Spokojne popołudnie. Nie zapowiadało się nic nadzwyczajnego. Jak zwykle się myliłam.
Pokłóciłam się sama ze sobą. TAK. Często mi się to zdarza. Skierowałam się na Jushiri w celu położenia się w cieniu drzew i obserwowania zabaw szczeniaków. Na niebie nie było ani jednej chmurki, a słońce było tylko lekko nachylone ku zachodowi. Zmrużyłam oczy, kładąc się na miękkiej trawie. Po polanie biegały dzieci Alf; Nanami i Lelouch. Byłam bardzo wdzięczna młodemu basiorowi za to, że obrał mnie na swoją mentorkę. Szczenięta przestały na chwilę biegać i rozejrzały się. Dostrzegły swoich rodziców siedzący na drugim końcu polany. Gdy Lelouch odwrócił od niech wzrok, dojrzał mnie. Uśmiechnął się i klepnął siostrę w bok, chcąc zwrócić jej uwagę. Wadera spojrzała w wskazywane przez niego miejsce i również uśmiechnęła się na mój widok. A potem, lekkim truchtem, podbiegli do mnie, aby się przywitać.
- Cześć, ciociu Mavis - Nanami wyprzedziła brata, który z lekkim niezadowoleniem, że mówi jako drugi, powiedział:
- Witaj, ciociu.
Uśmiechnęłam się do nich i zamerdałam ogonem.
- Cieszę się, że Was widzę, łobuzy - odparłam z błyskiem w oku. - Co porabiacie?
- To podobno ma być trening, ale Lelo to olewa - mruknęła Nanami, przewracając oczami, po czym spojrzała krytycznie na brata.
- Nieprawda! - zaprotestował Lelouch.
- Prawda! - siostra pokazała mu język, na co rzucił się na nią.
Wstałam i rozdzieliłam ich.
- Dobra, spokojnie - uspokoiłam szczeniaki.
- Och - wymknęło się Nanami z pyska.
- Co się stało? - spytałam zaciekawiona.
Młoda wadera tylko uniosła oczy w górę, a ja zrozumiałam, że ktoś za mną stoi. Odwróciłam łeb w tamtym kierunku. Ujrzałam brązowo-beżowego basiora o czerwonych oczach, które świdrowały mnie zaciekawionym spojrzeniem. Nie znałam go.
- To my już pójdziemy, ciociu - powiedział szybko Lelouch i lekko popchnął siostrę w stronę rodziców, więc zanim zdążyłam się z nimi pożegnać, już ich nie było.
- Kim jesteś? - spytałam nieznajomego, lekko mrużąc oczy.
<Time?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz