poniedziałek, 11 lipca 2016

Od Lelou do Karo

Z zaskoczeniem patrzyłem na sceny, przelatujące w szklanych kulach. Widziałem zarówno siebie, jak i Nami. Kiedy jako szczeniaki bawiliśmy się w wodzie i myślałem, że zaczęła się topić...
- "Nami! Nami, jesteś?"- krzyczał ja z przeszłości, desperacko przeczesując jezioro.
Uśmiechnąłem się. Scena ta pozostawiła piętno w mojej pamięci. Siostra wtedy, co prawda, tylko żartowała, ale potem łaziłem krok w krok za nią przez miesiąc.
- "Lelou, co tak krzyczysz? Jestem tu przecież!"- krzyknęła, wyłaniając się z wielkim pluskiem.
Coś ścisnęło moje gardło. Była taką kochaną, maleńką kruszynką.... przez którą w wieku kilku miesięcy mało nie osiwiałem.
Zwróciłem wzrok na następną kulę. Tym razem Ja i Nami, już nieco starsi, szliśmy przez las, kiedy to ni stąd, ni zowąd pojawił się ogromny niedźwiedź. Właśnie wtedy moce mojej siostry zostały pierwszy raz ujawnione... Z rozbawieniem patrzyłem, jak dawny ja przyjmuje burę od rodziców, choć dostrzegałem u siebie ten charakterystyczny wyraz oczu, który jasno mówił, że wcale nie słucha i tylko zastanawia się, gdzie też podziała się siostra...
Kolejna kula. Ja, razem z tatą idę w kierunku jaskini Mei. Basior rozmawia z medyczką, zaś mały ja prędko wykorzystuje pierwszą lepszą okazję, biegnie do siostry i znowu ją gdzieś wyciąga. Przeszły mnie ciarki. Ja się wtedy nie bałem, że jej się może coś stać, a to podczas pływania, wspinania się...?
Potrząsnąłem łbem. W sumie, Nami nigdy nic się nie stało...no ale gdyby...
- Niesamowite- mruknąłem cicho, podziwiając twory.
- I podejrzane... Co tam masz?- zapytała nagle Karo, wyrywając mnie z rozmyślań.
Drgnąłem. W pierwszej chwili, chciałem opisać jej wszystkie sceny z chirurgiczną precyzją, ale zaraz pomyślałem, że, po pierwsze, na pewno nie ma ochoty wysłuchiwać mojego ględzenia. Po drugie, brakło trochę czasu. I ostatnie... nieco dziwnie czułem się, kiedy rozmowa schodziła na temat Nami. Mogłem o niej gadać godzinami, ale wtedy zaraz chciałem do niej biec.
- Przeszłość- odparłem krótko.- Mnie, siostrę... Ogółem, kilka sytuacji, które szczególnie utkwiły mi w pamięci. A ty?
- Podobnie- mruknęła krótko.
Kiwnąłem łbem, delikatnie szturchając waderę. Spojrzała na mnie chłodno, po czym odsunęła się na jakiś metr. Zaśmiałem się cicho.
- Co cię tak śmieszy?- warknęła.
- Nie, nic- zaprzeczyłem, usiłując zachować powagę. Wziąłem głęboki wdech, patrząc na ogromne drzewo z mnóstwem klatek. Zastanawiałem się, czemu te stworzenia zostały tu zwabione. Niepewnym krokiem ruszyłem w ich stronę, chcąc zapytać o kilka rzeczy ich mieszkańcom. Karo ruszyła w milczeniu za mną, ostrożnie stąpając po chłodnej posadzce.
Szukałem śladów ewentualnych pułapek. Trochę dziwne, że w takim miejscu jest aż tak bezpiecznie. Może nikt się nie spodziewał, że ktoś w ogóle odkryje ten labirynt?
W tej samej chwili, zaryłem nosem w niewidzialną barierę. W jednej chwili wszystko ożyło. Część stworzeń w klatkach zaczęła uderzać w pręty i krzyczeć, jakby obdzierano ich ze skóry. Ptaki waliły skrzydłami w swoje więzienia, inne skrzeczały na pełne gardziołka. W tym całym zamieszaniu, nawet nie pomyślałem o tym, żeby uciec jak najdalej. Srebrna, duża klatka dosłownie wyskoczyła z podłogi, łapiąc mnie i Karo. Warknąłem głośno, uderzając w jej pręty całą masą ciała, jednak moje wysiłki spełzły na niczym.
Kilka sekund później, z płytek zaczęła wydobywać się dziwna, czerwona poświata, zaś kobiecy głos z nieznanego miejsca oświadczył:
- Wykryto próbę włamania. Podjęto środki zaradcze. Napastnicy złapani, prosimy o sprawdzenie napastników. Powtarzam komunikat:...
Osoba gadała w ten sposób jeszcze kilkanaście sekund, póki z podłogi nie buchnęło kilka strużek dymu. Część posadzki zaczęła się unosić jak jakaś platforma. W tym momencie, była już sufitem dla niewielkiej, szklanej kapsuły. W pierwszej chwili sądziłem, że jest zupełnie pusta, jednak zaraz zauważyłem stojącego w niej starszego, wyjątkowo niskiego człowieka w podeszłym wieku. Wyglądał trochę jak jakiś szalony naukowiec. No wiecie, długa, biała broda, włosy w tym kolorze, przypominające nieudolnie stworzone gniazdo po porażeniu go prądem, czysty fartuch, z którego kieszeni wystawały fiolki pełne różnorakich mikstur. Profesorek, jak go w myślach nazwałem, patrzył na nas rozbieganym wzrokiem, jakby wypił naraz dziesięć espresso. Jego grube okulary potęgowały ten efekt. Przez moment nawet sądziłem, że gość ma dwie pary oczy...
- No proszę, proszę- zaklaskał dłońmi, po czym kontynuował piskliwym głosem.- Wilczki, co? Dawno takich nie widziałem. W dodatku basior i wadera. Idealnie, tylko przygotować stół!
Spojrzałem najpierw na Profesorka, później na Karo. Najeżyłem sierść, obnażając kły w stronę człowieka. Wiedziałem jedno. Nie pozwolę, aby zrobił cokolwiek mojej towarzyszce. Znałem ją dość krótko, czasem bywała nieco denerwująca, ale ogółem rzecz biorąc, polubiłem ją. Gorączkowo myślałem nad planem. Może bym zaatakował Profesorka, żeby wadera mogła uciec? Z drugiej strony, gdzie miałaby biec?
Ze złością warknąłem. Żadne logiczne rozwiązanie nie przychodziło mi na myśl. Zasłoniłem waderę przed wzrokiem naukowca, choć zdawałem sobie sprawę, jak marna to ochrona. Równocześnie wyszeptałem do Karo:
- Masz jakiś plan czy próbujemy tradycyjną metodą?
- Czyli?
Mimo całej sytuacji, uśmiechnąłem się.
- Tradycyjną siłą, którą znali już nasi pradziadowie.
- Ty myślisz serio, że to coś da?
- Prawdopodobnie nie- zgodziłem się.- Ale masz lepszy pomysł?

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT