Sala tronowa była ogromna. W porównaniu z nią, byliśmy jedynie małymi,
białymi mróweczkami, które oszołomione rozglądały się na boki. Zachwytu
nie dało się ukrywać. Mój wzrok skakał to z jednej ściany to na drugą,
dogłębnie oglądając wszystko co na nich się znajduje. A było no
oglądać...
Sala miała kształt podłużnego prostokąta, z sufitem tak wysokim że mógłby imitować niebo. Co nawet nieźle mu wychodziło.
Idealnym kontrastem dla złota i czerwieni - na dole - były granat i biel
pod naszymi głowami. Cały sufit zamalowano na kolor kosmosu,
gdzieniegdzie dodając malutkie punkciki imitujące gwiazdy. Ale to nie
były zwykle gwiazdy jakie widziałem z ziemi. Nie tworzyły one prostych,
dwuwymiarowych figur, ale całe przestrzenne mgławice. Zdarzały się
obłoki błękitu, różu lub pomarańczu,ale nie zagłuszały one tego
dominującego koloru - czerni.
Fresk był tak realistyczny, że miałem lekkie wątpliwości czy aby na
pewno to tylko malunek. Ale kogo by teraz zdziwił kolejny portal na
suficie?
Cały kosmos podtrzymywały dwa rzędy kolumn z białego marmuru,
ustawionych pod lewą i prawą ścianą. Żeby chociażby dosięgnąć sufitu,
musiały być wysokie, grube i mocne, co - powiedzmy sobie w prost -
udawało im się z łatwością. My ledwo co sięgaliśmy do kwadratowego
podestu na którym były osadzone kamienne słupy.
Oczywiście i tutaj nie oszczędzano, jeśli chodzi o zdobienia. Na
kolumnach wyrzeźbiono mnóstwo płaskorzeźb przedstawiających jednego i
tego samego boga słońca, tyle że w innych -ale tak samo walecznych-
pozycjach.
Reszta komnaty była ozdobiona złotem i czerwonym kamieniem.
Po bordowych kafelkach w kształcie plastra miodu szliśmy i tak już dosyć powoli, oglądając wszystkie mozaiki na ścianach.
Pazury uderzały głucho o chłodną posadzkę, a zgrzyty niosło się echem po
całej sali. Były to jedyne odgłosy w tej części komnaty - a poza tym
cisza i pustka. Ogromna pustka.
Zajęło nam dobrą chwilę, zanim doszliśmy do przeciwległej ściany sali
tronowej. I jak się można było spodziewać - na drugim końcu zostaliśmy
tron. Ale nie byle jaki.
Gigantyczna, złota budowla zasłaniała prawie całą powierzchnię tylnej
ściany, pozostawiając miejsce jedynie na swoją majestatyczność. Na
oparciach i nagłówku paliły się pochodnie, które - chociaż i tak
maluteńkie w porównaniu z resztą tronu - były naszej wysokości, no może
trochę w wyższe.
Ale zauważyłem jeden malutki szczegół - tron był pusty.
Płomykowi również to nie umknęło. Stanął pomiędzy nami, uniósł ogniste ręce w stronę tronu i uklęknął na jedno kolano.
Wystarczyło tylko jedno, gardłowe słowo - Musuko - a tron zapłonął żywym ogniem.
Odskoczyłem pół kroku w tył, zaskoczony tak gwałtownym samozapłonem.
Widać było od razu że to nie był zwykły ogień. To bóg ognia, we własnej
osobie. Ogień skwierczał i wrzał, tworząc obłok gorącego powietrza wokół
siebie. Powietrze zaczęło się unosić i falować, naginając jednocześnie
obraz za sobą. Wyglądało to jakby ogień zaczął zmieniać kształt, ale
oboje wiedzieliśmy że to prawda, a nie jakieś halucynacje.
Ogromny słup płomieni zaczął się formować. Języki zaczęły wić się na
boki i w dół, powoli zamieniając cały promień w wir ognia, który kręcił
się z całkiem niezłą prędkością.
Nagle przestał,
wybuchł,
a na jego miejsce pojawiło się gotowe ciało dla Musuko.
Gigantyczny, ognisty wilk stworzony z dosłownie samych płomieni. Nie miał futra, kości ,ani organów. Jedynie ogień. Dużo ognia.
- Czyli jednak przyszliście!- Zaśmiał się bóg. - A już myślałem że stchórzycie...
Ułożył się wygodnie na swoim tronie i zaczął dłubać pazurem w zębach.
- O panie...- ukłonił się płomień najniżej jak umiał. - Przyprowadziłem
tu parę tych słabych istot, o których mówiłeś. Tylko oni, jak
zauważyłem, postanowili zapobiec twojemu cudownemu dziełu.
Musuko spojrzał na nas spode łba.
- ...zapobiec, hm?- Mruknął i podniósł się z tronu.- A niby to dlaczego tak wam ma tym zależy?
Nachylił się nad naszą dwójką i wlepił w nas swój ognisty wzrok. Byliśmy
wielkości jego gałek ocznych, co nie dodawało na zbytnio odwagi.
- Chcemy uratować nasz świat, panie. - Odpowiedziała, jakby zdawała
raport generałowi, jednak zachowała - charakterystyczny dla siebie -
spokój w głosie. Ton Alfy idealnej maskował strach.
Bóg spojrzał to na nią, to na mnie, a potem usiadł z powrotem na tronie.
- Czyli jednak macie powód. To dobrze...- Na jego pyszczku pojawił się
tajemniczy uśmiech. - ...nie poddacie się chociaż przy pierwszej lepszej
okazji.
- Ale...-przerwałem mu.- po co ci nasze powody? Z tego co wiem, jesteś na nas wściekły i to dlatego spalisz świat.
- Może i jestem...- zaśmiał się pod nosem .- Ale jestem bardzo
miłosiernym bogiem. Powinniście dziękować losowi, że trafiliście akurat
na mnie.- Westchnął z uśmiechem.- Wybaczę wam, o ile zrobicie coś dla
mnie. Taki mały, dobry uczynek za okropny ból jaki mi sprawiliście...
Bardziej sztucznego i uroczystego tonu nie mógł wybrać. Coś knuł, ale najwyraźniej zostawił to dla siebie.
Bóg aż przesadnie starał się być tajemniczy, pewnie dla tego, żebyśmy
się go najzwyczajniej w świecie bali. Chciał być poważny i władczy tak
jak jego ojciec, ale nieudolnie kopiował jego charakter. Jego słowa były
przesiąknięte wredotą i dumą z samego siebie. Jeśli chciałby
kiedykolwiek zastąpić Lykosa, musiałby się jeszcze wiele nauczyć.
- Skoro tak...- Westchnęła Ashita. - Więc co mamy dla ciebie zrobić?
- Zadałaś bardzo dobre pytanie, moja droga...
Powiedział i stanął na złotym schodku. Było ich około pięciu, a z każdym
kolejnym, Musuko zmniejszał swoją wielkość o połowę. Gdy stanął na
podłodze, płomienie rozmyły się w nicości, a po ogromnym ciele nie było
już ani śladu.
Przed nami stał wilk z krwi i kości, dokładnie taki, jakiego zapamiętałem z wizerunków świątynnych.
Bóg słońca był naszego wzrostu, jednak pozwolił sobie dodać kilka
centymetrów, żeby dalej pozostawać tym większym. Tworząc nowe ciało nie
zapomniał też o umięśnionym ciele i oczywiście naturalnej urodzie. Każdy
bóg chciałby pokazać się z jak najlepszej strony.
Musuko zrobił parę dumnych kroków w naszym kierunku. Stanął pomiędzy
nami jak zwyczajny wilk, jednak do normalności było mu daleko. Takie
ideały nie chodzą po ziemi. Wyglądał jak żywcem wyciągnięty ze snu. Był
wprost bajkowy. Mistyczny. Kusiło mnie nawet, żeby dotknąć boga i
sprawdzić czy aby na pewno istnieje.
Przysiadł na posadzce i łypnął na nas wymownie. Chyba coś od nas chciał,
a z opryskliwej reakcji płomyka dało się wywnioskować, że chodzi o
ukłon.
Spojrzałem niepewnie na Ashitę. Ona skinęła delikatnie głową w moim
kierunku i jako pierwsza ukłoniła się. Poszedłem w jej ślady.
Był to dość niski i poniżający gest z naszej strony, ale najwyraźniej
spodobał się Musuko. Na jego pysku pojawił się triumfalny uśmieszek.
Bóg podszedł do nas i mruknął Ash przy uchu:
- Powstańcie.
Ale zapomniał jeszcze ukryć tego, że ukradkiem rozkoszował się jej zapachem.
(Ash? Wyjątkowo długi pościk w rekompensacie za to, że musiałaś tyle czekać :] )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz