Zanim zdążyłem zareagować, odleciałem do tyłu. Poczułem ból w okolicach
szyji, pozostałość po ataku. Jęknąłem cicho, ale po chwili podniosłem
się na równe nogi. Czułem krew spływającą mi po skórze, jej
charakterystyczne ciepło powodowało u mnie wstręt. Kręciło mi się w
głowie, więc przez chwilę miałem problemy z orientacją. Wszystko działo
się tak szybko. Patrzyłem tylko jak głupi starając się połączyć wątki.
Dziwne, ożywione drzewo stało przed nami gotowe do ataku. Riki, która
dotychczas stała ramię w ramię odemnie rzuciła się do biegu. Okrążyła
Ent'a i stała teraz za nim. Istota spróbowała się odwrócić, ale nie
zdążyła. Riki rzuciła jakieś zaklęcie, które trafiło go w plecy,
zachwiał się i stracił równowagę. Upadł na ziemię wprost przedemną, i
gdybym nie zrobił uniku przygniótł by mnie konarem. Udało mi się jednak
odskoczyć. Ent nie poruszał się, leżał sztywno na ziemi. Poszedłem
bliżej i na wszelki wypadek pchnąłem lekko korę, żeby przekonać się że
istota już się nie podniesie. Martwy. Spojrzałem w oczy wadery lekko się
uśmiechając, próbując w ten sposób okazać wdzięczność. Wadera
zrozumiała chyba o co chodzi. Podeszła do mnie patrząc na ranę.
- Wszystko... Wszystko dobrze? - spytała nieco naiwnie
Moje spojrzenie zmieniło się na nieco bardziej ironiczne, w końcu nie
było dobrze. Z szyji ciekła mi krew zmieszana z ropą. Miałem jednak tyle
szczęścia, że nie miałem uszkodzonej tętnicy. Przyłożyłem łapę do rany
przymykając oczy.
- Chcesz iść do medyczki? - spytała po chwili Riki, najwyraźniej próbując przerwać ciszę, która robiła się powoli niezręczna
- Nie. - odparłem spokojnie. - Za to chętnie wybiorę się gdzieś z tobą.
- Ze mną? Nie wystarczy ci już przygód na dziś? - zaśmiała się wadera
Wzruszyłem ramionami.
- Owszem, dlatego proponuję przechadzkę w jakieś spokojnie miejsce,
gdzie można będzie usiąść i zebrać myśli. Słyszałem o takim. Masz może
ochotę na spacer? - powiedziałem niemal jednym tchem
Riki zawahała się nieco, ale po chwili twierdząco kiwnęła głową na znak,
że nie przeszkadza jej taka opcja. Ruchem łapy wskazałem jej drogę,
którą już po chwili oboje szliśmy. Początkowo mijaliśmy łąki, potem
weszliśmy w las. W miarę, im dalej szliśmy zaczęło się robić coraz
ciemniej. Nie przez porę, bo nadchodziło dopiero południe, ale przez to,
że drzewa zaczęły rosnąć coraz gęściej. Riki przełknęła nerwowo ślinę.
Miejsce takie, tak samo jak mi kojarzyło się jej pewnie z niezbyt
przyjemnymi chwilami w Lesie Śmierci. Zatrzymałem się i spojrzałem jej
ciepło w oczy, próbując ją uspokoić. Nie miałem pojęcia czemu, ale
chciałem... chciałem jakby o nią dbać. Spytałem więc czy chcę może się
wycofać i wrócić nad wodospad, ale ona odpowiedziała mi śmiechem. Nie
był naturalny, z całą pewnością wymuszony. Zignorowałem to jednak i
prowadziłem ją dalej, aż w końcu naszym oczom ukazała się rzeka.
- Oto Mizu No Yume! - powiedziałem uroczyście
Wadera zaśmiała się cicho i usiadła na brzegu. Dołączyłem do niej.
- Lubię tu chodzić. Jest tak... spokojnie. - mruknąłem po chwili zamykając oczy
Wsłuchałem się w dźwięku, które mnie otaczały. W szum drzew, w chlupot
wody delikatnie przepływającej w rzece. Po chwili usłyszałem jakiś
szept. Nie zrozumiałem dokładnie słów, bo był bardzo cichy i chyba
zniekształcony. Otworzyłem szybko oczy, a po moich plecach przeszedł
dreszcz. Rozejrzałem się wokół niespokojnie, chciałem dowiedzieć się
skąd pochodzi ten dźwięk. Widząc mój niepokój Riki zaczęła cicho
chichotać.
- Te szepty pochodzą z rzeki. Niektórzy mówią że to głosy zmarłych,
niektórzy że przemawiają tu bogowie. Tak czy inaczej to całkiem fajna
sprawa. - wyjaśniła po chwili
Kiwnąłem lekko głową, kiedy skończyła mówić. Co jak co, ale zaciekawiła
mnie ta historia. Nadstawiłem głowę, żeby przyjrzeć się falom, ale wtedy
poczułem że zaczynam tracić równowagę. Wpadłem do wody z wielkim
pluskiem. Zimna woda spotęgowała szok, który teraz czułem. Byłem pod
wodą, zaledwie parę centymetrów od powierzchni. Odepchnąłem się i
chciałem wypłynąć, ale udało mi się wynurzyć tylko na sekundę, zdążyłem
jednak nabrać trochę powietrza w płuca. Mimowolnie znowu się zanurzyłem,
wpadłem w panikę. Boże, ja tonąłem. Nie umiałem pływać, czułem się
jakby uwięziony pod wodą. Obsesyjnie kręciłem się na wszystkie strony,
jednak nie dałem rady już wypłynąć. Zaczęło mi brakować powietrza, obraz
przed oczami stawał się coraz ciemniejszy. Przez fale widziałem Riki,
stojącą na brzegu. Była przerażona, chyba nawet sparaliżowana strachem.
Było mi słabo, skończyło mi się powietrze, a nie miałem siły wypłynąć.
Zamknąłem oczy i pozwoliłem, żeby nurt rzeki mnie zabrał.
<Riki? Nie, jeszcze nie umarłem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz