- Nie... nie wiem. - szepnąłem
Podparłem się łapami i starałem się podnieść, ale gdy tylko stanąłem
zakręciło mi się w głowie, zachwiałem się i upadłem. Przeklnąłem pod
nosem. Bolała mnie dosłownie każda część ciała, a szczególnie głowa.
Czułem, jak ciepła krew spływa po mojej szyi cienkimi strugami.
Zastanawiałem się, dlaczego tak źle zniosłem atak. Zazwyczaj nawet duże
rany nie powodują aż takiego osłabienia, a ja czułem jakby w jednej
chwili odeszła ze mnie cała energia. Moje serce biło coraz wolniej,
oddech stawał się coraz bardziej płytki. Starałem się to jakoś
powstrzymać, jednak ból mnie ograniczał. To nie mogło być zwykłe
zwierzę, istota która zaatakowała z pewnością jest potężna, wyczuwałem w
tym czarną magię. Nie miałem jednak teraz czasu na przemyślenia,
musiałem działać. Z trudem przekręciłem głowę, aby zobaczyć z czym tak
naprawdę mamy do czynienia. Widziałem jednak niewyraźne, jak przez mgłę,
a cały obraz zdawał się zlewać w jedną czarną plamę. Mrugnąłem kilka
razy, żeby trochę wyostrzyć obraz. Niewiele mi to dało, widziałem
praktycznie tylko kontury. Stało przed nami jakieś dziwne zwierzę, futro
miało czarne jak smoła, miejscami wydawało się że składa się ono z
czegoś w rodzaju dymu. Przypominało nieco wilka, jednak było dużo
większe. Co to mogło być? Pierwszy raz spotykam się z takim zwierzęciem.
W tym momencie tarcza, którą Klairney odgrodziła nas od stwora pękła
niczym bańka mydlana. Zapewne pod wpływem zaklęcia, którym dysponowała
bestia. Wadera poleciała nieco do tyłu pod wpływem uderzenia, przez
zacisnięte zęby wymówiła moje imię. Potrzebowała pomocy. Po moim ciele
przeszedł dreszcz, poczułem przypływ adrenaliny i woli walki. Napędzało
mnie to lepiej, niż jakakolwiek inna rzecz. Mimo utraty siły szarpnąłem
się i wstałem. Kręciło mi się w głowie, czułem że stopniowo tracę wzrok.
Zobaczyłem, że Klair również podnosi się, obiega istotę i znika gdzieś z
tyłu. Matko, co ja mam robić? Czułem się coraz słabiej, na oślep
wystrzeliłem z łapy magiczny pocisk. Usłyszałem zduszony krzyk, nie
miałem pojęcia czy przypadkiem nie trafiłem w waderę. Już nic nie mogłem
zrobić. Upadłem na ziemię i mimowolnie zamknąłem oczy.
***
Obudziłem się. Przez pierwsze chwile nie mogłem sobie przypomnieć
ostatnich kilku godzin, czułem się jak wyrwany ze śpiączki. Po chwili
jednak wszystko do mnie dotarło. Otworzyłem oczy i rozejrzałem się
wokół. Przez chwilę przed oczami błyszczały mi różne światła, ale po
chwili obraz stał się bardziej wyraźny. Otaczały mnie skały, byłem w
ogromnej jaskini. Nie rozumiałem jak się tu znalazłem. Chciałem wstać i
poszukać mojej towarzyszki, ale coś zablokowało mój ruch. Moje łapy były
odwiązane łańcuchami. Przeraziłem się, chciałem krzyczeć. Szarpałem
się, ale to nie dawało skutku. Wziąłem głęboki oddech. Spokojnie,
najważniejsze to nie wpadać w panikę. Dopiero po chwili przypomniałem
sobie o Klairney. Rozejrzałem się po jaskini czując jak serce mi
przyspiesza. Na szczęście dostrzegłem ją kilka metrów odemnie. Leżała
oparta o ścianę, nieprzytomna. Podobnie jak ja była unieruchomiona przez
więzy.
- Klairney, obudź się. Słyszysz mnie? - krzyknąłem
Nie odpowiedziała. Jej oczy nadal były zamknięte. Mniejsza z tym,
najważniejsze to teraz wydostać się z pułapki. Szarpałem się, rzucałem
jakieś zaklęcia, próbowałem nawet przegryźć łańcuchy kłami. Nic nie
pomogło. Zacząłem już tracić nadzieję, w mojej głowie krążyły
najczarniejsze myśli. W pewnym momencie usłyszałem ledwo słyszalne
kroki. Natychmiast podniosłem głowę i poruszałem uszami na wszystkie
strony, żeby wyłapać źródło dźwięku. Ktoś, a może coś się zbliżało. Po
chwili w wejściu groty pojawiła się jakaś postać. Stała w mroku, więc
nie widziałem czym konkretnie jest. Nie musiałem jednak długo czekać, bo
już kilka sekund później podeszła bliżej. Wolnym, dumnym krokiem
ruszyła w moim kierunku szczerząc sie triumfalnie. Poznałem ją. To była
ta sama istota, która zaatakowała mnie na polanie. Mimo półmroku
panującego w jaskini widziałem ją nieco wyraźniej. To był jakiś wilk, a
przynajmniej tak mi się wtedy wydawało.
- Czego ty od nas chcesz!? - wrzasnąłem czując, że gniew coraz bardziej we mnie rośnie
Nie odpowiedział. Nadal się uśmiechał, chodził wkoło okrążając mnie i
przypatrująć z uwagą. Byłem wściekły, wściekły za to że nas tu uwięził.
Miałem ochotę się na niego rzucić. To pragnienie potęgował jeszcze
strach przed nieznanym, bo nie znałem jego zamiarów. Nie wyglądało to
jednak dobrze. Miałem dość. Szarpnąłem się, potem drugi raz.
Wykorzystałem całą swoją siłę, skupiłem się na tej jednej rzeczy. Po
chwili... łańcuchy pękły. Udało się. Podniosłem się i czym prędzej
rzuciłem się na przeciwnika. Targały mną emocję, zaczęliśmy walczyć.
Niestety, byłem słabszy. Wilk przygniótł mnie do ziemi. Spojrzałem mu
nienawistnie w oczy.
- Czego ty chcesz? - powtórzyłem pytanie
Nie otrzymałem jednak odpowiedzi, ale nie była mi ona już potrzebna.
Przy boku basiora ujrzałem srebrny nóż wystający ze skórzanej sakiewki
którą miał przewieszoną przez ramię. Wyjął go i zami zdążyłem cokolwiek
zrobić przyłożył mi broń do gardła.
- To koniec. - powiedział, jego głos był ponury i niski
On mnie zabije. Umrę. Ta jedna myśl krążyła mi po głowie. Nie miałem już
pomysłu co zrobić, nie miałem siły z nim walczyć. Bałem się. Nie
chciałem tego przyznać, ale tylko to teraz czułem. Zamknąłem oczy i
czekałem na nieuniknione.
<Klairney? Brak pomysłu.>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz