niedziela, 10 lipca 2016

Od Lelou do Karo

Spojrzałem z zaciekawieniem na waderę. W sumie, to byłem ciekaw, jak bardzo są rozwinięte jej zdolności artystyczne w kierunku, o którym wspomniała, jednak coś podpowiadało mi, że lepiej nie naciskać więcej.
- Jeśli miałabyś kiedyś ochotę, zawsze chętnie wysłucham twojego śpiewu, Karo- zapewniłem towarzyszkę z szerokim uśmiechem.- To pamiętaj, jakbyś miała kiedyś ochotę, wal jak w dym. A co do moich zainteresowań...- zamyśliłem się. Szczerze mówiąc, nigdy nie poświęcałem zbyt dużo czasu moim pasjom. Lubiłem pilnować Nami, mieć świadomość, iż siostrzyczka jest bezpieczna, choć wątpiłem, aby odpowiednim było podawanie to jako swojego hobby. Nagle przypomniałem sobie coś innego- Kolekcjonowanie. Głównie kamyków, krzemieni... Nami, moja siostrzyczka, często marudzi, że zanoszę za dużo śmieci do naszej jaskini.
Karo potaknęła w odpowiedzi na moje słowa, w milczeniu idąc przed siebie. Wydałem z siebie głośne westchnienie, zastanawiając się, jak mógłbym dalej pociągnąć rozmowę.
W chwili, gdy właśnie miałem wypowiedzieć któryś ze swoich błyskotliwych tekstów, na oddalonej o zaledwie kilka metrów ścianie, w miejscu, gdzie tunel zakręcał, zatańczyły kolorowe plamki światła. Równocześnie z wilczycą przyśpieszyliśmy kroku, choć przez ostatnie cztery-pięć metrów ostrożnie kluczyliśmy, bynajmniej nie zmniejszając tempa. Czujnie patrzyłem przed siebie, szukając oznak jakiegokolwiek, potencjalnego zagrożenia. Co za tym idzie, nie patrzyłem się zbyt pod nogi, tylko w górę. Wynikiem tejże nieostrożności, przegapiłem wystającą płytkę. Wyrżnąłem o ziemię jak długi, jadąc przed siebie ładny kawałek.
Pojękując i narzekając na cały świat, powoli wstałem, otrzepując sierść z kurzu. No cóż, no zdarza się, co poradzić.
Spojrzałem za siebie. Kro przyglądała się całej sytuacji ze znużeniem, choć odwróciła wzrok, gdy na nią zerknąłem.
- Oj, nic sobie nie połamałem. Szczęście, że udałoby mi się prawdopodobnie zaskoczyć wroga w razie czego, prawda?
Zaczekałem, aż wilczyca wyrówna ze mną krok, po czym ruszyliśmy dalej. Światełka zadrgały, ale nadal nie wiedziałem, co jest ich źródłem. Jakby były zupełnie oddzielnymi, myślącymi istotami. Dosłownie słyszałem ich śmiech, kiedy popłynęły dalej po ścianie. Zdawało mi się, że gdzieś nas prowadzą...
Korytarz raptownie urwał się za zakrętem, ustępując miejsca potężnym, dębowym drzwiom. Ich złote obramowanie wręcz raziło oczy. Ozdobne klamki na poziomie moich uszu, wyglądały na nieruszane od setek lat, a przynajmniej tak świadczył kurz na nich zgromadzony. Oba skrzydła podwoi przedstawiały wiele różnorakich scen. Niektóre zupełnie zwyczajne, takie jak drzewa czy rzeki. Jednak inne ukazywały dziwne, nieznane mi istoty, z grubsza przypominające krasnoludy z lisimi ogonami, uszami zajęcy i charakterystycznymi ryjkami mrówkojadów. Dziwaczne istoty zastygły w bezruchu, a to przy składaniu ofiar, polowaniu, pracy, walkach ze zwykłym gatunkiem krasnoludów...
- Idziemy?- zapytałem cicho Karo.

< Karo? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT