Poczułam jak wiatr delikatnie muska moje futro. Otworzyłam oczy i
zobaczyłam daleko pod sobą ląd. Fruwanie nigdy mnie nie przerażało.
Zazdrościłam Lelouchowi ty skrzydeł. Kiedy tylko zechciał wzbijał się
wysoko chmury gdzie nie każdy mógł go znaleźć.
-Nie, nie lądujmy. Jest cudownie- odparłam rozmarzonym głosem
Kiedy zza chmur pojawiło się słońce, promienie lekko muskały ciepłem mój
pyszczek. Miałam wrażenie że to ja mam skrzydła. Chwilami całkiem
zapominałam o basiorze.
-To lądujemy!- zawołał na moje nieszczęście, bo chciałam jeszcze lecieć.
Powoli zbliżyliśmy się do ziemi. kilka centymetrów Lelouch mnie puścił a
ja spadłam na cztery łapy. Po chwili sam siadł na lądzie i przeobraził z
powrotem w wilka.
-Gdzie jest to miejsce?- rozejrzałam się
-Za skałami- wskazał łapą na pozbawione jakiegokolwiek przyjemnego koloru skały.
Przeszłam niepewnie pomiędzy szarością lekko nagrzanych słońcem, skał.
Moim oczom ukazał się wodospad otoczony kwiatami i liśćmi paproci. Woda
przyjemnie szumiała.
Zakładam że rodzeństwo bawiło się na polance obok.
-I jak ci się podoba?
-Jest przecudnie!
Nie chciałabym za Chiny z tond odejść! Przepiękne miejsce.
-Pewnie lubiliście się tu bawić, co?- zapytałam nie spoglądając na kwiaty
<Lelouch?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz