poniedziałek, 9 listopada 2015

Od Sebastiana c.d Meliendore

Co to to nie. Nie pozwole by malec pod moją opieką został porwany. Pobiegłem ile sił w nogach za czarną postacią. Jednak mimo wszelkich starań nie zbliżyłem się do nich ani o milimetr, można by wręcz rzec że oddaliłem się o pare metrów. Zatrzymałem się zmęczony i zdyszany, nie miałem szans ich dogonić. Nie mając innego wyboru musiałem zmienić się w demona, nienawidziłem jednak tego robić, to tak jakbym przyznawał się iż do nich przynależe, a było to dla mnie najwiękrzym bluźnierstwem. Gdy biała dusza szczeniaka znikneła mi z pola widzenia, nie zwlekałem dłużej, zagryzłem język, by się nie śmiać jak opętany. Poczułem na całym ciele łaskotki, które nie chciały ustać. Dla postronnego obserwatora moje wiercenie się było oznakiem agoni, jednak nic z tych rzeczy, jedyną nie przyjemną częścią mojej przemiany było wyrastanie długich kłów. Jednak nawet to nie bolało tylko strasznie swędziało. Poczułem jak staje się więkrzy i masywniejszy. Gdy wkońcu stanąłem pewnie na łapach, ruszyłem biegiem przed siebie. Poruszałem się szybciej niż wcześniej, udało mi się nawet dogonić Mello. Widziałem wyraźnie obie duszę, jedna biała a druga....czarno czerwona. Gdy zorientowałem się że porywaczem szczeniaka jest demon przyśpieszyłem, nie mogłem pozwolić by stwór go zabił. Udało mi się dogonić Mello, jednak przez nie uwagę wpadłem na czarną postać. Przez to obaj wywróciliśmy się i zaczęliśmy obijać się o drzewa i nie równe podłoże. Gdy demon wypuścił Mello ze swego uścisku chwyciłem go pewnie i przytuliłem szczeniaka do siebie osłaniając przed choćby najmniejszym urazem. By zapewnić malcowi konfort opatuliłem go dwoma ogonami. Po paru sekundach upadków i zachaczania o przeszkody, wszyscy troje zatrzymaliśmy się. Mello wyswobodził się z mojego słabego już uścisku i usiadł przy czarnym demonie. Po dłuższej chwili udało zebrać mi się resztke energi jaką miałem i stanąłem nie pewnie na łapach. Z niektórych moich otarć sączyła się krew, a w prawy bok miałem wbitą gałąź, która przeszkadzała mi w chodzeniu, zirytowany wyciągnąłem zakrwawiony drzewiec i rzuciłem go daleko od nas. Gdy demon w końcu stanął na łapy, zawarczałem i oznajmiłem:
-Nie pozwole ci zabrać Mello-Czarna postać uśmiechnęła się szyderczo mimo obrażen i zapytała:
-A dlaczegóż to?
-Ponieważ jest sprzymierzeńcem watahy porannych gwiazd i jako wojownik mam obowiązek bezpiecznie doprowadzić go do jej terenów. A takim bestią jak wy chodzi tylko o duszę. Nie pozwole ci go zabić
-Nie zapominaj że ty też jesteś jednym z nas-Uspokoiłem się i znów wróciłem do swojej normalnej postaci. Gdy to uczyniłem poczułem jak jestem bombardowany przez organizm informacjami o bólu i ranach , powinienem pozostać w postaci demona, w niej nie czułem ran które otrzymałem. Skrzywiłem się zgorszony wypowiedzią towarzysza Mella jednak oznajmiłem pewnym i spokojnym głosem:
-Jak już to w połowie-Przed demona wyszedł Mello który z niedowierzaniem zapytał:
-Sebastian?-Uśmiechnąłem się słabo i oznajmiłem, udając beztroskiego
-Wybacz mały że nie powiedziałem ci o tym wcześniej. Nie chciałem byś się mnie bał-Szybko spoważniałem przypatrując się demonowi:
-Po co ci Mello?-Zapytałem czarną postać.

(Mello ? xd)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT