Spojrzałam na basiora, analizując jego słowa. Coś mówiło mi, że łatwo
nie odpuści. Gdyby tylko wiedział, jak niebezpieczne jest przebywanie z
takim kłębkiem nieszczęść jak Ja w tym podobnym miejscu. Zaproponował,
że pójdzie za mną, ta opcja jednak do mnie nie przemawiała, za czym
miałam kilka powodów.
Pierwszy był taki, że zwyczajnie nie lubiłam, kiedy ktoś podążał moim
tropem, siedział mi na ogonie. Raz, że mógł nieoczekiwanie odwrócić się
przeciw mnie, a dwa, że cierpiałam na skopofobię, a fakt, że ktoś idzie
za mną tylko by mnie stresował. Tym samym naraziłabym go na większe
niebezpieczeństwo.
Gdyby szedł koło mnie, mimo, że taka opcja też mi nie odpowiadała,
mogłabym chociaż w minimalnym stopniu przewidywać, kiedy miało zamiar
się pojawić następne fatum. A bynajmniej, jeśli jakaś nadprzyrodzona
siła związana z moim żywiołem postanowiłaby go zaatakować, nie stałoby
się to za moimi plecami, wiedziałabym czy wszystko z nim dobrze.
Westchnęłam. Nici z samotnej podróży.
-Jeśli tak stawiasz sprawę, wolę, abyś szedł obok.-Powiedziałam,
ruszając przed siebie.-Obyś tylko później nie narzekał.-Dodałam. Ku
mojemu zdziwieniu, samiec faktycznie dogonił mnie, a następnie wyrównał
kroku.
-Nie mam zamiaru.-Odpowiedział, z lekkim uśmiechem, podążając u mego
boku. Nie minęło dużo czasu, kiedy fatum postanowiło dać o sobie znać.
Kilka żołędzi spadło wprost na jego głowę, jeden z nich uderzył też we
mnie.-Auć.-Mruknął, czując uderzenie. Nagle usłyszałam pisk. Uniosłam
głowę, a moim oczom ukazała się wiewiórka, zapewne właścicielka
orzechów.
Nie. Wiewiórką jej nie nazwę.
Oczka miała puste, natomiast z jej pyszczka zwisały kły. Najważniejszą
jednak cechą był fakt, że jej ciało zamiast futrem pokryte było kolcami.
Poważnie, jakie jeszcze zmutowane zwierzęta znajdują się w tym miejscu?
Na tym jednak się nie skończyło, gdyż z wyrwy w drzewie wyszło kilka kolejnych, patrząc na nas z pożądaniem.
-Nie wyglądają, na przyjaźnie nastawione..-rzucił cicho Leloucu. Spojrzałam na towarzysza.
-Wyglądają, jakby chciały poćwiartować nas na kawałki i wyssać
duszę.-Poprawiłam go, szeptem. Zanim basior zdążył cokolwiek powiedzieć,
zwierzęta zeskoczyły z drzewa, otaczając nas. Strzepnęłam dwoje z nich
vectorem sprzed naszych łap. Towarzysz, wiedząc, co mam na myśli rzucił
się do biegu. Zrobiłam to samo. Małe bestie okazały się niezwykle
szybkie. Strzepywałam je vectorem niczym muchy za pomocą łapki, to
jednak niczego nie dawało. Zauważyłam, że ciało czarnego wilka porosły
pióra, nie miałam jednak czasu, aby zapytać, o co chodzi. Basior mimo
biegu ciągle w jakiś sposób pozbywał się przeciwników. Jakby nie mógł
przepuścić faktu, że uciekamy przed małymi stworzeniami.
Ciągle rosnącym stadem małych stworzeń całych w igłach.
Gdyby nie ostatnie z tych słów, może i zachowywałabym się podobnie? Zdecydowanie bałam się zbyt wielu rzeczy..
Obejrzałam się przez ramię. Chmara wiewiórek zasłaniała już trawę.
Towarzysz musiał to spostrzec, bo nagle z jego ciała wyrosły skrzydła.
Podskoczył, chwytając mnie w locie, a następnie wzbił się w powieyrze,
oglądając przez ramię.
Nie na długo.
Jakby pechowych zdarzeń było mało wystarczyła owa chwila, by uderzyć w
gałąź. Poczułwm, jakspadamy na ziemię. Nie, nie na ziemię, w tunel,
uderzając o wiele ścianek. W końcu znaleźliśmy się na ziemi. Rozejrzałam
się, nie wiedziałam jednak, gdzie jesteśmy.
-Żyjesz?-Zapytałam słabo, podnosząc się powoli.
~Przynajmniej zgubiliśmy wiewiórki!-Zawołała Molly.
<Lelou?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz