W pierwszej chwili stanąłem całkowicie zaskoczony takim obrotem spraw.
Spodziewałem się raczej ataku dzikiej furii ze strony smoczycy, gdyż z
własnego doświadczenia wiedziałam, iż gady te dość gwałtownie reagują na
nieznajomych w okolicy gniazda. Nie żeby taka postawa mi nie
odpowiadała.
-Emm… nie ma sprawy. – rzekłem w końcu. – Chcieliśmy zobaczyć te
maluchy, a tak się złożyło, że one również zainteresowały się nami.
Zerknąłem na Annabell, szukając oparcia. Wadera odwzajemniła wzrok i
skinęła głową. Smoczyca pochyliła się niemal tam nisko, że muskała mnie
nosem. Wzięła wdech i dmuchnęła we mnie zawieją gorącego powietrza,
które osuszyło me futro z lepkiej śliny. Tak samo uczyniła z Annabell.
Kleista wydzielina zniknęła, byliśmy czyści, choć futro miałem nieco
potargane.
-Dziękuje. – odparłem na ten gest, wygładzając sierść na piersi. Z boku
dochodziły coraz intensywniejsze popiskiwania. – Te maluchy są naprawdę
rozkoszne.
Zwróciłem wzrok na pisklęta. Annabell uczyniła to samo wraz z smoczą
matką. W trójkę przyglądaliśmy się smoczkom, którym to wilczyca
zapewniała taką rozrywkę.
-Bywają ciężkie do wytrzymania – zaśmiała się smoczyca. – ale i tak są kochane.
Jedno z piskląt wykazało zainteresowanie drugą, wilczą kitą. Powoli
zbliżyło się do mego ogona, przyglądając się badawczo. Różnił się od
poprzedniej zabawki-krótszy, pokryty szarym futrem. Mimo to spróbował.
Hap! Ogon zniknął w paszczy malucha. Szczęki smoczka na szczęście nie
były tak silne jak ścisk dorosłego gada, zatem w tą scenę wpatrywałem
się z uśmiechem, aniżeli strachem czy bólem. Jednak moja zabawka wydała
się młodemu nieco mniej atrakcyjna. Nie dało się z nią siłować, a futro
zapewne łaskotała w nos i podniebienie. Smoczek szybko wypluł mój ogon,
kichnąwszy od łaskotek.
-Hymp. – mruknąłem, niby urażony wybrednością gada.
Ten jednak odkrył inną formę zabawy niż zapasy czy gryzienie. Chwycił w
ząbki szare futro pokrywające ogon, a jako iż rosło gęsto nabrał go dość
sporo. Szarpnął, wyrywając spory pęk sierści. Odskoczyłem, pisnąwszy
nie tyle z bólu, co zaskoczona. Smoczek stał uśmiechnięty z szarym
futrem w pyszczku. Dostrzegłszy ruch ogona zapragnął pochwycić go znów. W
ślad za nim ruszyło rodzeństwo.
-Ajć! – zaskomlałem, umykając pisklętom.
Smoczyca próbowała poskromić swoje dzieci, szturchaniem, parskaniem, a
nawet warczeniem. Annabell zachęcała maluchy by wznowiły zabawę jej
ogonem, lecz wyrywanie futra było widocznie lepszą rozrywką. W końcu
wymyśliłem: użyłem Lewitacji i wzniosłem się nad smoczki, tam gdzie nie
mogły mnie sięgnąć. Mój ogon był bezpieczny. Pisklaki patrzyły na mnie z
zainteresowaniem. Jęły machać swymi skrzydełkami, jednak nie wiele
ponad ziemie się uniosły, choć w próbach były bardzo waleczne.
-Chyba też tak chcą. – stwierdziła wadera. – Też chcą polatać.
Pokręciłem głową:
-Na razie niech figlują na ziemi…
<<Ann? Wybacz, że tak długo ;/ >>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz