Dzisiejszy dzień był doś deszczowy. Skryłam się więc w swojej jaskini i
poczekałam, aż ulewa się skończy, co nastało dopiero rano. Wyszłam
niechętnie mocząc łapki i powędrowałam nad Wodospad Mizu. Po drodze do
moich uszu dobiegł dziwny dźwięk. Przypominał stękanie. W tej samej
chwili poczułam jakby ktoś się na patrzył. Odwróciłam się niepewnie i
zauważyłam cień. Był on dość "rozwiany", ponieważ żądne zwierzę mi do
niego nie pasowało. Po chwili znikł. Jedyne co przychodziło mi do głowy
to myśl: "Co to takiego?" albo "Kto to?". Lekko przestraszona ale i
zaciekawiona, ruszyłam w jego kierunku. Cień wyprowadził mnie za tereny
Wodospadu Mizu i kazał iść dalej. A dokładnie sam szedł w tamtą stronę, a
ja po prostu chciałam dowiecieć się co tu nie gra... Poszłam za nim,
każdy jeden krok stawiałam najciszej jak tylko mogłam. Szłam tak
wpatrzona w "stworzenie" niezauważając, że jestem po za terenami watahy.
Odwróciłam się. Byłam tylko kilkanaście metrów od granicy, a jednak ten
cień nie dawał mi spokoju. Bez większego zastanowienia poszłam za nim
dalej. Po chwili usłyszałam szepty. Schyliłam głowę i zmrużyłam oczy,
aby się przyjrzeć. I nagle... ciemność. Obudziłam się dopiero po jakiś
dwóch godzinach. Strasznie bolała mnie głowa więc jedną łapką
pogładziłam się po bolącym tyle głowy. Znaczy... chciałam się pogładzić.
Jakoś nie mogłam. Spojrzałam się wzdłuż swojego ciała. Na obu łapach
miałam tzn. blokadę. Wielkie "rękawice" obciążały moje łapy i
uniemożliwiały ucieczkę. Bowiem były na łańcuchu liczącym tylko jakieś 3
metry. Za to 2 metry ode mnie dostrzegłam miskę z wodą i miskę z karmą
dla psów. Skrzywiłam się i odwróciłam łebek z obrzydzeniem. "Jedz
śmiało, jedzenie nic ci nie zrobi" - usłyszałam - " Śmiało". Kątem oka
spojrzałam się z a siebie. Stał tam mężczyzna,a obok niego stał wilk.
Miał on końcówkę ogona czarną, uszy, skrawki na grzbiecie i spód łap.
Krótka opadająca na oczy grzywka miała kolor różowo-pomarańczowy. Cała
reszta jego sieści miała barwę białego, a na jednej przedniej łapie miał
taką rękawiczkę.
Stał
dumnie przy nodze swojego właściciela gapiąc się na mnie swoimi
czerwonymi oczami. Spojrzałam się najpierw na niego, a potem na pana.
Machnęłam ogonem i usiadłam. Znów z obrzydzeniem spojrzałam na jedzenie.
Odsunęłam się i spojrzałam na człowieka.
- Tylko tyle? Masz szczęście, że cię nie zanił. - powiedział wilk.
- Ta. - prychnęłam.
- To nic nie boli. - dodał uśmiechając się wścipsko.
- Nie jadam takich rzeczy. Z resztą, gdzie ja jestem! - odparłam oburzona.
Wilk pokręcił łbem i człowiek sobie poszedł zostawiając nas samych. Przymrużyłam oczy i odwróciłam łebek zadzierając nosek.
- Ktoś tu mnie polubił. - powiedział siadając obok.
- Żebyś wiedział. - odparłam ignorując go.
- Oj no przestań. - Położył miłapę na ramieniu, a ja z oburzeniem
strąciłam ją z ramienia i odskoczyłam. Obnażyłam kły i ustałam w pozycji
gotowej do ataku.
- Lepiej się nie zbliżaj! - wysyczałam.
- Nie denerwuj się. - uśmiechnął się. - Ciesz się, że żyjesz.
- Już wiele razy ktoś chciał mnie zabić.
- Wiem o tym. Zapewne poznałąś już Aron'a. - powiedział pokazując na
wyłaniający się zza drzwi cień. Był dokładnie taki sam jak ten który
spotkałam nad wodospadem. Nagle stworzenie zdjęło z siebie okrycie
odsłaniając swoją postać.
- J-Jak? - zdziwiłam się.
- O tak. Jesteś nam potrzebna.
- Żebyś się nie zdziwił. Electris! - w jednej chwili moje łapy
naładowały się prądem pod wysokim napięciem. Tupnęłam o ziemie, a
blokady krępujące moje łapy pękły.
- Electris stop! - powiedziałam. - I co? Jestem wolna.
Zaczęłam biec w stronę okna. Aron i ten drugi zaczęli mnie gonić. Do
okna jeszcze kilka metrów i trzeba będzie skoczyć. Użyłam telepatii i
rzucałam w nich po kolei,a to skrzynkami, a to deskami, a czasami nawet
butami. Po którymś razie jedna ze skrzynek spowolniła ich dajac mi
przewagę. Jednym zwinnym ruchem wskoczyłam na parapet i otworzyłam okno
od zewnątrz (też przy pomocy telepatii). Wyskoczyłam z budynku, w czasie
lotu krzyknęłam:
- Demon Elektryczności. - Po chwili zmieniłąm się w demona który z
reszta przypominał wilka. Dla mnie lepiej, ponieważ nikt mnie nie
rozpozna. Wracając. Stworzyłam "posłanie" skłaadające się z pojedynczych
smug prądu. Wylądowałam na nim bezpiecznie i uciekłam do najbliższego
lasu. Po kilku minutach biegu dotarłam wreszcie na tereny watahy.
Bezpieczna i spokojna wróciłam do swojej normalnej postaci i udałam się
do jaskini.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz