie. Płomyk, teraz już zredukowany do wysokości trzech metrów, podążał za nami, zostawiając na czerwonej posadzce szlak magmy, która natychmiastowo wsiąkała w szczeliny.
Odwróciłam łeb dopiero wtedy, gdy przywaliłam w coś dużego i płaskiego. Zaskomlałam cicho, próbując odzyskać równowagę. Biały basior, gdy zobaczył, że spadam, szybko chwycił jedno z moich skrzydeł w szczękę. Na ułamek sekundy zawisłam, podtrzymywana w powietrzu tylko za kilka piór. Jednak ten czas wystarczył; machnęłam drugim skrzydłem, a wilk puścił mnie.
- Dziękuję- powiedziałam, spoglądając na feralną przeszkodę: ogromne, szklane, pozłacane drzwi z wieloma, dziwnymi rysunkami. Niektóre przedstawiały historię powstania Słońca, jeszcze inne różne przygody Musuko. Patron wszędzie otoczony był płomieniami, spoglądał w dół z wyrazem lekkiego zirytowania, jakby cały świat był u jego stóp. Westchnęłam z delikatną złością. Jak widać, plotki o jego ego nie były przesadzone. Rozmowa może być dość trudna.
- Wchodzicie czy zamierzacie tu sterczeć i podziwiać?- zapytał nasz przewodnik, wyciągając długie jęzory ognia na podobiznę rąk. Pchnął zdecydowanie oba skrzydła drzwi, ukazując ogromną komnatę...

< Steve? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT