poniedziałek, 11 lipca 2016

Od Leloucha do Tamary

Wziąłem głęboki wdech, czując przesycony kwiatami aromat powietrza. Odkąd pamiętam, zawsze zastanawiałem się, skąd wzięły się tu wszystkie te kwiaty i czy możliwym jest, aby one wszystkie mogły rosnąć sobie tak dziko - wyglądały na zadbane, rosły w dość równych i symetrycznych rzędach. Z Nami często żartowaliśmy, że z całą pewnością jakiś duch nie może pogodzić się ze swoją śmierci i w księżycowe noce opiekuje się roślinnością.
- (...) lubiliście się tu bawić?- zapytała Tamara.
Drgnąłem, zdając sobie sprawę, że w zamyśleniu nie usłyszałem wcześniejszych słów wadery. Z roztargnieniem pokiwałem łbem.
- Nawet bardzo- potwierdziłem.- W sumie, to zazwyczaj jak uciekaliśmy, prędzej czy później trafialiśmy właśnie w to miejsce. Taka nasza mała baza. Gdyby tu nieco dłużej posiedzieć, znalazłoby się kilka rzeczy, zostawionych dawno temu...
Wadera jak na zawołanie zaczęła dokładnie lustrować teren, najwyraźniej szukając drogocennych skarbów. Mimowolnie zachichotałem.
- Nie warto tracić czasu. To jakieś nic nie warte drobiazgi. Moje kamyki, zasuszone wianki... Naprawdę, nie warto marnować czasu.
Tamara spojrzała na mnie z lekkim wyrzutem.
- To nie są śmieci!- zaprzeczyła żywo.- Na pewno mają dla ciebie ogromne znaczenie sentymentalne, prawda?!
- Może i tak. Dlatego są schowane. Chcesz już wracać? Nami...
- Aj, cicho bądź, dobra?! Możemy tu trochę odpocząć! Pokażesz mi jedną pamiątkę?
Westchnąłem z rezygnacją. Nie wiem, kto był bardziej uparty. Ona, ja, czy moja siostrzyczka. Mimo wszystko, stwierdziłem, że właściwie nie ma po co prowokować sporów. Im szybciej jej coś pokażę, tym prędzej będę mógł zobaczyć Nami. Ruszyłem w stronę kępki błękitnych kwiatów, podajże chabrów. Zawsze je lubiłem. Ich płatki kolorystycznie przypominały nieco skrzydła motyli, z którymi często miałem do czynienia. Szczerze mówiąc, wątpiłem, abym znalazł to, czego szukałem, ale bez przekonania zacząłem płytko grzebać w ziemi. Po zaledwie pięciu sekundach, natrafiłem na coś twardego. Odsunąłem kilka ziarenek gleby, manewrując pazurem tak, aby wytoczyć płaski przedmiot na powierzchnię. Z zadowolonym uśmiechem podziwiałem swoje znalezisko: mały, złoty krzemień, lśniący w promieniach słońca. Jak najdokładniej oczyściłem go z grudek piachu, po czym zawołałem Tamarę. Wadera szybko podeszła, z zaciekawieniem oglądając znalezisko.
- To krzemień- wyjaśniłem.- Szczególnie je lubię, gdzieś słyszałem, że gdyby pocierać mocno o siebie dwa takie, można wzniecić ogień, choć nigdy jakoś bardzo nie wiedziałem, jak się to tego zabrać. Mówiłem, nie ma tu żadnych skarbów.
- Oj tam- odmruknęła, nadal patrząc na kamień. Zawsze ciekawił mnie drobny odcisk w jego powierzchni, jakby łapki małego stworka. Licznie zagłębienia i linie w krzemieniu gromadziły piasek, jednak teraz były niemalże całkowicie czyste - wartki strumień robi swoje.
- Chciałabyś go może zatrzymać?- zapytałem nagle.

< Tamara? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT