Co to to nie. Nie pozwole by malec pod moją opieką został porwany.
Pobiegłem ile sił w nogach za czarną postacią. Jednak mimo wszelkich
starań nie zbliżyłem się do nich ani o milimetr, można by wręcz rzec że
oddaliłem się o pare metrów. Zatrzymałem się zmęczony i zdyszany, nie
miałem szans ich dogonić. Nie mając innego wyboru musiałem zmienić się w
demona, nienawidziłem jednak tego robić, to tak jakbym przyznawał się
iż do nich przynależe, a było to dla mnie najwiękrzym bluźnierstwem.
Gdy biała dusza szczeniaka znikneła mi z pola widzenia, nie zwlekałem
dłużej, zagryzłem język, by się nie śmiać jak opętany. Poczułem na całym
ciele łaskotki, które nie chciały ustać. Dla postronnego obserwatora
moje wiercenie się było oznakiem agoni, jednak nic z tych rzeczy, jedyną
nie przyjemną częścią mojej przemiany było wyrastanie długich kłów.
Jednak nawet to nie bolało tylko strasznie swędziało. Poczułem jak staje
się więkrzy i masywniejszy. Gdy wkońcu stanąłem pewnie na łapach,
ruszyłem biegiem przed siebie. Poruszałem się szybciej niż wcześniej,
udało mi się nawet dogonić Mello. Widziałem wyraźnie obie duszę, jedna
biała a druga....czarno czerwona. Gdy zorientowałem się że porywaczem
szczeniaka jest demon przyśpieszyłem, nie mogłem pozwolić by stwór go
zabił. Udało mi się dogonić Mello, jednak przez nie uwagę wpadłem na
czarną postać. Przez to obaj wywróciliśmy się i zaczęliśmy obijać się o
drzewa i nie równe podłoże. Gdy demon wypuścił Mello ze swego uścisku
chwyciłem go pewnie i przytuliłem szczeniaka do siebie osłaniając przed
choćby najmniejszym urazem. By zapewnić malcowi konfort opatuliłem go
dwoma ogonami. Po paru sekundach upadków i zachaczania o przeszkody,
wszyscy troje zatrzymaliśmy się. Mello wyswobodził się z mojego słabego
już uścisku i usiadł przy czarnym demonie. Po dłuższej chwili udało
zebrać mi się resztke energi jaką miałem i stanąłem nie pewnie na
łapach. Z niektórych moich otarć sączyła się krew, a w prawy bok miałem
wbitą gałąź, która przeszkadzała mi w chodzeniu, zirytowany wyciągnąłem
zakrwawiony drzewiec i rzuciłem go daleko od nas. Gdy demon w końcu
stanął na łapy, zawarczałem i oznajmiłem:
-Nie pozwole ci zabrać Mello-Czarna postać uśmiechnęła się szyderczo mimo obrażen i zapytała:
-A dlaczegóż to?
-Ponieważ jest sprzymierzeńcem watahy porannych gwiazd i jako wojownik
mam obowiązek bezpiecznie doprowadzić go do jej terenów. A takim bestią
jak wy chodzi tylko o duszę. Nie pozwole ci go zabić
-Nie zapominaj że ty też jesteś jednym z nas-Uspokoiłem się i znów
wróciłem do swojej normalnej postaci. Gdy to uczyniłem poczułem jak
jestem bombardowany przez organizm informacjami o bólu i ranach ,
powinienem pozostać w postaci demona, w niej nie czułem ran które
otrzymałem. Skrzywiłem się zgorszony wypowiedzią towarzysza Mella jednak
oznajmiłem pewnym i spokojnym głosem:
-Jak już to w połowie-Przed demona wyszedł Mello który z niedowierzaniem zapytał:
-Sebastian?-Uśmiechnąłem się słabo i oznajmiłem, udając beztroskiego
-Wybacz mały że nie powiedziałem ci o tym wcześniej. Nie chciałem byś
się mnie bał-Szybko spoważniałem przypatrując się demonowi:
-Po co ci Mello?-Zapytałem czarną postać.
(Mello ? xd)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz