Była to spokojna, cicha noc. Dopiero teraz gdy się ochłodziło mogłam
postawić łapy na piasku. Za dnia na plaży nie dało się przebywać, jak to
w lato bywa. Usiadłam na wydmach i wpatrywałam się w wodę. Zawsze ją
uwielbiałam. Ciecz chłodziła moje ciało, a szum uspokajał umysł. Jako
szczeniak siedziałam w kałużach od wschodu słońca do zachodu. W sumie,
co innego miałam robić samiuteńka? Na osobności, mokra od łap po czubek
głowy. No, ale jest już dobrze. Mam partnera i wspaniałą trójeczkę
dzieci. Jakoś się ułożyło więc nie ma potrzeby wracać do tej szarej,
smutnej przeszłości. Wyobraźmy sobie że jestem dzieckiem i koloruje duży
obrazek. Pół jest szare bo miałam tylko czarną i białą farbę. Dopiero
reszta jet kolorowa, bo dostałam prezenty na gwiazdkę. Tak...to ciekawa
filozofia. Rozmyślałabym tak jeszcze jednak gwiazdy niepokojąco zaczęły
migotać. Cóż to się na tym świecie wyrabia?! Rozejrzałam się. Nikt tego
nie zauważył? Nasłuchiwałam głosów, kroków czy czegokolwiek.
Najwyraźniej dużo członków watahy spało. Wychodząc zostawiłam Victora
samego. Tak słodko spał. Należał mu się wypoczynek, ostatnio miał kilka
ciężkich dyżurów w szpitalu. Przetarłam oczy. Gwiazdy wróciły do normy.
Czyżbym miała jakieś zwidy? Bogowie sugerują mi że powinnam iść do
lekarza?! Obserwowałam dalej nocne, ciemne niebo. Teraz moją uwagę
zwróciła bulgocząca woda. Ogromne ilości wody szybko wypływały na
powierzchnię. Ktoś się topi? Nikogo nie było jeszcze pięć minut temu na
plaży! Wytężyłam wzrok starając się ocenić jak najdokładniej odległość.
Mógł to być wilk jak i tryton. No jeszcze pod uwagę można wziąć
zdradliwą syrenę. Wstałam chcąc zejść z miejsca mojej obserwacji na
plażę. Nagle coś wystrzeliło z wody i trafiło na ląd obok mnie.
Odskoczyłam w krzaki niczym spłoszona zwierzyna. Księżyc lekko oświetlił
twarz nieznanej istoty. Była to kobieta o bladej cerze. Jej ubranie,
sukienka składała się z zwykłych zielonych wodorostów. Głowę owej
postaci porastały długie, kręcone włosy w kolorze marchewki. Na rękach
miałam płetwy i po bokach nóg też. Jej palce połączone były naroślą jak u
kaczki. Poruszyła się coś mamrocząc. Po chwili ją zrozumiałam.
-Pomocy...-szepnęła jakby ostatkiem sił i wyciągnęła rękę w stronę wody.
Zrobiło mi się jej żal. Co mogło stać się w wodzie? Miałam nadzieję że sama mi powie.
-Co się stało?- zapytałam po czym ujrzałam dużą ranę z której płynęła krew- Ymm...zostań tu. Zaraz wrócę i...
No właśnie, i co? Przydało by się zrobić okład leczący i obandażować.
Ruszyłam dzikim pędem do domu po bandaże. Po drodze nazbierałam
potrzebnych ziół. Jak dobrze mieć w rodzinie medyka. Wróciłam do istoty.
Zasnęła. Na ranę dałam wcześniej starte zioła i zabandażowałam.
Niestety żeby to zrobić musiałam rozerwać w pasie jej sukienkę. Sama się
położyłam koło niej i zasnęłam.
***ranek***
Zostałam brutalnie zbudzona przez słońce kpiąco świecące mi w oczy. Morska kobieta też otworzyła oczy.
-Witaj. Przywitałam ją. Jetem Renesmee. Wczoraj zostałaś wyrzucona z
wody, a ja zajęłam się twoją raną- powiedziałam z lekkim uśmiechem,
miałam nadzieje że coś pamięta.
-Ja jestem Samira von Lieon. Jetem, a raczej byłam królową Atlantydy.
-Że co proszę? Atlantyda to zatopione, legendarne miasto. Ono nie
istnieje!- miałam jakieś pojęcie na ten temat. Dobrze czasem czytać
książki z biblioteki.
-Jesteś pewna...?-burknęła
-Oczywiście, że tak!
-To mnie posłuchaj. Dawno, dawno temu kiedy moja poprzedniczka z rodu
Lieon sprawowała władzę nad Atlantydą przybył książę cieni. Domagał się
właśnie tych terenów. Nasze plemię odmówiło. Zdenerwowany przybył z
okropnymi stworami i tak rozpoczął trwającą pięć lat wojnę. Nie udało
nam się obronić ojczyzny. W popłochu uciekliśmy do wody. Były tu kiedyś
rośliny o mocy ogromnej. Po ich zjedzeniu zamieniało się w to- wskazała
na siebie.- Ferlun kazał Waru je zniszczyć. Jednak moi przodkowie
zdążyli je zjeść i wskoczyli do wody by odbudować tam dawny dom. Do dziś
żyliśmy spokojnie jednak trytony się nami zainteresowały. Wyrzucają
nasz lud jak popadnie na różne lądy. Muszę wrócić do domu by ocalić
poddanych!
-Dobra. Wierze ci z tą Atlantydą, bo obecnie słudzy Ferluna atakują nas.
Tyle że ja nie umiem wstrzymać oddechu na tak długo. Poza tym jesteś
ranna!
-Zaraz nie będę! Wystarczy odrobina słodkiej wody.
-To fajnie, bo akurat przed nami jest słona woda. Jak zaczekasz to za chwilę przyjdę z potrzebnymi rzeczami.
-To czekam, tylko muszę to zrobić przed zmrokiem, bo inaczej nie
zadziała!- rzuciła za mną kiedy szłam do najbliższego zbiornika.
Całkiem niedaleko wykopałam dziurę. Tam raczej powinna być deszczówka.
Myślałam najpierw o jeziorze, ale wpływa do niego rzeka z wypukanymi
minerałami i solą. Rozchyliłam delikatnie krzaki. Jeeeest! Woda! Nie
zakopali starej dziury. Tylko jak przeniosę ciecz? Zerknęłam na
opuszczone, stare gniazdo na niewielkim drzewku. Stanęłam na tylnych
łapach. Tak jak przewidywałam były skorupki po jajkach. Delikatnie
chwyciłam w zęby skorupkę jajka i napełniłam ją wodą. Ostrożnie szłam z
powrotem do Samiry. Siedziała i wpatrywała się w wodę. Miała łzy w
oczach. Niepewnie ją szturchnęłam i podałam jej wodę.
-Będzie dobrze- powiedziałam wtulając swoją głowę w jej ramie
-Oby...- zdjęła bandaże i wylała wodę na ranę, która momentalnie znikła
-Magia...-powiedziałam wpatrując się w jej brzuch- To co teraz?
-Muszę znaleźć sojuszników...
Hmmm...morskie stworzenia, które jej pomogą. Syreny? Może się udać. One
nie przepadają za nami, a jeszcze bardziej za trytonami. Myślę że
spokojnie mogą zawrzeć sojusz.
-Myślę że powinnaś iść do syren.
-Kogo?
-Ah...To kobiety z ogonem ryb. Nie lubią trytonów i nas niestety też. Myślę że powinnaś z nimi porozmawiać.
-A gdzie je znajdę?- zapytała z lekkim niedowierzaniem w głosie
-Jeśli teraz popłyniesz prosto przed siebie dotrzesz do skał na których
wieczorami przesiadują. Nie siadaj na nich bo to będzie równe ze
zniewagą, ale zaczekaj.- Samira kiwnęła głową na te słowa
-Dobrze- uśmiechnęła się- To ja już płynę. Dziękuję za wszystko
Renesmee! To na pamiątkę.- podała mi bransoletkę z perełkami i
muszelkami
-Jest śliczna dzięki- powiedziałam z uśmiechem.
Uściskałyśmy się na pożegnanie i owa postać wskoczyła do wody. Kiedy
znikła mi z oczu poczułam się szczęśliwa że jej pomogłam. Może kiedyś i
ich plemię stanie z nami ramię w ramię w walce z potworami Chaosu?
Koniec
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz