Poranek i całkiem ładny dzień. Wyszłam z jaskini jak najszybciej.
Rozejrzałam się po okolicy po czym udałam się do Tysiącletniej Puszczy. O
tej porze będzie tam na pewno ślicznie. Tak rzeczywiście było. Kiedy
dotarłam na miejsce zastałam tysiące drzew z różnokolorowymi liśćmi.
Żółte, brązowe, pomarańczowe i kilka zielonych. Chwilę obserwowałam jak
niektóre z nich spadają na ziemię po czym udałam się dalej. Trzeba coś
upolować. Uch... Rozglądałam się cicho podskakując. Wtem do moich uszu
dobiegł szelest. Nastawiłam uszy i spojrzałam się w tamtym kierunku w
błyskawicznej prędkości. Dostrzegłam sylwetkę jakiegoś wilka... Jednak
nie byłam w stanie określić czy to ktoś z watahy. Zakradłam się.
Wyjrzałam zza krzaków, dostrzegłam czarnego wilka ze skrzydłami. Czyżby
Jack? Skoczyłam na niego i z poważnym tonem spytałam:
- Jack? Nie... Kim ty jesteś?!
- Zwalaj się! - odparł wilk.
- Jak ty się do mnie zwracasz? - zeszłam z niego i obnażyłam kły.
- A co? Alfą jesteś! - krzyknął zdenerwowany już osobnik.
- Nie, Deltą. - odparłam po chwili uspokajając się.
- Skąd na niczyjych terenach Delta? - mruknął ale jednak usłyszałam to.
- Tu jest wataha - odpowiedziałam. - Jeśli chcesz to zaprowadzę cię do
Alf. Przy okazji jestem Klairney. - uśmiechnęłam się jednak wilk nie
odwzajemnił mojego uśmiechu. - Mogę poznać Twoje?
<Shady?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz