poniedziałek, 11 lipca 2016

Od Karo c.d. Lelou


Westchnęłam cicho, kręcąc przy tym głową.
-Nie, jeszcze nie, ale..-Rozejrzałam się usilnie po naszym więzieniu, przy okazji patrząc ukradkiem na klatki. Stół..jaki znowu stół? Czy później trafimy tam, gdzie te stworzenia.
Stworzenia.
Naukowiec zbliżył się, zacierając ręce. Warknęłam głucho, widząc jak jego sylwetka górowała nad sylwetką Lelou. Cokolwiek chciał zrobić nie miałam zamiaru mu na to pozwalać. Na pewno mie okazałby się miłą osobą, która chciała poprostu zaprosić nas w dość oryginalny sposób na herbatkę..no, może herbatkę ze specjalnym składnikiem-Trucizną. Albo jakąś tabletką usypiającą, no, na pewno nie cukrem! Obnażyłam kły, co wywołało jedynie chichot mężczyzny.
-Za chwilę nie będziecie stawiać oporu.-Klatką wstrząsnęło, a ja dalej starałam się usilnie myśleć. Lelou rzucił się na kraty, obijając o nie ciężarem swojego ciała o kraty, łapami próbował dźgnąć naukowca. Podeszłam do niego.
-To bez sensu. Tylko się zmęczysz.-Wypowiedziałam na głos swoje myśli, basiora jednak zdawało się to nie obchodzić. W dalszym ciągu próbował dosięgnąć w niebo wziętego mężczyznę Naukowiec wyjął jakiś pilot, a nasza klatka została przeniesiona do drzewa, po czym wyszedł, podśpiewując coś o ostrych badaniach. Zastanawiałam się, czy nie nazywał się przypadkiem doktor krew i flaki.
Uderzyliśmy w bok krat, kiedy podczas owego lotu klatka osunęła się, w gruncie rzeczy znaleźliśmy się jednak na miejscu, pomiędzy młodym szarym smokiem, wielkością równum mi, a różową świnią z białymi opierzonymi skrzydełkami, przypominqjącymi te, jakie mają gołębie. Nie znajdowaliśmy się jakoś wysoko, ale nie byliśmy też nisko
Jakoś tak po środku.
Wtedy właśnie dotarło do mnie, że ten wariat miał pilot. A przecież pilot mógł służyć do wielu różnych rzeczy takich, jak na przykład otwieranie klatek.
-Co za przeklęty..
-Ciekawe, co by się stało, gdyby ktoś przypadkiem uwolnił te wszystkie zwierzęta.-Przerwałam Lelou jego wypowiedź z chytrym uśmieszkiem. Wilk spojrzał na mnie.
-Jak chcesz to zrobić?-Zapytał, rozumiejąc aluzję.
-Nasz nie doszły-”o ile dobrze pójdzie”, dodałam w myślach, bo wątpiłam w to, że cokolwiek mogło nam teraz pomóc-oprawca posiadał jakiś pilot, a tam powinien być odpowiedni przycisk. Pewnie ściągając nas na dół zabierze tylko jedno z nas, a kiedy otworzy klatkę drugie będzie miało okazję wyskoczyć i pozbawić go przedmiotu, a reszta powinna potoczyć się sama.-Wytłumaczyłam.-Gorzej, jeśli klatka posiada jakieś magiczne zabezpieczenia, czy coś tym podobnego. Wtedy pozostanie nam tradycyjna metoda, jak powiedziałeś. O ile się wydostaniemy i w ogóle to przeżyjemy, rzecz jasna..-Ostatnie zdanie prawie że mruknęłam pod nosem, wyraz pyszczka towarzysza jasno jednak sugerował, że usłyszał wszystko, co powiedziałam.
-Wyjdziemy z tego.-Stwierdził pewnie, z lekkim uśmiechem, mimo, że w jego oczach dało się zobaczyć wahanie. Ja też nie byłam przekonana co do tego, co się za chwilę wydarzy, wiedziałam jednak jedno.
Co by się nie działo, nie zamierzam go tutaj zostawiać. Albo wyjdziemy stąd oboje, albo wcale. Dopuszczałam też wersję, w której basior wydostaje się sam, żadna inna nie wchodziła jednak w grę.
Niektóre zwierzęta odwróciły się w naszą stronę lustrując nas wzrokiem. Zadrżałam lekko, oriętując się, że nie były to niektóre ze zwierząt, a cała sala. Wszyscy bacznie nam się przyglądali. Wbrew własnej woli cofnęłam się o krok, tym samym wpadając na basiora. W pierwszej chwili miałam ochotę odskoczyć na bok, zamiast tego zrobiłam jednak powolny ruch w przód. Ostatnią rzeczą, jakiej chciałam było ukazywanie tej zgrai, mogącej zostać naszymi wybawcami, swoich lęków.
-Wybacz.-Rzuciłam krótko, odwracając się z powrotem do wilka.
-Nie szkodzi.-Odparł w odpowiedzi-Coś nie tak?
-Skąd.-Odpowiedziałam, wyrównując oddech. To tylko zwierzęta, były dzisiaj już krew i igły, to przecież nic takiego.
Igły, krew..sesja się powtórzy, jeśli nasz plan się nie powiedzie.
-Jak myślisz, długo zajmie, nim ten okularnik tu wróci?-Zapytałam cicho.
-Nie wiem. Ile twojemu ojcu zajmuje przyszykowanie stołu operacyjnego?-Ile mojemu ojcu zajmuje przyszykowanie stołu operacyjnego...skąd mam to wiedzieć?
-Przecież nie siedzę u niego w pracy i nie patrzę mu w blat.-Basior przytaknął. Oparłam się o jedną z krat, utkwiwszy wzrok w wyjściu i zaczęłam cichutko podśpiewywać coś pod nosem, starając się wyciszyć i udoskonalić plan. W końcu, wiele rzeczy mogło pójść nie tak, a najlepiej byłoby wykluczyć jak najwięcej negatywnych dla nas możliwości. Poza tym, był on wyjątkowo krótki, wiele więc nam to nie dawało. No, najbardziej dręczył mnie fakt, że ta klatka mogła mieć jakieś swoje magiczne zabezpieczenia. Przez pogrążenie się w swoich myślach nie zauważyłam nawet, że śpiewała, coraz głośniej, a basior nadal był w pomieszczeniu.
<Lelou? Czekamy, czekamy, zielone świeci już...xD>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT