Kolejny piękny letni dzień zawitał na tereny Watahy Porannych Gwiazd.
Słońce wyłoniło się za horyzontu i otuliło swoimi zlotowymi promieniami
całą krainę. Las żył, więc jak się po nim spacerowało, to dało się
słyszeć wspaniałe dźwięki tego miejsca. Śpiew ptaków, szelest liści,
tupot małych zajęczych nóżek i kopyt sarn oraz jeleni. Gdzie niegdzie w
krzakach siedziały wilki z watahy. Niektóre polowały, inne próbowały się
ochłodzić. Cóż, w końcu mamy lato, a nie zimę. Wiewiórki skakały po
drzewach, a chytre lisy próbowały znaleźć gdzieś kryjówkę przed słońcem.
Niestety wilki nie było co do tego przekonane i odganiały skutecznie
rude stworzenia. A to wszystko tylko mała cząstka tego co się działo na
terenach watahy.
Westchnęłam głośno. Leżałam w swojej jaskini i podziwiałam otaczający
mnie krajobraz. W grocie było zimno, więc przyjemnie było patrzeć na
zielone tereny, ale jednak coś mnie ciągnęło by wyjść w ten upalny
dzień.
- A ty Hoshi wyjdziesz ze mną? – spojrzałam na orlicę, która siedziała
wgłębi jaskini i odpoczywała. Ptak popatrzył na mnie po czym rozłożył
skrzydła i zaskrzeczał oburzony.
- Mam rozumieć, że nie – zaśmiałam się i ponownie przeniosłam wzrok na krajobraz.
- W takim razie będę musiała sama się przejść – szepnęłam sama do siebie
z uśmiechem. Nie ma co tu siedzieć cały dzień. Podniosłam się powoli i
rozciągnęłam kończyny. Ziewnęłam głośno przy tym i zamerdałam ogonem po
czym wyszłam z jaskini. Ruszyłam w kierunku Wodospadu Mizu. Było
okropnie ciepło, a w dodatku przeważającym kolorem na mojej sierści był
czarny, który jeszcze przyciągał promienie Słońca. Nie wspominając już o
długim futrze. W pewnym momencie chciałam zawrócić i siedzieć w
jaskini, ale pomimo strasznej duchoty, to dzień jednak był bardzo
piękny. Na całe szczęście wchodziła już w las, gdzie korony drzew
tworzyły ochronę przed Słońcem. Odetchnęłam z ulgą i spokojnym krokiem
szłam w stronę wodospadu.
- Lelou przecież nic mi nie jest! – usłyszałam nagle głos znajomej mi wadery. Zatrzymałam się i nastawiłam uszy.
- Ale powinnaś i tak uważać. W takie upalne dni możesz zemdleć albo nie
zobaczyć ze zmęczenia jakiegoś korzenia, potknąć się i mogłabyś w tedy
się zranić! – tym razem odezwał się basior.
- Nanami i Lelouch – powiedziałam i uśmiechnęłam się.
- Chodźmy już po prostu – rzekła zrezygnowana wadera.
- Nami? – powiedziałam trochę głośniej, by wadera mnie usłyszała. Po
krótkiej chwili za krzaków wyszła drobna samica i jej brat.
- Riki! – odrzekła radośnie Nanami z delikatnym uśmiechem, który odwzajemniłam.
- O, hej Riki – powiedział Lelou i również się uśmiechną.
- Znowu ganiasz za siostrą? – zaśmiałam się na co ten przytakną i już chciał powiedzieć dlaczego, lecz mu przerwałam.
- Dobrze, wiem, wiem. Martwisz się o nią. Gdzie idziecie? – zapytałam dwójkę.
- Do Wodospadu Mizu – odpowiedzieli chórkiem.
- O, ja też. To może razem się przejdziemy? – zaproponowałam, na co
rodzeństwo się zgodziło. Porozmawiałam trochę z dwójką wilków, dzięki
czemu podróż była o wiele przyjemniejsza.
Szybko udało nam się dotrzeć na miejsce. Pod wodospadami w jeziorku
pływało już kilka wilków takich jak Ashita, Mavis, Resnemsee, Klairney,
Victor, Toshiro oraz Steve. Na brzegu za to siedziała Annabell i
przyglądała się wszystkim.
- Widzę, że mamy towarzystwo – uśmiechnęłam się.
Cała nasza trójka przywitała się z gromadką, a później zaczęła się
zabawa w wodzie. Oczywiście Lelou martwił się cały czas o Nanami, by się
przypadkiem nie utopiła czy coś. Reszcie udało się wciągnąć Ann do wody
i nawet trochę w niej z nami posiedziała. Zabawa była przednia. Nie
wiem ile czasu upłynęło od momentu kiedy przyszłam. Jednak jak to
mawiają „Wszystko do dobre, szybko się kończy”. Teraz było nie inaczej.
Wielka gwiazda dająca nam światło jak i ciepło, zaczęło powoli znikać z
nieba, które przybrało kolor oranżu oraz różu z domieszką żółtego i
fioletowego. Zachody Słońca zawsze były bardzo malownicze i czasami aż
oka nie można było oderwać. Jednak tym razem wzrok mój spoczywał na
moich przyjaciołach, którzy odchodzili w kierunku swoich jaskiń. Ja
postanowiłam zostać jeszcze trochę. Sam na sam z myślami. Leżałam w
wodzie niedaleko brzegu. Przymknęłam na chwilę oczy i wsłuchałam się w
otaczające mnie dźwięki. Spokój i odpoczynek, brak jakieś przygody lub
zagadki. Westchnęłam głośno i uśmiechnęłam się delikatnie. To była taka
chwila, która aby mogła trwać i trwać. Jednak mój los nie podzielał
mojego zdania.
Nagle woda znalazła się bliżej mojego nosa. Podniosłam momentalnie głowę
i kichnęłam głośno, wycierając delikatnie łapami nos. Prychnęłam cicho i
odwróciłam głowę w stronę wody. Wiatr mocniej zawiał czy co,
pomyślałam. Jednak nie wyglądało to na sprawkę wiatru. Nad wodą wisiała
dziwna chmura. Nie była z byt duża. Chwilę tak wisiała w powietrzu, a
potem przeleciała prze wodospad i zniknęła w jednym z bardzo wąskich
korytarzy za wodospadem.
- To jest to jedno z przejść za Wodospadem Mizu… Hm… – zamyśliłam się
chwilę. Przygoda woła mnie sama… Aj, to zawsze wychodzi z mojego
odpoczynku, pomyślałam wstając na równe łapy. Otrzepałam się z nadmiaru
wody i rozejrzałam się wokół. Było widać już delikatny kawałek Słońca,
więc wszędzie robiło się już dość ciemno. Westchnęłam i spojrzałam
ponownie na przejście za wodospadem.
- Raz kozia śmierć – szepnęłam do siebie sama po czym za nużyłam ciało w
chłodnej wodzie. Jeśli już to coś samo zwraca na siebie moją uwagę, to
chyba wypadałoby to sprawdzić. Zawsze jakieś nowe doświadczenie.
Płynęłam spokojnie i powoli. Przepłynęłam przed wodospad i dotarłam do
skał. Wdrapałam się na nie i ponownie otrzepałam się z wody po czym
spojrzałam przed siebie. Było tu kilka tajemniczych przejść. Wszystkie
były bardzo wąskie i ledwo co można było się przez nie przecisnąć. Ja
jednak szukałam tego, w którym znikła białą chmura dymu. Przypomniałam
sobie w którym miejscu to mniej więcej było i przeszła kawałek, aż
zobaczyłam przed sobą poszukiwany korytarzyk. Przyjrzałam mu się
uważnie, a następnie starałam się jakoś przez niego przejść. Próbowałam
różnych sposobów, ale żaden nie był skuteczna. Nawet nie miałam mocy,
która by jakoś mi pomogła. Westchnęłam i usiadłam przed skalnym
przejściem. W tym momencie nabrałam jakieś strasznej ochoty na to, by
dowiedzieć się gdzie ta dziwna chmura zniknęła. Co się kryło za tym
przejściem? Jakaś bestia? Zagadka? Stara księga z zaklęciami? A może po
prostu jaskinia? Ale w taki razie, co by tam robił ten dym? Zaczęłam
szukać jakiś rozwiązań, ale nic nie wpadało mi do tej pustej głowy.
Jednak sprawa się szybko sama rozwiązania. Ni z tego, ni z owego,
kamienie się delikatnie odsunęły dając mi większą możliwość przejścia.
Otworzyłam szeroko oczy i spojrzałam niepewnie na skały. Miałam dziwne
wrażenie, że jak tylko postawię łapę pomiędzy nimi, to nagle się znów
powrócą do normalnego ułożenia.
- Nie bój się, wejdź – usłyszałam nagle spokojny i lekko ochrypnięty
głos, który raczej należał do płci żeńskiej. Przełknęłam głośno ślinę po
czym postawiłam ostrożnie jedną łapę miedzy skałami. Nic się nie stało.
Postawiłam drugą. Również nic. Pomyślałam, że jest bezpiecznie w miarę,
więc ruszyłam ostrożnie przed siebie. Rozglądałam się dokoła, by nie
pominąć żadnych szczegółów związanych z tajemniczym dymem. Jednak jedyne
co widziałam, to szare kamienie, obrośnięte trochę porostami.
Spojrzałam więc przed siebie, gdzie już mogłam dostrzec jakąś jaskinię.
Przekręciłam nieco łepek. Szybko jednak udało mi się zobaczyć w pełni
nową grotę. Kiedy stanęłam już w niej, skały przysunęły się do siebie,
tworząc ponownie wąskie przejście. Odwróciłam głowę i rzuciłam na nie
krótkie spojrzenie, po czym przeniosłam wzrok na wnętrze jaskini. Nie
była zbyt duża, ale na tyle, bym czuła się w niej swobodnie. O dziwo nie
była to tylko jakaś dziura w kamiennej górze. Boki jaskini były
zrobione z lodu i połyskiwały delikatnie. Z sufitu zwisały lodowe sople.
Niektóre wyglądały jakby zaraz miały na mnie spaść. Wzięłam głęboki
oddech.
- Nie obawiaj się tego miejsca, nic ci się tu nie stanie – odezwał się
ponownie ten żeński głos. Do kogo on należał… W jaskini nikogo nie było.
Jednak myliłam się. Nagle przede mną pojawiła się ta sama biała chmura
dymu, co wcześniej.
- Kim jesteś? – zapytałam dziwną istotę, do której prawdopodobnie należ ten spokojny głos.
- Mogę być dobrem, a mogę być złem. Mogę dać spokój, a równocześnie
obawy. Mogę być bolącą prawdą, albo cudowną nowiną. Wszystko zależy od
tego, jakie kto zada pytanie – rzekła istota latając wokół mnie.
- Czekaj… To ty jesteś tą Wszechwiedzącą Istotą z Wodospadu Mizu? –
zapytałam z niedowierzaniem. Nigdy bym nie sądziła, że spotkam kogoś
takiego. Jak to w ogóle możliwe? Znając moje szczęście do wszelkich
potworów i pułapek, to aż dziwne, że coś dobrego mnie spotkały. Ale… Czy
na pewno?
- Czy to już ma być pytanie, które chcesz mi zadać? – powiedziała
chmura. Wbił wzrok w ziemię. Czyli to jest Wszechwiedząca Istota. No
więc trzeba się ograniczyć to zbędnych pytań jeśli chce czegoś się
dowiedzieć o zaistniałej sytuacji.
- Ty jesteś Wszechwiedzącą Istotą – oznajmiłam. Ma być na razie bez pytań, to będzie.
- Otóż to. Znam odpowiedź na każde twoje pytanie, ale tylko jedno możesz
mi zadać, Riki – odrzekła istota, a ja skinęłam głową. Nagle jednak
dotarło do mnie, że nazwała mnie po imieniu, pomimo tego, że się nie
przedstawiałam.
- Znasz moje imię – powiedziałam. Tylko bez pytań, tylko bez pytań, powtarzałam sobie w myślach.
- Przydomek Wszechwiedzącej Istoty skądś się wziął – zawirowała chmura i dodała – A więc? Masz do mnie jakieś pytanie?
Przełknęłam głośno ślinę. Teraz mogłam zapytać o cokolwiek, lecz miałam
jaką blokadę, która nie pozwalała mi zapytań o niektóre rzeczy. Może to
chodziło o to, że niektóre sprawy trzeba zostawić. Nie wiem. W sumie do
końca. Ale też nie byłam pewna tego, czy o cokolwiek chce pytań. A co
jak się to źle skończy? Czego się dowiem? Niby jedno pytanie, ale
pytanie które może zmienić twoje zachowanie czy poglądy. Nie wiedziałam
już czy chce o coś pytać czy nie. Niespodziewanie jakaś dziwna istota
przywołała mnie do siebie i okazuje się, że mogę zadać jej jedno
pytanie. Niby mogłabym odmówić, lecz… Coś mówiło mi, że czemu by nie
spróbować. Nie wiadomo czy jeszcze kiedyś przytrafi się taka okazja. To
wszystko było i tak takie dziwne i niezrozumiałe. Inni pewnie by już
dawno dostali odpowiedź na swoje pytanie, a ja wciąż się głowię. Cóż,
taki dziwak ze mnie.
- A więc…? – powtórzyła istota, a ja spojrzałam na nią niepewnie. Dobra,
zapytam o coś. Ale czy dostanę taką odpowiedź na jaką oczekuję?
- A więc mam pytanie – powiedziałam lekko niepewna – Czy mogłabyś mi
powiedzieć, jaki jest tak naprawdę ten świat? Świat ludzi, świat wokół
którego obecnie żyję i te dzikie krainy, w ogóle mi nie znane.
Wiem, pytanie godne żebraka. Ale jakoś to pierwsze wpadło mi do głowy.
Jednak nie chodziło mi o to, co mogę znaleźć na przykład w mieście, co
ludzie robią na co dzień, jak zwierzęta sobie radzą na innych terenach.
Chodziło mi bardziej o to, jacy są ludzie w swoim świecie, czy się
śmieją, czy kłamią, czy biją innych. Czy inne zwierzęta się nienawidzą,
czy może pomagają, czy zostawiają swoich w potrzebie. Mówiono mi różne
rzeczy, ale nigdy nie mogłam być pewna, co jest prawdą, a co kłamstwem.
Kiedy zadałam pytanie, otworzyła się u mnie bariera, która wcześniej
trzymała mnie bym nie pytała o coś. W tedy wszelkie moje obawy zniknęły,
a pojawiła się jedynie chęć dostania odpowiedzi. Ogromna chęć,
połączona z wielką ciekawością, która podczas każdej przygody mi
towarzyszyła. Chciałam zrozumieć w końcu świat w jakim żyłam, choć
trochę zaczerpnąć prawdy o nim. Wiedzieć, jak to jest naprawdę. Choć
trochę wiedzieć. By w końcu stworzyć swoją tezę na temat świata jaki
mnie otacza. Bariera puściła, a ciekawość się pojawiła. Może teraz się
czegoś dowiem.
- Wiem o co ci chodzi, Riki. I nawet umiem ci to pokazać – rzekła ze
spokojem istota po czym zawirowała nad podłogą – Choć, opowiem ci bajkę –
dodała.
- Bajkę? Jestem chyba za stara na to – zaśmiałam się.
- Na bajkę nigdy nie jest się za starym – powiedziała istota nadal krążąc nad podłogą.
- Fakt – przytaknęłam siadając. Nieoczekiwanie, z białej chmury zaczął
lecieć biały pył, przywodzący na myśl śnieżynki. Przekręciłam nieco
głowę zdziwiona. Po chwili pod istotą pojawiła się stara księga, która
na okładce miała cztery drzewa. Dwa z nich były pomalowane, a dwa nie.
Istota przestała krążyć i zawisła w powietrzu obok mojego łebka.
- To jest bajką dzięki które uda mi się odpowiedzieć na twoje pytanie, jak i ci pokazać odpowiedź – rzekła
- Bardzo fajnie, ale… Chcesz mi przeczytać bajkę? – zapytałam zdziwiona i prychnęłam.
- Nie lekceważ mojej siły – powiedziała oburzona lekko istota.
- Przepraszam – odrzekłam ze skruchą.
- Nic się nie stało, ale teraz otwórz – powiedziała istota i tym razem
znajdowała się nad księgą. Podeszłam bliżej po czym łapą ostrożnie
podniosłam okładkę, odsłaniając pierwszą stronę. Była pożółkła, lekko
zniszczona. Jednak bardziej interesowało mnie to, co było na niej
napisane. Miała również jeden obrazek, który przedstawiał las, pole oraz
miasto. Napisane było kilka zdań.
- Niegdyś świat był bardzo podzielony. W lasach żyły tylko wilki, na
innych terenach wszystkie inne zwierzęta, a w mieście ludzie. Ludzie
mieli swoje dobro i zło, wilki miało swoje dobro i zło, reszta zwierząt
też miała swoje dobro i zło. Nikt nie próbował niczego zmieniać. Dla
wszystkich to był idealny świat. Ale z czasem, świat miał tego już dość.
Te trzy oddzielone światy, zaczęły szarzeć. Miasta stały się szare,
lasy stały się szare, pola stały się szare. Wszystko straciły kolory.
Smutny i zły świat z trzema kropelkami dobra – przeczytałam po czym
dodałam – Ale… O co tu chodzi?
- Zobaczysz – odrzekła istota i nagle przed oczami zobaczyłam ciemność.
Nie widziałam kompletnie co się dzieje. Najpierw jakiś dziwny początek
bajki, a teraz ciemność przed oczami. Och, super.
***
Obudziłam się leżąc na trawie. Jednak nie słyszałam ani śpiewu ptaków,
ani wiatru. Nie czułam na sobie promieni słońca. Zdziwiona tym
otworzyłam oczy. Wpierw widziałam jak przez mgłę. Zamrugałam kilka razy
by wyostrzyć obraz. Nie mogłam jednak uwierzyć w to co widziałam.
Otaczał mnie szary świat. Szary świat o który mowa była w bajce.
- Chwila mome… – nie dokończyłam jednak, bo ktoś mi przerwał.
- Znajduje się w książce, którą ci pokazałam – to był ten sam spokojny
głos, który należał do Wszechwiedzącej Istoty. Spojrzałam za siebie,
gdyż stamtąd pochodził głos. Jednak nie ujrzałam tam niedużej chmury,
tylko waderę o śnieżnobiałym futrze.
Końcówkę uszu miała czarną, a żółte ślepia patrzyły na mnie z góry. Bez problemu mogłam zobaczyć, że byął wyższa ode mnie.
- Mogę się zmieniać w różne żyjące istoty. Jedna z moich umiejętności –
oznajmiła wadera o ruszyła przed siebie. Śledziłam ją wzrokiem, aż
zobaczyłam szare miasto będące niedaleko nas. Przyglądałam się mu ze
zdziwienie jak i podekscytowaniem. Wstałam na równe łapy i podbiegłam do
samicy, nie spuszczając wzroku z miasta.
- To jest ten jeden „kawałek świata”? – zapytałam. Szybko jednak się
zorientowałam, że zadałam pytanie. A mogłam tylko o jedną rzecz z pytać.
Ajć…
- Tak. Jedno z miast. Szarych miast – odpowiedziała wadera. Uf, czyli tu mogę ją pytać.
- Ale… Jedno mnie zastanawia. O co chodziło z tymi trzema kropelkami dobra? – spojrzał zaciekawiona na wilczyce.
- Bajka ciągle trwa. Wraz z czas wszystko zrozumiesz i dotrze do ciebie
dlaczego w taki sposób otrzymujesz odpowiedź na swoje pytanie –
wyjaśniła samica patrząc ciągle w dal.
- Rozumiem. Jeszcze che tylko jedną rzecz wyjaśnić – niestety znów nie
mogłam dokończyć swojej myśli, gdyż wadera ponownie mi przerwała.
- Wszystko się z czasem wyjaśni – powtórzyła swoje słowa, a ja momentalnie zamilkłam. Nie ma co się sprzeczać z tą istotą.
Powoli zbliżałyśmy się do miasta. Nie było duże, ale i nie było małe.
Ten szary kolor, który był wszędzie, lekko mnie odtrącał. Szare domy,
szare samochody, szarzy ludzie. Byliśmy już wystarczająco blisko
budynków. Samica zaczęłam przeciskać się między domami, by wyjść na
główną ulicę. Szłam za nią, ale nadal nie byłam przekonana co do tego.
Wadera weszła na chodnik, a ja zaraz po niej. Ludzie szli przygnębieni
oraz źli na cały świat. Bardzo dziwne było to, że w ogóle nie zwracali
na nas uwagi. Wilczyca o białym futrze rozejrzała się dokoła po czym
weszła na ulicę. Spojrzałam na nią zdziwiona. Nagle w jej stronę zaczął
pędzić jakiś samochód.
- Uważaj! – krzyknęłam do niej, a ta nic sobie z tego nie zrobiła. Już
myślałam, że auto ją przejedzie, ale nie. Pojazd po prostu przejechał, a
jej nic się nie stało. Jakby była duchem. W ogóle nie mogłam w to
uwierzyć. Przełknęłam głośno ślinę i spojrzałam na ulicę. Co chwila
przejeżdżały po niej nowe samochody. Postanowiłam pomimo to spróbować
przejść. Skoro wilczycy się nic nie stało, to mi też raczej nic się nie
stanie. Ostrożnie postawiłam jedną łapę na ulicy i rozejrzałam się
jeszcze raz. Kiedy auta były daleko, ruszyłam biegiem na drugą stronę.
Jednak przy samej końcówce jakiś samochód był już blisko mnie.
Zatrzymałam się momentalnie. Jakby coś przykleiło mnie do ulicy i bym
nie mogła biec. Położyłam łapy na głowie w obawie, że coś mi się stanie.
Nic innego nie mogłam zrobić. Stałam jak osłupiała. Pomimo wszystko nic
mi się nie stało. Po moich plecach przebiegł tylko dreszcz. Spojrzałam
na swoje ciało. Nic mi się nie stało.
- Jesteśmy tutaj trochę jak duchy. Dla większości, bo jest człowiek,
który nas widzi i czuje. Dla niego istniejemy. A teraz chodź, bo zaraz
coś cię naprawdę przejedzie – powiedziała wadera, a ja szybko podbiegłam
do niej. Szłyśmy środkiem chodnika, a ludzie normalnie przez nas
przechodzili. Zawsze po prostu miałam jakieś dziwne uczucie, kiedy ktoś
przeze mnie przechodził. Po kilku metrach, samica skręciła w lewo i
przeszła przez drzwi jednego z budynków. Ruszyłam jej śladem, obserwując
wszystko dokoła. Znajdowałyśmy się na klatce schodowej. Wadera ruszyła
schodami w górę, a ja zrobiłam dokładnie to samo, idąc idealnie za nią.
Po kilkunastu stopniach, samica zatrzymała się na trzecim piętrze.
Skręciłam w prawo i ominęła parę drzwi i zatrzymała się później przed
jednymi. Usiadła przed nimi i poczekała na mnie.
- Od razu uprzedzam, że w tym domu nie jesteśmy jak duchy. Możemy tutaj
tylko i wyłącznie przejść przed drzwi do mieszkania – ostrzegła mnie
wadera po czym przeszła przez drzwi.
- Okey – powiedziałam ruszając za nią. Znajdowałyśmy się w niedużym
mieszkaniu. Chyba tylko dwójka ludzi by mogła tu mieszkać. Byłyśmy
właśnie w holu. Dalej po lewej stronie zrobiona była kuchnia. Za to po
prawej było przejście do sypialni. Co mnie bardzo zdziwiło – ten dom nie
był szary, tylko miał kolory.
- Henry? – rzekła spokojnie biała samica. Z sypialni dobiegł do moich uszu odgłos krzątaniny.
- T-tak już! – krzykną niespokojnie mężczyzna. Po chwili stał jednak
przed nami z szerokim uśmiechem. Był ubrany w garnitur. Krawat był wciąż
źle zawiązany, więc jegomość ciągle próbował go ułożyć dobrze.
Rozczochrane i zakręcone ciemne włosy kontrastowały z niebieskimi
oczami. Podobnie jak mieszkanie osobnika, on też miał kolory. Nie był
szary, a w dodatku na jego twarzy było widać zadowolenie.
- O, witaj Anyu! – powiedział radośnie mężczyzna i podszedł do samicy,
przytulając ją. Nie zdziwiło mnie zbyt to, że mężczyzna w ogóle nie
zareagował na to, że w domu ma dwa wilki i w dodatku to, że jednego z
nich tuli. W końcu to bajka, nie?
- Anyu? – spojrzał zdziwiona na wilczycę.
- Tak brzmi moje imię. Wszechwiedząca Istota to formułka. Cóż,
rzeczywiście nie witam się imieniem, ale jak już, to właśnie mówię, że
jestem Anyu – powiedziała. Ciemnowłosy odkleił się od wadery i przeniósł
na mnie wzrok.
- A to kto? – zapytał samicy.
- To Riki, taka… Znajoma – powiedziała wilczyca. No tak, jakoś w końcu
miała mnie przedstawić. Przecież by nie powiedziała, że jestem wilkiem,
który zadał jej pewne pytanie, a ta przeniosła meno do książki. Zresztą
zgaduję, że w tym świecie on ją po prostu zna, bo mogła często tu
przychodzić czy coś, ale na pewno nie powiedziała mu o swoich
zdolnościach.
- Miło mi poznać Riki – rzekł mężczyzna i podniósł moja łapę. Lekko ją potrząsną po czym puścił.
- Wybaczcie mi za bałagan, ale bardzo się spieszę – powiedział i wstał, sprawdzając godzinę na zegarku.
- Nowa praca? – spytała Anyu.
- Tak, tak, tak. Zaraz idę na rozmowę. O kurcze! To już w pół do
trzynastej! Wybaczcie, ale muszę już uciekać. Autobus mam za pięć minut,
a później muszę jeszcze podbiec kawałek do tego budynku w którym będzie
rozmowa. Na razie! – krzykną do nas, wybiegając z mieszkania z
walizką.
- Dziwny człowiek – powiedziałam.
- Nie, on nie jest dziwny – rzekła ze spokojem wilczyca i ruszyła w głąb mieszkania. Szybko zrównałam z nią krok.
- Hm… Nie wiem, takie miałam wrażenie, ale nie to mnie zastanawia. Czemu
on ma kolory i jego mieszkanie, a inni nie? – zapytałam oglądając
sypialnie do której weszłyśmy. Panował tu ogromny chaos. Wszystko
porozwalane, łóżko nie pościelone, a jakieś papiery walały się po ziemi.
Po prawej stronie były jeszcze jakieś drzwi, pewnie do łazienki.
Niedaleko nich stał telewizor z włączonymi wiadomościami.
- To jest jedna z tych kropelek dobra w tym szarym świecie, który
pochłonęło zło i nienawiść oraz to, że wszystko się od siebie oddzieliło
i przestało razem żyć. Henry był niejednokrotnie poniżany za to, że
jest inny. Że chce dobrze na innych. Jednak nikt nigdy nie chciał mu
pomóc – powiedziała Anyu i nagle przed nami pokazało się nieduże
magiczne okienko z obraz czystej sypialni, ale nie dorosłego, a dziecka.
Pomieszczenie było w tym samym miejscu co obecna sypialnia Henry’ego.
Na łóżku siedział mały chłopiec, podobny właśnie do ów mężczyzny. To
chyba scena z jego dzieciństwa. Bawił się drewnianym samolocikiem.
Wszystko był szare, oprócz chłopca i jego zabawki. Uśmiechnęłam się
delikatnie. Z oddali słychać było krzyki dorosłych, a później odgłos jak
ktoś upada na ziemie i płacze. Wzdrygnęłam się. Do pokoju chłopca
wparował dorosły mężczyzna z pasem w ręce. Zabrał samolocik chłopcu i
rzucił nim o ziemie po czym zaczął bić chłopczyka. Potem wpadła kobieta,
która starała się odciągnąć prawdopodobnie męża od pewnie ich dziecka.
Niestety, ale później i ją mężczyzna pobił. Cały uśmiech zszedł mi z
twarzy, a pojawił się smutek. Obraz tej sytuacji znikną.
- Henry nie miał łatwego dzieciństwa. Codziennie jego ojciec wychodził i
wracał za dwa dni. A kiedy wracał, bił żonę i syna – powiedziała Anyu z
powagą w głosie i wskazała łapą na popsuty samolocik leżący na biurku
obok łóżka.
- Straszne… Ale dlaczego on akurat stał się tą kropelką dobra w świecie ludzi? – dopytywałam.
- Henry jest marzycielem i optymistą. Pomimo trudnego życia, dąży co
celu i wierzy, że świat może być dobry. Próbuje zapomnieć tamte lata i
patrzeć na te, które będą. Owszem, wie, że cały świat się nie zmieni,
ale chce by ludzie byli lepsi, Dlatego w tej bajce on jest tą kropelką
dobra – odpowiedziała patrząc na mnie. Wbił wzrok w ziemię. To
niesamowite, że po takim czymś ten Henry jest taki pełny życia i
radości. Ciekawy świata, który chce zmienić. Większość takich ludzi się
zamyka w sobie i jest nieufna, a ten to optymista z chęcią próbowania
każdego dnia.
- Niesamowite… – szepnęłam.
- Prawda? A teraz pokarzę ci inny oddzielony świat – rzekła samica i po
sekundzie pod łapami miałam trawę, Oczywiście szarą trawę. Uniosłam
głowę do góry i zobaczyłam, że znajdujemy się w lesie.
- Teraz przedstawię ci pewną wilczycę – powiedziała Anyu ruszając pewnie
w kierunku jaskini ów wadery. Podeszłam do niej i szłam powoli. Nadal
do mnie nie docierało to, co widziałam i słyszałam. Ten Henry… Był
wielkim człowiekiem dla mnie. Nie sądziłabym nigdy, że człowiek umie się
podnieść z uśmiechem o taki czymś. Nie człowiek. Może dlatego tak
myślałam, że ich dobrze nie znałam?
Mijały nas podłodze wilki, które jak i ludzie były złe i smutne. Ten
wilczy świat też był przygnębiony. One również nas nie widziały i
przechodziły przez nas. Ten świat było taki sam jak ten ludzki, tylko,
że tu rządziły wilki i las.
Szybko dotarłyśmy do pewnej jaskini.
- To tutaj. Jaskinia Dusty – odrzekła Anyu wchodząc do groty. Weszłam
zaraz po niej, niepewna tego czego się mogłam tam dowiedzieć.
- Anyu! – usłyszałam radosny okrzyk z wnętrza jaskini. Na białą samicę
skoczyła radośnie inna wadera. Miała biało-czarne futro i niebiesko czy
jak ja. Ona też jako jedyna miała kolory, a przedmioty w jej jaskini
również nie były szare.
- Witaj Dusty – przywitała się śnieżnobiała wilczyca.
- O, kogoś przyprowadziła – uśmiechnęła się Dusty patrząc na mnie.
- Tak, to Riki. Przyjaciółka – uśmiechnęła się delikatnie na moment Anyu.
- Hej, hej! – podbiegła do mnie wadera.
- Cześć – powiedziałam z uśmiechem do wilczycy. Nieoczekiwanie z dworu dobiegł do nas odgłos wycia wilków.
- A, no tak… Zebranie watahy. Na razie – powiedziała Dusty i ruszyła w
kierunku wyjścia z jaskini, mając podkulony ogon i położone uszy.
- Dusty to omega – rzekła w moja stronę Anyu. Spojrzałam na nią zdziwiona.
- Omega? A wydaje się być taka miła – powiedziałam cicho patrząc na odchodzącą waderę.
- Bo jest. Tylko jej wataha się na nią uwzięła i uprzykrza jej życie – podeszła do mnie samica i usiadła obok.
- Ale przecież to niesprawiedliwe! Każdy ma prawo do normalnego życia! – powiedziałam oburzona.
- Racja, ale watahy wilków już nie mają takiej zasady – rzekła ze
stoickim spokojem Anyu – Alfa wybrała akurat ją na kozła ofiarnego. Jej
matka została wygnana, a ojca i brata rozszarpały wilki z watahy, bo
taki był rozkaz. Później Dusty stała się omegą, bo tak też zarządziła
Alfa.
- Ale… Dlaczego? – spytałam. Nie mogłam się w ogóle postawić na miejscu
tej wadery. Nie znałam jej może dużo czasu, ale zdążyłam zobaczyć, że
nie jest to zła wilczyca. Ona na pewno nie zasługiwała na to. Jej
rodzina na to nie zasługiwała.
- Niestety tego ci nie mogę powiedzieć. Jestem Wszechwiedzącą istotą,
ale niektórych informacji o tym świecie nie mogę ci zdradzić. Jedyne co
mogę ci powiedzieć to, to, że to nie była wina Dusty – odpowiedziała
Anyu i dodała – Dusty nie mogła siępo tym pozbierać szybko. Straciła
rodzinę w dwa dni. Ale podobnie jak Henry, wierzy, że świat może się
zmienić. Że szarość to nie jedyny kolor jaki nas otacza. Wierzy, że
dobro jest w każdym z nas, ale trzeba to odkryć. Pamięta słowa matki.
Powiedziała jej, że to nie tak, że dobra nie ma. Ono jest nawet w
najokrutniejszym człowieku. Tylko trudno bardzo je dostrzec. Trudno ci w
to pewnie uwierzyć, ale Dusty w to wierzy całym sercem. Dlatego każdego
dnia ma uśmiech na pyszczku.
- To ona jest tą drugą kropelka dobra? – zapytałam.
- Zgadza się – skinęła głową samica.
- Zadziwiasz mnie – powiedziałam zapatrzona w dal.
- To nie ja. To ta bajka się zadziwia, ten świat. Ja tylko wiem o nim wszystko – rzekła wadera.
- No tak… Wiesz, nie jest mi trudno uwierzyć w słowa matki Dusty.
Bardziej trudno mi jest uwierzyć w to, że ciągle jestem w bajce –
prychnęłam cicho.
- Może i sytuacja tu przedstawiona nie jest taka jak w bajce, ale uwierz
mi, późnie będzie jak w bajce. No, po części. Potraktuj ten świat, jako
bajkę trochę bardziej smutną niż inne – powiedziała wilczyca, a ja
skinęłam głową.
- Gotowa na poznanie trzeciego oddzielonego świata? – spytała mnie spokojnie Anyu.
- Che wiedzieć jak to się skończy, więc poznanie kolejnej istoty jest
potrzebne do tego – rzekła spokojnie. Powoli nie mogłam już pomieścić w
swojej głowie tego, czego się dowiedziałam. Towarzyszyły mi ogromne
emocje, których nigdy nie doświadczyłam. Smutek, żal, złość,
zmartwienie, a jednak radość i dobry humor. Tego było o wiele więcej,
ale nie umiem do końca opisać tego co czułam. To był taki natłok
wszystkiego. Niby się bałam, jak to wszystko się potoczy, a jednak byłam
ciekawa.
Anyu przeniosła nas do kolejnego oddzielonego od reszty świata. Był to
świat wszystkich zwierząt, prócz wilków. Znajdowałyśmy się ponownie w
jakieś jaskini. Było tu mnóstwo ziół, które miały swoje prawdziwe
kolory.
- A tu kto mieszka? – zapytałam.
- Zaraz się dowiesz – szepnęła do mnie wadera, siadając. Zrobiłam to samo.
Nagle do jaskini wpadła galopem sarna, dość młoda. Podbiegła do miejsca gdzie miała kilka ziół i zaczęła coś z nimi robić.
- A gości to już się nie wita, co Mir? – powiedziała spokojnie Anyu.
Sarna odwrócił się i spojrzała na nas. Miała brązową sierść. Nie szarą.
Czyli to jest trzecia kropelka dobra!
- Przepraszam. Witaj Anyu. Z kim jesteś? – rzekła sarna kierując wzrok na mnie.
- To Riki – powiedziała wadera, wstała i podeszła do sarny imieniem Mir. Ja wraz z nią.
- Co się dzieje, że w takim popłochu wszystko robisz? – zapytała samica przyglądając się poczynaniom Mir.
- Wszystkie zwierzęta się zebrały w armię i szykując atak na wilki i
ludzi. Podobno gepardy widziały jak armia wilków i ludzi zwierza w
naszym kierunku, tylko, że z dwóch stron. Wszyscy mają szykować się do
wojny, a ja nie chce wojny. Chce coś zrobić by temu zapobiec. Nie wiem
jak samemu mi się to uda, ale spróbuję. Muszę inaczej świat stanie w
płomieniach. Wilki, ludzie i my mam ogromną liczebność. Walka będzie
trwała w nieskończoność. Nie mogę na to pozwolić! – krzyknęła sarna
wkładając do jakieś skórzanej torby zioła i zarzuciła ją na plecy. Potem
wybiegła podenerwowana z jaskini.
- Jak to wojna? Nie może być przecież żądnej bitwy, prawda?! – spojrzałam zdziwiona i wystraszona.
- Może – powiedziała spokojna wadera – Ale jak zdążyłaś zauważyć, to jest nasze trzecie dobro
- Tak, to wiem. Ale co ją spotkało? – zapytałam.
- Rodzina ją porzuciła. Później o mało co nie zginęła. Znalazł ją pewien
jeleń imieniem Este. Zaopiekował się Mir, ale cóż… Este zaginą pewnego
dnia i nigdy nie wrócił, a Mir znów została sama. Każdy ją później
odtrącał i uprzykrzał życie. Niektórzy zadawali jej cielesne rany, inny
kazali odejść z tych terenów i rzucić się wilkom na pożarcie. Było dużo
tego, ale jak widzisz, ona się podniosła. Podobnie jak Dusty i Henry.
Nie dawała za wygraną. Nie dawał pokazać, że można ją zranić. Była silna
i jest. Postanowiła, że będzie uśmiechać się każdego dnia, by pokazać,
że strach czy ból nie jest czymś co może ją powstrzymać. Wierzył, że uda
jej się każdemu pokazać, że może być silnym i dobrym. Wystarczy tylko
uwierzyć w siebie, a nie zakrywać swoje wady okrucieństwem wobec innych –
powiedziała. Mir była sarną, co zwykle kojarzyło mi się z delikatnością
i strachem. Jednak ona była tak samo silna i dobra, co Dusty i Henry.
Była taka jak oni. Również nie było jej łatwo. A teraz się śmieje i jest
dla każdego dobra. Wcześniej nie mogłam uwierzyć w to, że właśnie
poznaję historię bajki z tej księgi. . Teraz widzę, że to była głupota.
Charakter jaki ma ta trójka jest godny prawdziwego bohatera. Bohatera z
bajki, który pomimo trudności dąży do celu i pokazuje, że uśmiech może
gościć na twarzy każdego z nas. Zrozumiałam to. Zrozumiałam tą historię.
Zrozumiałam tą bajkę.
- Czy możesz nas przenieść na teren gdzie mają się spotkać, te trzy
armie? – zapytałam, na co Anyu skinęła głową. Wzięłam głęboki oddech.
Po chwili znajdowałyśmy się na środku ogromnego pola. Z jednej strony
widziałam jak armia wilków powoli zwierzają w naszym kierunku. Z drugiej
szło wojsko ludzi, a jeszcze z innej kroczyły różne zwierzęta.
- Co teraz będzie? – zapytałam niepewnie, rozglądając się na boki.
- Zobaczysz – rzekła Anyu. „Zobaczysz”, „Zaraz się dowiesz”, „Poczekaj”,
ciągle potrzebny był czas, a ja już, natychmiast chciałam wiedzieć co
dalej. Jak to się skończy. Dostać wyczekiwaną odpowiedź na moje pytanie.
Choć, teraz bardziej interesowało mnie, jak potoczą się losy naszych
„trzech kropelek”.
Po niedługim czasie trzy armie stało niedaleko siebie. Na początku
każdej stał jej przywódca. Na czele wojsk ludzi stał mężczyzna schludnie
ubrany. Przy armii różnych zwierząt, stał ogromny słoń, dość stary. Za
to przywódcą wilków, był umięśniony basior.
- Potrzebujemy więcej terenów do budowy miast, więc jeśli nie oddacie
nam trochę ziemi, będziemy musieli o nie walczyć! – krzyknął mężczyzna.
- Mamy dość siedzenia tylko w lasach. Też chcemy więcej terenów! – zakrzykną basior.
- Owszem, mamy najwięcej ziem z wasz wszystkich. Ale to nie oznacza, że wam je oddamy. Nigdy! – rzekł słoń.
- Zatem chcecie byśmy wszczęli wojnę? – krzykną do słonie mężczyzna.
Nie, nie, nie! Nie może być wojny, to nie tak, pomyślałam niespokojna.
- Jak widać b… – stary słoń jednak nie dokończył, gdyż jego wypowiedź przerwały trzy głośne krzyki:
- Nie!
Za stada wilków wybiegła Dusty, za ludzi wybiegł Henry, a za zwierząt
wyskoczyła Mir. Cała trójka stanęła na środku między armiami. Byli
trochę zdziwieni, że wyskoczyła ich trójka i to akurat tych, co mieli
kolory. Każdy z nich miał zamiar odwieźć przywódców od wojny. Szybko się
chyba zrozumieli, pomimo tego, że byli różnego pochodzenia.
- Kim jesteście? Czego chcecie?! – zapytał zdenerwowany przywódca wilków.
- Nie chcemy wojny, to na pewno – powiedział Henry.
- Chcemy wam coś przekazać – rzekła Mir.
- Spójrzcie tylko na świat jaki was otacza – zaczęła Dusty – Wszystko
stało się szare, złe i smutne. Dobro zniknęło, a kiedyś panowało u nas
dobro i zło. Kiedyś wszyscy żyliśmy razem, a nie oddzielnie.
- W tedy panowała harmonia, a świat się nie zmieniał – pałeczkę przejął
Henry – Każdy się lubił, nikt nie miał do nikogo większych wyrzutów. A
teraz? Pogrążyliśmy nasz świat w złu. Wszystko zmieniło się na szare
- Ale czy tego chcemy? – mówiła teraz Mir – Oddzieliliśmy od siebie
nasze światy, ale to właśnie był błąd. Każdy się nie lubi, każdy ma do
każdego jaką urazę. Ale czy wojna rozwiąże nasze problemy? Czy brak
ziem, to jedyny powód przez który jesteśmy źli? No spójrzcie na siebie!
W tym momencie przywódcy byli lekko zmieszani. Popatrzyli na swoje armie, które były również niepewne.
- Wojna niczego nie rozwiąże. Spróbujcie znowu żyć tak jak kiedyś – powiedział Henry.
- Skąd możemy mieć pewność, że macie rację? – powiedział mężczyzna.
- Bo ja na przykład nie miałam łatwo w życiu. Doświadczyłam zła, ale
pomimo tego mogę żyć z uśmiechem na pyszczku – powiedziała Dusty.
- Ja jestem taki sam – rzekł Henry, patrząc z nadzieją na wszystkich zgromadzonych.
- Ja też – powiedziała spokojnie Mir.
- Ja jestem z nimi – odezwał się nagle stary słoń, który dotychczas
siedział cicho. Wraz z nim powiedziały wszystkie zwierzęta, które
zyskały znów swoje pierwotne kolory. Za skóra słonia zjaśniała
delikatnie, a kły stały się białe.
- Ja również – odezwał się przywódca wilków oraz jego wielkie stado. Po
tych słowach futro wilka przybrało błękitno-granatowy kolor, a ślepia
zabłysły żółtą barwą. Inne wilki również odzyskały swoje kolory, których
im brakowało. Wszyscy teraz wyczekująco patrzyli na mężczyznę.
- Wasze słowa miały wiele sensu i prawdy, więc i ja jestem z wami –
powiedział, a jego garnitur odzyskał białą i czarną barwę, za to jego
krawat stał się niebiesko-czerwony. Wszyscy ludzie również się odezwali i
zyskali kolory. Nagle dziwna fala energii przeszła przez cały świat,
dając mu barwy, jakich mu od dawna brakowało. Później zaczęły się
radosne okrzyki i wszyscy podrzucali delikatnie do góry naszą znaną
trójkę. Jednak coś nadal mi tu nie pasowało. Rozejrzałam się wokół.
Niektóre źdźbła trawy były nadal szare, niektóre drze nadal były szare.
Pewnie budynki w mieście w niektórych miejscach też były szare. O co tu
chodzi?
- Czy znasz odpowiedź na swoje pytanie? – podeszła do mnie Anyu.
- Właśni nie… Dlaczego niektóre elementy tego świata wciąż są szare? – spojrzałam na Wszechwiedzącą.
- Czyli wciąż do tego nie doszłaś… No więc pozwól, że ci wyjaśnię. Dobro
wygrało, owszem. Ale to nie oznacza, że zło zniknęło w pełni. Nigdy nie
uda ci się zniszczyć całe zła. Zawsze jego cząstka gdzieś będzie. Dobro
i zło to jedna z ważnych zasad, o której trzeba pamiętać. Trzeba
pamiętać, że dobro nie istnieje bez zła – powiedziała wadera. W tedy
wszystko się wyjaśniło. Podniosłam głowę do góry i uśmiechnęłam się
szeroko.
- No tak! Przecież o… - odwróciłam głowę by spojrzeć na Anyu, jednak nie
zobaczył ani jej, ani świata z książki. Tylko Wodospad Mizu i promienie
rannego słońca padające na jezioro.
- … to chodziło – dokończyłam zmartwiona. Chciałam jeszcze zobaczyć co
było dalej. Przecież na samych okrzykach radości nie mogło się skończyć
chyba, nie? Coś sensowniejszego jeszcze musiało się stać. Ale cóż…
Dostałam odpowiedź na swoje pytanie, więc stamtąd zniknęłam. Ze smutkiem
na pyszczku wbiłam wzrok w ziemie, gdy nagle zobaczyłam leżącą
niedaleko mnie księgę, w której była ów bajka. Mile zaskoczona podeszłam
do niej szybko i otworzyłam na ostatniej stronie. Przeleciałam wzrokiem
przez kilka zdań po czym stanęłam na jednym i zaczęłam czytać.
- Potem Henry, Dusty i Mir zostali najbardziej znanymi osobami na całym
świecie i zostali przywódcami swoich grup. W historii zapisali się jako
„trójka kropelek dobra”. Ich życie toczyło się różnie, ale jedno jest
pewne. Ta trójka została najlepszymi przyjaciółmi, a ich życie nabrało
nowych barw – przeczytałam ostatnie słowa z uśmiechem. Obok znajdował
się jeszcze obrazek radosnego Henry’ego, Dusty i Mir. Zaśmiałam się
cicho.
- Czyli koniec jest taki, tej „bardziej smutnej bajki od innych” –
przypomniały mi się słowa Wszechwiedzącej Istoty. Zamknęłam księgi i
okazało się, że nad tym rysunkiem czterech drzew pojawił się złoty napis
„Dobro nie istnieje bez zła”. Czyli to miał być tytuł. Uśmiechnęłam się
i spojrzałam raz jeszcze na wodospad.
- Dziękuje – szepnęłam. Prawdę mówiąc po tej przygodzie miałam jeszcze
więcej pytań. Ale jednak zyskałam odpowiedź na to, które zadałam. Może
nie taką oczywistą odpowiedź, ale jednak odpowiedź. „Dobro nie istnieje
bez zła” o to chodziło. Każdy świat jest dobry, ale i ma w sobie zło.
Nie wszystko zyskało kolory, to właśnie miało obrazować to zło. Zło,
którego nigdy się nie pozbędziesz. Ale dobra też nigdy nie zabraknie.
Takim dobrem miała być ta nasza trójka. Zawsze jakieś zło i dobry będzie
w każdym świecie. Czy do ludzkim, czy wilczym, czy nieznanym mi w
ogóle. Westchnęłam głośno po czym wzięłam ostrożnie księgę w pyszczek i
ruszyłam w kierunku mojej jaskini. A tą bajkę będę czytać czasami, by
przypomnieć sobie jaką wspaniała przygodę przeżyłam.
KONIEC
*długo trochę wyczekiwany, no nie?*
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz