sobota, 7 listopada 2015

Od Annabell c.d Meliendore

Moim główną trasą wędrówek były korony drzew, w nich czułam się bezpiecznie i ukryta przed wzrokiem ciekawskich. Otoczona przez ciemność stawiałam z gracją łapy na chropowatej korze, wbijając pazury w drewno. Najlepsze były momenty gdy zmuszona byłam do przeskakiwania z jednej drogi na drugą, jednak zdarzało się to rzadko, ponieważ gałęzie zazwyczaj owijały się wokół siebie tworząc mosty i kładki. Drzewa w ten sposób podpierały i wspierały się nawzajem oddając sobie energie. Błogą cisze i spokój zakłóciła czyjaś rozmowa, byłam jednak na tyle grzeczna by nie podsłuchiwać innych. Jeden z rozmówców nakrzyczał na swojego towarzysza i ruszył przed siebie, podążyłam za białym szczeniakiem. Dziwiło mnie co taki malec robi o tej porze dnia. Gdy skradałam się wśród gałęzi, na swoje nieszczęście położyłam łapę w nieodpowiednim miejscu wywołując chroboty i szmery. Malec podskoczył i warknął:
-Wyłaź-Zeskoczyłam z gracją na ziemie, zapadając się w miękką ściółkę, po czym wyszłam z krzaków, które dotychczas osłaniały mnie przed wzrokiem malca. Basior przyglądał mi się bezczelnie, jakby widział potwora albo istotę z innej planety. Właśnie tego nienawidziłam, zmrużyłam gniewnie oczy. Słysząc niemrawe
-Oh, przepraszam. Myślałem że jesteś kimś innym- Odpowiedziałam po dłuższej chwili z wrogością:
-Nie nauczono cię, że nie wolno tak się na innych gapić?!-Szczeniak lekko zakłopotany spuścił wzrok i nie odpowiedział. Odchrząknęłam i zapytałam oschle po dłuższej chwili:
-Jak masz na imię?
-Meliendore, ale może mi pani mówić Mello- Odetchnęłam głęboko i odparłam przyjaźniej:
-Jestem Annabell. Radzę ci na przyszłość byś się tak nie wpatrywał w wady innych bo jeszcze możesz tego pożałować. -Podeszłam do malucha i zapytałam:
-Co ty tu robisz? Zgubiłeś się?
-Nie, należę do watahy porannych gwiazd, a co z tobą? Jesteś wrogiem czy przyjacielem- Maluch położył uszy po sobie i obnażył kły uginając przy tym przednie łapy. Roześmiałam się i użyłam ogona by przewrócić szczeniaka, stanęłam nad nim i oznajmiłam rozbawiona:
-Należę do tej watahy dłużej niż ty ,więc nie fikaj. Jednak twoje zachowanie jest godne podziwu- Pomogłam basiorkowi wstać. Zanim jednak się zorientowałam leżałam na ziemi powalona przez coś czarnego. Był to demon, który warcząc przyłożył jedną ze swoich szczęk do mojego gardła. Gdy miałam użyć swojej mocy by go trochę uspokoić usłyszałam głos Mello:
-Leorio, zostaw ją!-Demon zeszedł ze mnie i stanął za białym szczeniakiem. Spojrzałam na malca i zapytałam:
-Dlaczego on cię słucha?-Byłam pod wrażeniem, ponieważ mnie żaden demon którego przywołam nie słucha .

(Mello?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT