sobota, 7 listopada 2015

Od Annabell c.d Errora

Rozejrzałam się dookoła, niebo stało się całe szare, na kopule pojawiły się rysy, a w nie których miejscach odpadła skała ukazując rozgwieżdżone nocne niebo. Z roślin spadły wszystkie liście pozostawiając suche i ostro zakończone gałęzie. Weszłam po dłuższej chwili do pasa w różowawą wodę i zaczęłam się myć. Gdy pozbyłam się całej zaschniętej krwi, zbiornik stał się szkarłatny. Wyszłam szybko z jeziora ponieważ woda stawała się coraz cieplejsza, aż w końcu zaczęła bulgotać i kotłować się Po paru minutach woda wyparowała ukazując suche dno. Coś zmusiło mnie do wejścia do dołu. Weszłam na rozrzażony czerwony piasek parząc sobie przy tym stopy, jednak szłam przed siebie niczym w transie nie zważając na ból. Gdy znalazłam się na środku w najniżej położonym miejscu, poczułam pod stopami coś przyjemnie chłodnego. Schyliłam się i odgarnęłam piasek. Moim oczom ukazał się metalowy właz. Uśmiechnęłam się i pokazałam chłopakowi by podszedł. Error otworzył zardzewiałą pokrywę i zeszedł po metalowej drabince na dół. Gdy włosy chłopaka znikły w ciemności postawiłam powoli stopę na pierwszym szczeblu i zaczęłam schodzić coraz niżej. Powietrze w korytarzu było zatęchłe, a przez porosty które porastały cegły w powietrzu panował jeszcze smród rozkładu i zgnilizny. Po paru minutach schodzenia w całkowitej ciemności wreszcie dotknęłam stopą śliskiej skalistej i nierównej powierzchni. Zamknęłam oczy, ponieważ i tak na nic się zdają w tych egipskich ciemnościach, gdy to zrobiłam w mojej głowie ukazał się obraz jak w ludzkim noktowizorze. Chwyciłam chłopaka za rękę, Error wystraszony odskoczył. By go uspokoić szepnęłam cicho:
-Nie bój się to ja Annabell. Poprowadzę nas- Mimo że powiedziałam to najciszej jak mogę, głos mój poniósł się echem po pustych korytarzach. Chwyciłam ponownie Errora za rękę i pociągnęłam go do przodu. Gdy natrafiłam na rozgałęzienie, drewniana tabliczka z ostatnią wskazówką zalśniła na złoto, wyfrunęła z kieszeni chłopaka i skierowała się w lewe odgałęzienie. Po paru sekundach, przedmiot zmienił się w złotego motyla, który delikatnie trzepocząc skrzydłami pofrunął powoli przed siebie oświetlając nam drogę lepiej od jakiejkolwiek pochodni. Po dłuższym czasie błądzenia po labiryncie ujrzeliśmy na końcu korytarza światło. Spojrzałam na Errora i razem ruszyliśmy biegiem przed siebie z nadzieją że to nasz świat. Gdy wybiegliśmy z tunelu, zostaliśmy oślepieni przez promienie słońca. Z nie ukrywanym entuzjazmem odetchnęłam głęboko rozkoszując się zapachem świerków, dębów, buków, krzewów i innych roślin. Złoty motyl okrążył nas parę razy co chwila zwiększając prędkość, tak iż pod koniec był dla nas tylko złotą smugą. Zanim się zorientowałam magiczny owad znikł pozostawiając po sobie skrzący się pył, który obsypał nam przylegając do naszych ludzkich ciał. Poczułam przyjemne łaskotanie na skórze, a zaraz po nim nastąpiła bezbolesna przemiana. Palce i dłonie zmieniły się w łapy, które pokryły się szarym futrem, nos i usta zmieniły się w pysk, nogi tak jak dłonie zmieniły się w łapy. Upadłam z dwóch na cztery łapy. Gdy przemiana zakończyła się przyjrzałam się w kałuży swojemu wyglądowi. Nic a nic się nie zmieniło, te same czerwone oczy, te same wydłużone uszy i ten sam długi paskowany ogon. Podniosłam głowę by przyjrzeć się swojemu towarzyszowi. Wyglądał tak jakby w ogóle nie spotkały nas przygody w labiryncie, podeszłam do Errora i spojrzałam na jego pierś. Nie miał ani jednej blizny pozostawionej przez dyrektora cyrku. Uśmiechnęłam się i oznajmiłam:
-To koniec, wreszcie jesteśmy w domu.

<Error? Przepraszam, że takie krótkie ale brak weny :c >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT