czwartek, 5 listopada 2015

Od Vincenta do Annabell

W pierwszej chwili stanąłem całkowicie zaskoczony takim obrotem spraw. Spodziewałem się raczej ataku dzikiej furii ze strony smoczycy, gdyż z własnego doświadczenia wiedziałam, iż gady te dość gwałtownie reagują na nieznajomych w okolicy gniazda. Nie żeby taka postawa mi nie odpowiadała.
-Emm… nie ma sprawy. – rzekłem w końcu. – Chcieliśmy zobaczyć te maluchy, a tak się złożyło, że one również zainteresowały się nami.
Zerknąłem na Annabell, szukając oparcia. Wadera odwzajemniła wzrok i skinęła głową. Smoczyca pochyliła się niemal tam nisko, że muskała mnie nosem. Wzięła wdech i dmuchnęła we mnie zawieją gorącego powietrza, które osuszyło me futro z lepkiej śliny. Tak samo uczyniła z Annabell. Kleista wydzielina zniknęła, byliśmy czyści, choć futro miałem nieco potargane.
-Dziękuje. – odparłem na ten gest, wygładzając sierść na piersi. Z boku dochodziły coraz intensywniejsze popiskiwania. – Te maluchy są naprawdę rozkoszne.
Zwróciłem wzrok na pisklęta. Annabell uczyniła to samo wraz z smoczą matką. W trójkę przyglądaliśmy się smoczkom, którym to wilczyca zapewniała taką rozrywkę.
-Bywają ciężkie do wytrzymania – zaśmiała się smoczyca. – ale i tak są kochane.
Jedno z piskląt wykazało zainteresowanie drugą, wilczą kitą. Powoli zbliżyło się do mego ogona, przyglądając się badawczo. Różnił się od poprzedniej zabawki-krótszy, pokryty szarym futrem. Mimo to spróbował. Hap! Ogon zniknął w paszczy malucha. Szczęki smoczka na szczęście nie były tak silne jak ścisk dorosłego gada, zatem w tą scenę wpatrywałem się z uśmiechem, aniżeli strachem czy bólem. Jednak moja zabawka wydała się młodemu nieco mniej atrakcyjna. Nie dało się z nią siłować, a futro zapewne łaskotała w nos i podniebienie. Smoczek szybko wypluł mój ogon, kichnąwszy od łaskotek.
-Hymp. – mruknąłem, niby urażony wybrednością gada.
Ten jednak odkrył inną formę zabawy niż zapasy czy gryzienie. Chwycił w ząbki szare futro pokrywające ogon, a jako iż rosło gęsto nabrał go dość sporo. Szarpnął, wyrywając spory pęk sierści. Odskoczyłem, pisnąwszy nie tyle z bólu, co zaskoczona. Smoczek stał uśmiechnięty z szarym futrem w pyszczku. Dostrzegłszy ruch ogona zapragnął pochwycić go znów. W ślad za nim ruszyło rodzeństwo.
-Ajć! – zaskomlałem, umykając pisklętom.
Smoczyca próbowała poskromić swoje dzieci, szturchaniem, parskaniem, a nawet warczeniem. Annabell zachęcała maluchy by wznowiły zabawę jej ogonem, lecz wyrywanie futra było widocznie lepszą rozrywką. W końcu wymyśliłem: użyłem Lewitacji i wzniosłem się nad smoczki, tam gdzie nie mogły mnie sięgnąć. Mój ogon był bezpieczny. Pisklaki patrzyły na mnie z zainteresowaniem. Jęły machać swymi skrzydełkami, jednak nie wiele ponad ziemie się uniosły, choć w próbach były bardzo waleczne.
-Chyba też tak chcą. – stwierdziła wadera. – Też chcą polatać.
Pokręciłem głową:
-Na razie niech figlują na ziemi…
<<Ann? Wybacz, że tak długo ;/ >>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT