czwartek, 14 lipca 2016

Od Lelou do Karo

Następne sekundy były istnym chaosem. Od kiedy Karo zgniotła pilot Profesorka, właściwie nic nie ogarniałem. Stałem jak zamurowany, obserwując leżącego naukowca, z trudem próbującego zaczerpnąć wdech, mimo że czynność tą utrudniały mu moje łapy, oparte na jego klatce piersiowej. Warknąłem, ukazując człowiekowi rząd moich kłów; chciałem zatopić je w szyi starca, obserwując, jak męczy się i męczy za te wszystkie krzywdy, które wyrządził tym wszystkim stworzeniom.
Jednak w tym samym momencie czarna plama uderzyła w mój bok, spychając nas w bok. Przetoczyliśmy się po płytkach posadzki, a ja kątem oka zauważyłem, jak w następnym ułamku sekundy, chmara uwolnionych istot pędzi w kierunku swojego dotychczasowego oprawcy. Jeden z krasnoludów chwycił go za ręce, drugi za nogi. Powoli rozciągali ciało Profesorka, nie zważając na jego protesty. Elfy waliły w niego drobnymi dłońmi, wykrzykując jakieś obelgi. Wróżki usiadły na głowie starca, wyrywając kępki jego włosów.
Niemal współczułem naukowcowi losu. Niemal.
Spojrzałem na czarną plamę, która uratowała mi skórę. Dostrzegłem Karo, stojącą już na czterech łapach. Wadera ciężko oddychała, ale wyglądało na to, że nic poważniejszego się jej nie stało. Odetchnąłem ze swoistą ulgą. Ale w następnej sekundzie, zanim jeszcze zdążyłem podziękować, ogarnęła mnie złość.
- Czyś ty rozum postradała?!- warknąłem, podnosząc się z ziemi.- Wiedziałaś doskonale, że Profesorka otacza to głupie pole siłowe, a mimo to go zaatakowałaś. A pomyślałaś, że coś ci się mogło stać?!
- Jak widzisz, nic mi nie jest. Mogliśmy skończyć nieciekawie, przypominam ci.
- Teraz to mało ważne, nie zmieniaj tematu. I nie próbuj więcej ryzykować bez potrzeby, bo za siebie nie ręczę, rozumiesz?
- Nie będziesz mi mówić, co mam robić!
- Może i racja. Ale akurat w tej kwestii będę i nawet nie próbuj już protestować, bo nie chcę, żeby coś ci się stało na mojej warcie!
Wziąłem głęboki wdech. Karo tylko prychnęła pogardliwie w odpowiedzi na moje słowa.
- Zamiast marudzić- przypomniała mi- lepiej zacznijmy szukać wyjścia z tej dziury.
Nieco uspokojony, pokiwałem wolno łbem, lustrując dokładnie pomieszczenie. Starałem się nie zwracać uwagi na krzyki agonii naukowca, nad którym nadal pastwiły się jego dawne ofiary. Spojrzałem na wysokie drzewo. Teraz rozchyliło lekko swoje "gałęzie", ukazując skrawek błękitnego nieba.
- Znalazłem!- krzyknąłem triumfalnie.
Z moich przednich łap zaczęły wysuwać się ptasie pióra, połyskując błękitem w sztucznych świetle podziemi. Tylne kończyny natomiast przemieniały się w szpony. Nienawidziłem tej części, bolała jak nie wiem, choć, na szczęście, nie trwała zbyt długo.
Wzniosłem się w górę, chwytając Karo za grzbiet i machając skrzydłami, modląc się, abym przynajmniej tym razem dał radę wylecieć stąd bezpiecznie.
Co prawda, kilka razy obiłem się o klatki, ale jakimś cudem zdołałem tak manewrować, że Karo nie oberwała, a i ja wyleciałem bez szwanku. Po kilkunastu sekundach, byliśmy już na powierzchni. Powstały otwór szybko zasklepiał się, a ziemia zabulgotała i wygładziła się, sprawiając wrażenie zupełnie zwykłego skrawka terenu. Przez moment zastanawiałem się o los pozostałych stworzeń, ale szybko stwierdziłem, że na pewno znajdą jakieś wyjście. Powróciłem do swojej zwykłej formy. Karo stała kilka metrów ode mnie, patrząc w głąb Lasu Śmierci. Wolno podszedłem do wilczycy.
- Przepraszam za tamten wybuch... trochę się zdenerwowałem, postaram się na przyszłość trochę powstrzymywać- równocześnie pomyślałem, że właściwie gdybym mógł cofnąć się w czasie, zapewne, niezależnie od chęci, postąpiłbym identycznie.- To, ten... Masz ochotę jeszcze na Dwór Zapomnienia, czy wolisz wracać?

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT