Nie mogłem uwierzyć, że Marry odwzajemnia moje uczucia, myślałem że po
tej akcji znienawidzi mnie i uzna moją osobę za potwora. Obudziłem się o
świcie, gdy pierwsze promienie słońca wślizgnęły się do jaskini wadery.
Otworzyłem powoli oczy, rozglądając się, gdy to zrobiłem do mojej głowy
zaczynały wdzierać się wątpliwości, gdzie się znajduje. Jednak gdy
poczułem znajomy mi już zapach Marry przypomniałem sobie wszystko co
wczoraj zaszło. Wstałem z ociąganiem, rozprostowując kości i nastawiając
kości na swoje miejsce, które wydawały charakterystyczny dźwięk. Jednak
gdy zrobiłem tą na pozór błahą czynność, poczułem przeszywający ból,
który przypominał tępe uderzenia młota w kości, rozchodząc się po
reszcie ciała niczym echo. Wstałem obolały i wyszedłem z jaskini wadery,
najciszej jak mogłem by jej nie obudzić. Słońce, czerwone niczym
dojrzałe jabłko widniało na linii horyzontu. Gwiazda zabarwiała niebo na
kolory oranżu i różu. Powietrze było bardzo rześkie, dawało się wyczuć
delikatny zapach wilgoci, a co za nią idzie również rozkładu.
Wiedziałem że nie powinienem się ruszać, jednak leki nie pomogą mi tak
jak dusze. Skradałem się między drzewami, by nikt z watahy mnie nie
zauważył, na szczęście było jeszcze bardzo wcześnie. Gdy ujrzałem
zagubionego młodego króliczka, który siedząc na trawie poruszał
niespokojnie malutkim noskiem, uśmiechnąłem się i na ugiętych łapach
podszedłem do mojej ofiary. Zanim króliczek zdążył się zorientować już
miał przebite płuca, tchawice i serce, zrobiłem to szybko by nie
cierpiał. Połknąłem go w całości wraz z biszkoptową duszą, która drżała
niespokojnie. Po paru sekundach poczułem jak rozchodzi się wewnątrz mnie
przyjemne ciepło, niczym po wypiciu ciepłej herbaty w jesienny, mroźny
dzień. Zaspokoiwszy głód ruszyłem w kierunku jaskini wadery, nie
chciałem by się o mnie martwiła i tak wiele przeszła. Po drodze ujrzałem
między opadłymi liści, mały zmarznięty kwiatek. Miał on szmaragdową
łodyżkę, owalne liście i szafirowe płatki skrywające wewnątrz kamień
szlachetny wielkości monety. Odkopałem roślinkę nie zważając na ból i
ruszyłem do jaskini Marry. Gdy wszedłem do środka ujrzałem waderę, która
krążyła niespokojnie, gdy mnie ujrzała podeszła do mnie i z wrogością w
głosie zapytała:
-Gdzieś ty był?!-Uśmiechnąłem się zawstydzony i oznajmiłem:
-Musiałem coś załatwić-Gdy wadera otworzyła ponownie pyszczek by zasypać
mnie gradem pytań złożyłem na jej ustach delikatny pocałunek, by na
chwile zamilkła. Wręczyłem jej kwiat i zapytałem:
-Marry, czy zechcesz być moją towarzyszką życia?-Myślałem wiele nad tą decyzją, byłem pewny tego co chce
(Marry <3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz