Od kiedy pamiętam, nigdy nie bałem się ciemności. Nie zastanawiałem się,
jakie potwory może ona kryć. Bardziej cieszyłem się, że nikt mnie wtedy
nie widzi. Zapadł zmrok. Obok mnie powłóczył nogami Leorio.
- Chciałbym pobyć sam. Tej nocy będzie północ, więc chciałbym się przejść - oznajmiłem, przerywając długą ciszę.
- Nie ma problemu - uśmiechnął się Leo.
- SAMOTNIE. - dopowiedziałem dobitnie.
Mój towarzysz spojrzał na mnie jak na wariata.
- Ty chyba sobie żartujesz! Moim zadaniem jest Cię chronić! Nigdy Cię nie opuszczę. Nigdy. - odparł z przekonaniem.
- Leorion. Przestań. To jest rozkaz! - ryknąłem na niesfornego demona.
Leo podkulił ogon.
- Dobrze, niech tak będzie - wymamrotał potulnie.
Po chwili patrzenia na mnie smutno odszedł powoli. Westchnąłem. Mój
towarzysz musi się jeszcze wiele nauczyć. Udałem się w stronę Stardust
Forest. Po chwili wędrówki po wysuszonych liściach, zauważyłem dziwne,
roztańczone światełka, które kręciły się wokoło moich łap. Roześmiałem
się cicho. Uważać, aby nie nadepnąć na żadne, poszedłem dalej krętą
ścieżką. Nagle, usłyszałem, że ktoś za mną chodzi. Byłem bardziej, niż
pewny, że to nie kto inny, jak mój sługa.
- Wyłaź - warknąłem w stronę odgłosu.
Po chwili z zarośli wyszła smukła wadera o dziwnym ogonie. Po chwili bezczelnego gapienia się odchrząknąłem i wymamrotałem :
- Och, przepraszam. Myślałem, że jesteś kimś innym...
< Annabell? >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz