poniedziałek, 18 lipca 2016

Od Lucyfera do Maennelise

Uroczo. Spacerujemy sobie, wsłuchujemy się we wszystko co nas otacza. Byłoby wręcz magicznie gdyby nie oschła, nie mówiąc w prost sucza, towarzyszka. Hmmm... podoba mi się. A zatem zaczyna się zabawa.
- A więc jak cię zwą? - zapytałem lekko patrząc na nią z ukosa. Przez chwilę się zastanawiała, co od razu podpowiedziało mi, że nie powie mi prawdy.
- Miradez - odpowiedziała w końcu.
- Chodziło mi o twoje prawdziwe imię - przewróciłem oczami i westchnąłem, pokazując znudzenie jej zachowaniem.
- Maennelise Ember Sierra II.
Widziałem w jej oczach, że jedyne czego teraz chce to jak najszybciej się ode mnie oddalić.
Szliśmy dalej w milczeniu. Przypomniałem sobie, że na początku wadera mnie nie słuchała, więc postanowiłem przypomnieć jej swoje imię. Tak na wszelki wypadek. W końcu ona tak się wysiliła, żeby powiedzieć mi swoje, nie mogę być jej dłużny.
- Jam jest Lucyfer, milady - powiedziałem przesadnie teatralnym tonem.
- A na co mi to wiedzieć? - żachnęła się i fuknęła pod nosem.
- A ja wiem? To już od ciebie zależy. Wiesz już kogo wołać na pomoc, jeśli coś się wydarzy, wiesz także jakie imię podać gdy przyjdzie do ciebie płatny zabójca - uśmiechnąłem się szyderczo półgębkiem.
Maennelise widocznie zastanowiła się nad drugą opcją. Prychnęła i już się nie odezwała. Nie chciałem przerywać jej błogiej chwili ciszy, więc też się nie odzywałem. Gorzej, że błoga cisza przerodziła się po chwili w niezręczne milczenie. Nie wiedziałem jednak czym zainteresować towarzyszkę. W końcu do najbardzej komunikatywnych nie należę, a i tak ostatnio zachowuję się jakby coś mnie odmieniło. Beznadzieja.
- Ładna dziś pogoda - burknąłem pod nosem po czym parsknąłem śmiechem z własnej głupoty i niemocy w zaistniałej sytuacji.
- Co? 
- Domyśl się - syknąłem i potruchtałem przed siebie. Co ja do licha ciężkiego robię?!

< Maey? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT