Rozejrzałam się dookoła, niebo stało się całe szare, na kopule pojawiły
się rysy, a w nie których miejscach odpadła skała ukazując rozgwieżdżone
nocne niebo. Z roślin spadły wszystkie liście pozostawiając suche i
ostro zakończone gałęzie. Weszłam po dłuższej chwili do pasa w różowawą
wodę i zaczęłam się myć. Gdy pozbyłam się całej zaschniętej krwi,
zbiornik stał się szkarłatny. Wyszłam szybko z jeziora ponieważ woda
stawała się coraz cieplejsza, aż w końcu zaczęła bulgotać i kotłować się
Po paru minutach woda wyparowała ukazując suche dno. Coś zmusiło mnie
do wejścia do dołu. Weszłam na rozrzażony czerwony piasek parząc sobie
przy tym stopy, jednak szłam przed siebie niczym w transie nie zważając
na ból. Gdy znalazłam się na środku w najniżej położonym miejscu,
poczułam pod stopami coś przyjemnie chłodnego. Schyliłam się i
odgarnęłam piasek. Moim oczom ukazał się metalowy właz. Uśmiechnęłam się
i pokazałam chłopakowi by podszedł. Error otworzył zardzewiałą pokrywę i
zeszedł po metalowej drabince na dół. Gdy włosy chłopaka znikły w
ciemności postawiłam powoli stopę na pierwszym szczeblu i zaczęłam
schodzić coraz niżej. Powietrze w korytarzu było zatęchłe, a przez
porosty które porastały cegły w powietrzu panował jeszcze smród rozkładu
i zgnilizny. Po paru minutach schodzenia w całkowitej ciemności
wreszcie dotknęłam stopą śliskiej skalistej i nierównej powierzchni.
Zamknęłam oczy, ponieważ i tak na nic się zdają w tych egipskich
ciemnościach, gdy to zrobiłam w mojej głowie ukazał się obraz jak w
ludzkim noktowizorze. Chwyciłam chłopaka za rękę, Error wystraszony
odskoczył. By go uspokoić szepnęłam cicho:
-Nie bój się to ja Annabell. Poprowadzę nas- Mimo że powiedziałam to
najciszej jak mogę, głos mój poniósł się echem po pustych korytarzach.
Chwyciłam ponownie Errora za rękę i pociągnęłam go do przodu. Gdy
natrafiłam na rozgałęzienie, drewniana tabliczka z ostatnią wskazówką
zalśniła na złoto, wyfrunęła z kieszeni chłopaka i skierowała się w lewe
odgałęzienie. Po paru sekundach, przedmiot zmienił się w złotego
motyla, który delikatnie trzepocząc skrzydłami pofrunął powoli przed
siebie oświetlając nam drogę lepiej od jakiejkolwiek pochodni. Po
dłuższym czasie błądzenia po labiryncie ujrzeliśmy na końcu korytarza
światło. Spojrzałam na Errora i razem ruszyliśmy biegiem przed siebie z
nadzieją że to nasz świat. Gdy wybiegliśmy z tunelu, zostaliśmy
oślepieni przez promienie słońca. Z nie ukrywanym entuzjazmem
odetchnęłam głęboko rozkoszując się zapachem świerków, dębów, buków,
krzewów i innych roślin. Złoty motyl okrążył nas parę razy co chwila
zwiększając prędkość, tak iż pod koniec był dla nas tylko złotą smugą.
Zanim się zorientowałam magiczny owad znikł pozostawiając po sobie
skrzący się pył, który obsypał nam przylegając do naszych ludzkich ciał.
Poczułam przyjemne łaskotanie na skórze, a zaraz po nim nastąpiła
bezbolesna przemiana. Palce i dłonie zmieniły się w łapy, które pokryły
się szarym futrem, nos i usta zmieniły się w pysk, nogi tak jak dłonie
zmieniły się w łapy. Upadłam z dwóch na cztery łapy. Gdy przemiana
zakończyła się przyjrzałam się w kałuży swojemu wyglądowi. Nic a nic się
nie zmieniło, te same czerwone oczy, te same wydłużone uszy i ten sam
długi paskowany ogon. Podniosłam głowę by przyjrzeć się swojemu
towarzyszowi. Wyglądał tak jakby w ogóle nie spotkały nas przygody w
labiryncie, podeszłam do Errora i spojrzałam na jego pierś. Nie miał ani
jednej blizny pozostawionej przez dyrektora cyrku. Uśmiechnęłam się i
oznajmiłam:
-To koniec, wreszcie jesteśmy w domu.
<Error? Przepraszam, że takie krótkie ale brak weny :c >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz