poniedziałek, 9 listopada 2015

Od Rasuto Cd. Riki

Zanim zdążyłem zareagować, odleciałem do tyłu. Poczułem ból w okolicach szyji, pozostałość po ataku. Jęknąłem cicho, ale po chwili podniosłem się na równe nogi. Czułem krew spływającą mi po skórze, jej charakterystyczne ciepło powodowało u mnie wstręt. Kręciło mi się w głowie, więc przez chwilę miałem problemy z orientacją. Wszystko działo się tak szybko. Patrzyłem tylko jak głupi starając się połączyć wątki. Dziwne, ożywione drzewo stało przed nami gotowe do ataku. Riki, która dotychczas stała ramię w ramię odemnie rzuciła się do biegu. Okrążyła Ent'a i stała teraz za nim. Istota spróbowała się odwrócić, ale nie zdążyła. Riki rzuciła jakieś zaklęcie, które trafiło go w plecy, zachwiał się i stracił równowagę. Upadł na ziemię wprost przedemną, i gdybym nie zrobił uniku przygniótł by mnie konarem. Udało mi się jednak odskoczyć. Ent nie poruszał się, leżał sztywno na ziemi. Poszedłem bliżej i na wszelki wypadek pchnąłem lekko korę, żeby przekonać się że istota już się nie podniesie. Martwy. Spojrzałem w oczy wadery lekko się uśmiechając, próbując w ten sposób okazać wdzięczność. Wadera zrozumiała chyba o co chodzi. Podeszła do mnie patrząc na ranę.
- Wszystko... Wszystko dobrze? - spytała nieco naiwnie
Moje spojrzenie zmieniło się na nieco bardziej ironiczne, w końcu nie było dobrze. Z szyji ciekła mi krew zmieszana z ropą. Miałem jednak tyle szczęścia, że nie miałem uszkodzonej tętnicy. Przyłożyłem łapę do rany przymykając oczy.
- Chcesz iść do medyczki? - spytała po chwili Riki, najwyraźniej próbując przerwać ciszę, która robiła się powoli niezręczna
- Nie. - odparłem spokojnie. - Za to chętnie wybiorę się gdzieś z tobą.
- Ze mną? Nie wystarczy ci już przygód na dziś? - zaśmiała się wadera
Wzruszyłem ramionami.
- Owszem, dlatego proponuję przechadzkę w jakieś spokojnie miejsce, gdzie można będzie usiąść i zebrać myśli. Słyszałem o takim. Masz może ochotę na spacer? - powiedziałem niemal jednym tchem
Riki zawahała się nieco, ale po chwili twierdząco kiwnęła głową na znak, że nie przeszkadza jej taka opcja. Ruchem łapy wskazałem jej drogę, którą już po chwili oboje szliśmy. Początkowo mijaliśmy łąki, potem weszliśmy w las. W miarę, im dalej szliśmy zaczęło się robić coraz ciemniej. Nie przez porę, bo nadchodziło dopiero południe, ale przez to, że drzewa zaczęły rosnąć coraz gęściej. Riki przełknęła nerwowo ślinę. Miejsce takie, tak samo jak mi kojarzyło się jej pewnie z niezbyt przyjemnymi chwilami w Lesie Śmierci. Zatrzymałem się i spojrzałem jej ciepło w oczy, próbując ją uspokoić. Nie miałem pojęcia czemu, ale chciałem... chciałem jakby o nią dbać. Spytałem więc czy chcę może się wycofać i wrócić nad wodospad, ale ona odpowiedziała mi śmiechem. Nie był naturalny, z całą pewnością wymuszony. Zignorowałem to jednak i prowadziłem ją dalej, aż w końcu naszym oczom ukazała się rzeka.
- Oto Mizu No Yume! - powiedziałem uroczyście
Wadera zaśmiała się cicho i usiadła na brzegu. Dołączyłem do niej.
- Lubię tu chodzić. Jest tak... spokojnie. - mruknąłem po chwili zamykając oczy
Wsłuchałem się w dźwięku, które mnie otaczały. W szum drzew, w chlupot wody delikatnie przepływającej w rzece. Po chwili usłyszałem jakiś szept. Nie zrozumiałem dokładnie słów, bo był bardzo cichy i chyba zniekształcony. Otworzyłem szybko oczy, a po moich plecach przeszedł dreszcz. Rozejrzałem się wokół niespokojnie, chciałem dowiedzieć się skąd pochodzi ten dźwięk. Widząc mój niepokój Riki zaczęła cicho chichotać.
- Te szepty pochodzą z rzeki. Niektórzy mówią że to głosy zmarłych, niektórzy że przemawiają tu bogowie. Tak czy inaczej to całkiem fajna sprawa. - wyjaśniła po chwili
Kiwnąłem lekko głową, kiedy skończyła mówić. Co jak co, ale zaciekawiła mnie ta historia. Nadstawiłem głowę, żeby przyjrzeć się falom, ale wtedy poczułem że zaczynam tracić równowagę. Wpadłem do wody z wielkim pluskiem. Zimna woda spotęgowała szok, który teraz czułem. Byłem pod wodą, zaledwie parę centymetrów od powierzchni. Odepchnąłem się i chciałem wypłynąć, ale udało mi się wynurzyć tylko na sekundę, zdążyłem jednak nabrać trochę powietrza w płuca. Mimowolnie znowu się zanurzyłem, wpadłem w panikę. Boże, ja tonąłem. Nie umiałem pływać, czułem się jakby uwięziony pod wodą. Obsesyjnie kręciłem się na wszystkie strony, jednak nie dałem rady już wypłynąć. Zaczęło mi brakować powietrza, obraz przed oczami stawał się coraz ciemniejszy. Przez fale widziałem Riki, stojącą na brzegu. Była przerażona, chyba nawet sparaliżowana strachem. Było mi słabo, skończyło mi się powietrze, a nie miałem siły wypłynąć. Zamknąłem oczy i pozwoliłem, żeby nurt rzeki mnie zabrał.
<Riki? Nie, jeszcze nie umarłem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT