Pełnia była jedną z moich ulubionych pór. Srebrna tarcza księżyca
pokazywała się w całej swej całej okazałości. Jednak nie ze względu na
piękne widoki był to mój ulubiony czas. Niektóre z ziół, które
stosowałam do trucizn zyskiwały dzięki blasku księżyca większą moc niż
zazwyczaj. Nałożyłam na grzbiet dwie torby po czym wyszłam ze swojej
jaskini. Nie spodziewałam się o tej porze spotkać, żadnego wilka, co
jeszcze bardziej poprawiało mi humor. Chodź stałam się nie co
łagodniejsza niż na początku nadal nie miałam ochoty na posiadaniu całej
masy przyjaciół, trzeba było z nimi utrzymywać kontakt, podtrzymywać
więzi co zabierało cenny czas jaki mogłam wykorzystać na trening.
Żmijjad, kieł kobry, sieć tarantuli.....Gdy zebrałam prawie ostatni
składnik ze swojej listy jakim był mech pawi skierowałam się w stronę
pobliskiego jeziora. Gdy skończę, będę mogła zabrać się za najciekawszą
część czyli ważenie trucizn. Wyciąganie esencji, krojenie, suszenie. Na
samą myśl uśmiechnęłam się. Mój dobry humor jednak zniknął gdy tylko
moim oczom ukazała się sylwetka białego wilka. Był pochylony nad
zbiornikiem. Mogłam się jeszcze wycofać, jednak wtedy nie zdobędę płetw
węgorza, które były mi potrzebne. Po dłuższej chwili zwłoki wyszłam z
chroniącego mnie baldachimu drzew. Teraz byłam bardzo dobrze widoczna,
przez białe futro odbijające łunę satelity. Stanąwszy przy brzegu
rozejrzałam się po tafli jeziora. Była na tyle spokojna bym mogła ujrzeć
kamyczki na dnie. Niestety nie widziałam ani jednej ryby. Zapewne
musiały być głębiej. Przed wyruszeniem na środek jeziora powstrzymał
mnie głos basiora:
-Witaj. Jestem Adidas, a ty?
-Niechętna do rozmowy-Mruknęłam licząc na to, że go spławię. Basior
jednak usilnie próbował wyciągnąć ode mnie odpowiedź na swoje pytanie:
-Szkoda. Może byś się jednak przedstawiła skoro jesteśmy na terenach tej samej watahy?
-Annabell.-Westchnęłam idąc wzdłuż brzegu
-Miło mi. Może jakiś spacerek? Taka ładna noc...pasujesz do
niej.-Uśmiechnęłam się delikatnie, jakbyś zgadł pomyślałam po chwili
oznajmiając:
-Niech będzie. Muszę tylko coś załatwić
-Co takiego?-Spytał zaintrygowany basior
-Zobaczysz-Mruknęłam wyczarowując cieniste okręgi, które unosiły się w
powietrzu. Przeskakując z jednego na drugi dotarłam na środek jeziora po
czym przyglądając się przez chwili wodze zarzuciłam haczyk. Po paru
minutach wyłowiłam rzucającego się na wszystkie strony węgorza.
Chwyciwszy go w zęby ruszyłam z powrotem do brzegu. Odcięłam mu
wszystkie płetwy wrzucając z powrotem do rzeki, przynajmniej nic się nie
zmarnuje. Schowałam składnik do torby oznajmiając:
-Teraz możemy ruszać-Idąc alejką jaką utworzyły drzewa starałam się nie
być wredna. Może wydawać się to śmieszne ale łatwiej jest być wrednym
niż miłym, to zapewne dlatego większość ludzi wybiera moją ścieżkę.
Ciszę, która nałożyła na nas swój całun przegnał głos basiora:
-Po co ci był węgorz
-Po to, żebyś się pytał
-A tak na serio-Odparł uśmiechnięty basior, chyba nie przeszkadzał mu moje szorstkie podejście.:
-Do trucizny-Odparłam po chwili wiedząc, że jeśli nie zaspokoję ciekawości basiora ten nie da mi spokoju.
-Po co ci trucizny-W głosie Adidasa dało się wyczuć pewne napięcie.
Chyba nie podejrzewał mnie o zdradę czy inne tego typu teorie spiskowe,
co nie? By rozwiać jego wątpliwości odparłam:
-By zatruć swoje ostrza, dzięki temu praca zabójcy idzie mi łatwiej.-Po
chwili odezwałam się sama ze siebie, co było pierwszy takim przypadkiem
od początku naszej rozmowy.:
-A ty czym się zajmujesz?
-Ja jestem saperem. Wiesz wybuchy, eksplozje to moja działka-Przypominał
mi pewnego basiora, który zalazł mi za skórę. Nie mogłam powstrzymać
uśmiechu, który niezauważenie pojawił się na moim pyszczku. Chodź
starałam się go ukryć Adi go zauważył mówiąc z entuzjazmem:
-Wreszcie się uśmiechnęłaś, wreszcie się uśmiechnęłaś-Przewróciłam
oczami, przypominał w niektórych momentach szczeniaka. Po dłuższej
chwili ciszy spytałam:
-Gdzie chcesz iść?
(Adi?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz