sobota, 16 lipca 2016

Od Yuko - Quest 17, lecz ja tu zmienię nazwę "Nieprzespane noce i epsipsesja"

- Stara... - powiedziałam cichym, otumanionym głosem w stronę Ash. Miałyśmy plan siedzieć tak aż do świtu. Riki, Ann i Nau już dawno się poddali i śpią jak zabici... No dobra... Ann zasnęła kilka minut temu.
- Ugr... - wydusiła z siebie tylko, ostatkami sił powstrzymując się od snu. Wiem, że to niezdrowe, ale mnie to wisi. Ann przyjęła wyzwanie bez problemu, Ash też, ale miałam mały problem z Riki. Nie chciała nawet na chwilę zostawić Rivai'ego. No ja rozumiem, że miłość... Ale bez przesady. Całe szczęście, że nie ukazują tej miłości publicznie. A jeśli chodzi o Naukami'ego... Napatoczył się po drodze i odpadł jako drugi.
- Mam pomysła...
- Yhy...
- Ale to jutro, Ash?
Cisza...
- Ash?
Cisza...
- Okey, dobranoc.
================================================
Znacie to cudowne uczucie, kiedy budzicie się rano obok swoich śpiących przyjaciół i macie władze nad tym, jak długo będą jeszcze spali? Ja znam.
- Weeeee are theeeee champiooooons my frieeeeens! - zaczęłam śpiewać, a raczej wyć na całe gardło. - And weeeeeee'll keep on fightinnnnnnng till the ennnnnnd!
Przez mój głos Nau podskoczył w miejscu, Ann zatkała uszy tak jak Riki, a Ash nadal spała jak zabita. Jak na zawołanie zaprzestałam w tworzeniu sztuki i podeszłam do naszej cudownej Alfy. Nie zwlekając ani chwili dłużej zaczęłam ją maltretować.
- Ash! Wstajemy, wstajemy! Szkoda takiego dniaaaa! - Przewróciłam ją na plecy i zawisłam nad jej ciałem. Dla osób trzecich musiało wyglądać to dosyć dziwnie. - Pobudka, pobudka. Kto rano wstaje temu co?! - Brak reakcji. - Wstawaj! No wstawaj! - wrzasnęłam na całe gardło jej do ucha.
- Boże... Yuko, pali się coś? - spytała zaspana.
- Tak, twój mózg - powiedziałam poważnie. Lecz ta parsknęła mi śmiechem prosto w pysk.
Spojrzałam w stronę reszty towarzystwa. Ze stoickim spokojem sobie rozmawiali, jakby nie słyszeli mojego okropnego głosu.
Położyłam się plackiem obok Alfy.
- Mam ochotę na mięso... Na mięso z dzika, które samo się tropi i zabija.
Tu zróbmy krótką chwilę przerwy, gdyż śmiech Ashity jest tak donośny, że zbudziłby nawet wieloryba, śpiącego na dnie oceanu, po drugiej stronie świata.
- Ash, ja się tak wczoraj zastanawiałam... Mogłabym spróbować sił jako medyk?
- Medyk? - skierowała łeb w moją stronę. - Jesteś pewna, że zamiast kogoś wyleczyć, zabijesz? Albo co gorsza naruszysz zdrowie psychiczne? - Widać było, jak wytrwale powstrzymuje śmiech.
- Dobra, skoro aż takie wielkie wsparcie mam w twojej osobie, to podziękuję - warknęłam, po czym wstałam i wyszłam z jaskini. Lało jak z cebra, w gratisie można było dojrzeć gdzieniegdzie pioruny. Zapowiada się cudowny dzień, nie ma co.
- Nie to miałam na myśli Yukuś! - krzyknęła, wybiegając za mną w deszcz. - Jasne, że możesz, nie zabronię ci tego, lecz nawet będę nalegać, byś to zrobiła. Może nawet będziesz radzić sobie o wiele lepiej jako medyk, niżeli strateg.
Przytuliłam waderę. Z pewnością wyglądałyśmy głupio. Jak dwie przemoczone kury, niewiedzące co ze sobą zrobić.
================================================
- Jesteś pewna? - Zuko chwycił mnie za łapy.
- Yhym. - Pokiwałam głową.
- To będzie jedna z najbardziej przełomowych chwil w twoim życiu. Na pewno jesteś na takie wielkie przeżycie przygotowana? - Potrząsnął moimi kończynami.
- Tak...
- Poradzisz sobie w tych trudnych chwilach, czy mam być przy tobie i służyć pomocą?
- Boże, Zuko. Ja nie rodzę, tylko uczę się medycyny. - Westchnęłam, wyrywając łapy z jego uścisku. No ja wiem, że się denerwuje (pamiętam ten moment, jak trzepnęłam go łapą, na której był kwas, przez miesiąc nie wychodził z jaskini i czekał aż mu trochę sierść odroście, bidak mój kochany), no ale bez przesady. Nie muszę po tym kursie od razu stać się medykiem.
- A-al-ale - jąkał się.
- Meliski?
- N-ni-nie d-dzięki.
Uśmiechnęłam się do brata, po czym mocno go przytuliłam.
- P-poradzisz sobie? - spytał niepewny, odrywając się jak poparzony od mojego ciała.
- Zuko, do jasnej chol*y, jestem dorosłą waderą w dodatku starszą od ciebie, i wiem co jestem w stanie zrobić, a czego nie.
Jeszcze raz mnie uściskał, po czym pozwolił ruszyć w stronę jaskini Victor'a. Powiedział, że ma dzisiaj czas i że mogę do niego wpaść by się czegoś pożytecznego nauczyć - w co wątpię, ale okey, bądźmy dobrej myśli (na próżno, ament).
- Elo melo stary pryku - Uśmiechnęłam się, po czym przytuliłam basiora. Jakoś nigdy nie miałam z nikim z watahy problemów jeśli chodzi o znajomości. Ja lubię wszystkich, wszyscy lubią mnie (chyba, nie wiem, nie jestem jasnowidzem, ani średniowidzem, ani też ciemnowidzem, także nie mam zielonego pojęcia).
- To, że mam dzieci, to nie znaczy, że jestem aż taki stary - żachnął się.
- Ja się po prostu czuję przy tobie tak, jakbym była z dziadkiem, ale bez obrazy. - Poklepałam basiora po plecach. - To od czego zaczynamy?
Victor nakazał łapą, bym poszła za nim wgłąb jego domu. W rogu jaskini zauważyłam zwijającego się z bólu jelenia.
- Zadam ci najprostsze pytanie. Co mu jest?
Okrążyłam zwierze, po czym stwierdziłam. A raczej spytałam.
- On ma epsipsesje? Tak się rzuca, jakby zaraz miał wybuchnąć lub przenieść się do innego wymiaru.
- Epsipsesja? - spytał, unosząc brew.
- Nooo, chyba, coś ten teges i tak dalej, no wiesz... Jesteś medykiem!
- Nie ma takiej choroby jak epsipsesja tłumoku. - Uderzył mnie łapą w czoło. - Na następny raz zapamiętaj, wszystko ogląda się dokładnie. Jakbyś tak zrobiła wcześniej, zauważyłabyś, że leży na mocno krwawiącej, rozwartej ranie.
- O bosz... Ja myślałam, że krwawienie to tylko taki efekt uboczny... No ale okey, powiedzmy, że ci wierzę... Chyba.
- Yuko... - Złapał się za głowę, po czym pokręcił głową w niedowierzaniu. - To ja wiem lepiej, coś ty brała?
- Ta twoja skromność mnie dowala. Ja tam nic nie brałam! Jestem spokojna, rozluźniona i trzeźwa jak słoń!
- A co ma słoń do tego?
Rozejrzałam się po jaskini, po czym niepewnie odpowiedziałam:
- Yyy, ten no... Dużo!
- Yuko...
- Jesteś dla mnie za mądry! Weź wyjdź...
- Ja już wiem, dlaczego jesteś taka zdenerwowana... Jadłaś coś dzisiaj w ogóle? Wyspałaś się? - spytał, mierząc mój puls.
- Yyy, ten no... Nie nie jadłam i spałam może tak jakoś... Kilka godzin? - odpowiedziałam, drapiąc nerwowo posadzkę.
- W takim razie moja diagnoza jest taka: idź coś zjedz, wyśpij się i wybij sobie z głowy medycynę, dobrze? Nijak ci to dobrze nie wychodzi.

The End
Miło było, ale się skończyło : DDDDDDDDDD

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT