Już jest nowy i całkiem słoneczny dzień. Wyszłam na zewnątrz. Nagle Sun
podleciała i usiadła mi na nosie. Od jej pyłku kichnęłam. Znowu usiadła
mi na nosie, lekko mnie to zdenerwowało więc powiedziałam:
- Sun! Ach! Ty nie idziesz. Jest dla ciebie za zimno...
Rzeczywiście stworzonko trzęsło się z zimna, ale mimo to zostało.
Usiadło mi za uchem i wtuliło się w moje futro. Wzruszyłam ramionami.
"Ona to jest uparta..." - pomyślałam - "No nic, trzeba coś upolować".
Ruszyłam przed siebie. Powoli mijałam kolejne zakątki naszej watachy. N
apoczątek minęłam Shirin, później Wodospad Mizu, a na koniec przeszłam
obok Amfiteatru. Słyszałam dochądzę stamtąd dźwięki zabaw i różnych
występów. Sun również się nieco ożywiła. Droga zajęła nam jeszcze około
kilku minut, aż w końcu dotarłyśmy do Tysiącletniej Puszczy. Na miejscu
zobaczyłam dziwne zjawiska przyrodnicze. Liście zamaist złotych i
brązowych oraz ognistoczerwonych były niemal fioletowe. Niektóre z nich
były białe, inne różowe, a jescze inne bordowe bądź fioletowe.
Niechętnie podeszłam nieco dalej. "A psik!" usłyszałam. To Sunshine
kichała. Biedna mała wróżka już dostała przeziębienia. W prawdzie było
tu trochę zimno ale bez przesady. Ale co ja poradzę? Wróżki są nieco
mniej odporne niż wilki... Rozejrzałam się z zaciekawieniem po okolicy. W
jednym z drzew dostrzegłam dziuplę. W środku były liście. Wydawała się
dosyć ciepła więc zdjęłam Sun z mojej głowy i ułożyłam w dziupli.
- Śpij dobrze, kochana. - rzuciłam po chwili. Nagle zaczął wiać wiatr...
Moje futro zaczęło rozwiewać się na wszystkie strony. Z resztą
dokładnie tak jak liście. Każdy jeden listek oderwał się od podłoża i
zaczął wirować w powietrzu. Ten wiatr wydawał się jakiś inny...
- Klairney - usłyszałam głos dochodzący z nieba.
_ K-kim jesteś? - odparłam spanikowana. Nerwowo przebierałam łapkami. W pewnejchwili liście poczęły krążyć wokół mnie.
- Spokojnie... Nic ci się nie stanie. - powiedział nieco głośniej.
Liście coraz bardziej zaczęły mnie przykrywać. Krążyły wokół mnie z
zawrotną prędkością. W końcu i ja uniosłam się w powietrze. Cały świat
wokół mnie począł wirować. Wszystkie chmury na niebie momentalnie się
rozwiały. Drzewa zostały wyrwane z korzeniami. Niebo zmieniło barwę na
ciemny granat. W centrum tego wszystkiego pojawiło się światło.
- Nie obawiaj się. To nie będzie bolało - szepnął głos.
- O nie! Nie dam się... - krzyknełam i po chwili szarpania wyrwałam się z
krępującego wiru. Najpierw wyskoczyłam i ustałam spokojnie na ziemi, a
potem grzmot. Na niebie pojawiły się błyskawice, gwiazdy się pojawiły.
Gwiazdy utworzyły napis "Hominis:"[ Co z łaciny oznacza "człowiek"]. Nie
zrozumiałam tego wyrazu. Zaraz po tym jak gwiazdy ułożyły ten napis...
nastała cisza i ciemność. Po pewnym czasie znów czułam jak oddycham...
Otworzyłam jedno oko. Spojrzałam się na mój nos. Leżałna nim... WŁOS?!
Ale ja nie mam włosów i to złotych... Powoli wstałam ale nie czułam już
dotyku poduszeczek od spodu łap. Spojrzałam się na moje łapy, a tam...
dostrzegłam jakieś dwa wyrostki z palcami. Długo myśleć nie musiałam.
Miałam dłonie. Obejrzałam się, dostrzegłam jeszcze, że zamiast grubego
futra ubrana byłam w blado-niebieską marynarkę, a pod nią miałam różową
bluzkę. Zamiast łap owiniętych futrem miałam zgrabne chude nogi. Nosiłam
również granatową spódnicę. Włosy miałam koloru blod i były spięte w
kucyka. Wyglądałam jakoś tak:
Lekko westchnęłam po czym podniosłam się i spojrzałam się przed siebie.
Nadal byłam na polanie w Tysiącletniej Puszczy... Diwne. Spróbowałam
zrobić jeden krok, jakoś wyszło chociaż się nieco chwiałam. po chwili
jednak opanowałam swoje kończyny i dopiero po kilku sekundach
zorientowałam się, że zostawiłam Sun w dziupli. Natychmiast pobiegłam do
tego drzewa. Uf... Na szczęście Sun spokojnie spała. Jednak gdy tylko
się na nią spojrzałam... obudziła się. Spojrzałam się na mnie swoimi
złotymi oczami. Wstała i usiadła mi na ramieniu.
- Jesteś teraz człowiekiem Klairney... - znów usłyszałam ten głos.
- A-ale jak...? Dlaczego akurat człowiek...? - zaczęłam się jąkać.
Najważniejsze to zachować spokój. Nadal muszę pamiętać, że jestem
wilkiem i nazywam się Klairney. Spuściłam głowę i usiadłam na trawie
zaczynając delikatnie płakać...
C.D.N
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz