Spojrzałem zaniepokojony na swoją jaskinie. Mam dziwne przeczucie, że
ktoś jest tu ze mną. Ktoś, kogo nie znam i stanowczo nie chciałbym
poznać. Rzuciłem okiem na niebo. Słońce ustąpiło miejsca księżycowi,
który teraz oświecał ciemną niczym cień noc. Powinienem już iść spać,
ale czy zasnę?
Ociężałym krokiem udałem się do kąta jaskini, najcieplejszego i najbezpieczniejszego miejsca. Chyba.
Wziąłem delikatnie mojego króliczka do pyska, po czym zawinąłem się moim
długim ogonem. Po pewnym czasie, poczułem, że mimowolnie odchodzę do
krainy Morfeusza.
Poczułem oddech na moim karku i usłyszałem czyjeś głośne sapanie.
Odwróciłem się. Przed sobą zobaczyłem istotę pozbawioną futra, czy nawet
sierści, która porusza się na tylko dwuch nogach. Jej zęby były
śmiesznie małe i tępe, a twarz mocno spłaszczona. Człowiek! W tych
okolicach? Ale zaraz... Gdzie ja tak właściwie jestm??
Najwyraźniej znajdowałem się w ciasnym pomieszczeniu o barwie rdzawej
pomarańczy. Roiło się od gryzącego w oczy dymu. Na środku pokoju srał
mały, drewniany stolik, na którym siedział smukły chłopak o absolutnie
czarnych włosech. Jego ubranie zrobione było tylko i wyłącznie z piórek,
co wyglądało osobliwie. Do jego szyji przymocowane były sznurki z
niewiadomego materiału, a na ich końcu zwisały czaszki. Chłopak
świdrował mnie wzrokiem.
- Kim jesteś? - zapytałem zakłopotany.
- Ja? - nieznajomy wyszczerzył się w dziwnym uśmiechu - Jestem królem ptaków, młody kruku.
Chłopak przybliżył się do mnie i wytrzeszczył puste oczy.
- Nie... nie jestem krukiem - wydukałem.
- Jak nie, jak tak??
Nieznajomy znowu się do mnie uśmiechnął. Byłem bardzo, ale to bardzo
przerażony. Król ptaków powiedział to tak dobitnie i pewnie, że sam nie
byłem pewien - jestem wilkiem, a może jednak krukiem?
Na moich oczach, moje futro zmieniło barwę z niewinnej, śnieżnobiałego
odcienia do czarnej niczym smoła barwy. Jeśli nic nie zrobię, moje futro
zamieni się w piórka, a mój piękny pysk w dziób kruka!
Nagle, otworzyłem oczy. Uf, to był na szczęście tylko sen... Prawda?
Zobaczyłem wpatrujące się we mnie z wyczekiwaniem spojrzenia innych członków watahy.
Niedowierzali. Widzieli, jak gdyby nigdy nic, zmieniam się z białego
szczeniaka w czarnego basiora. Nagle, podeszła do mnie wadera, której
wcześniej nie było mi dane poznać...
< Klairney ? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz