Mgła dochodziłam znad pobliskiego jeziora. Nie ma czego się bać. Raczej.
Kroki basiora jakby ucichły. Zdziwiona rozejrzałam się. Nie było go za
mną ani obok. Gdzie on znowu polazł? Oby tylko nie sprowadził na nas
kolejnych kłopotów. Wystarczyło tylko patrzeć się na moją czarną kitę,
ale nieee musiał się zamyślić i odłączyć ode mnie. A teraz weź go tu
szukaj. Westchnęłam zmęczona. Wiele leśnych stworzeń wykorzystuje mgłę
by zapolować na niczego niespodziewające się ofiary, które są
zdezorientowane przez brak widoczności. Gdy usłyszałam warknięcie
wiedziałam, że czeka nas kolejna walka. A skąd to wiedziałam? Ponieważ
Odgłos ten nie pochodził z gardła basiora, był on za głośny i za
głęboki. Od tego dźwięku aż wibrowała ziemia pod opuszkami mych łap.
Dzięki tym wibracjom łatwo mogłam znaleźć ich źródło. Gdy przybiegłam na
miejsce ujrzałam Adidasa walczącego z Zyhidrem? Tak to chyba on. Lodowe
pazury, róg na środku łba, biała sierść, niebieskie ślepia to wszystko
wskazywało na przynależność do tego gatunku. Zwierze szarżowało właśnie
na basiora. Co to, to nie. Nie ma zabijania wilków na mojej warcie. Może
nie jestem wojownikiem ale potrafię to i owo. W moim pysku
zmaterializowało się czarne ostrze utkane z ciemności. Wykorzystując
fakt że Zyhider jest skupiony na basiorze przystąpiłam do ataku.
Wykorzystałam otaczające nas cienie by dostać się na jego grzbiet. Z
zaskoczenia wbiłam ostrze w kręgosłup stwora. Liczyłam na to że przerwę
rdzeń kręgowy skutecznie go paraliżując. Jednak los postanowił ze mnie
zażartować. Trafiłam w kość co tylko bardziej rozjuszyło zwierza. Nim
zdążyłam wykonać kolejny ruch zostałam zrzucona z grzbietu jednym
uderzeniem pazurzastej łapy. Zaorałam z impetem w ziemie. Po chwili
oszołomienia wstałam kręcąc szczęką. Bolało ale wszystko było w porządku
a to najważniejsze. Uśmiechnęłam się widząc ostrze wbite w mojego
przeciwnika. Teraz po tobie. Skupiwszy wzrok na mojej broni wyobraziłam
sobie jak cień z którego jest zrobiona wcieka w ranę Zyhidera.
Sparaliżowałam go oznajmiając:
-Adi. Użyj swojej mocy i pozbaw go przytomności- Basior zdyszany wykonał
polecenie. Gdy sytuacja się uspokoiła podeszłam do towarzysza, dzięki
tej bójce przegnaliśmy mgłę z tego miejsca, pytając:
-Wszystko w porządku?
-Yhm. A co z tobą?-Spojrzałam na bok. Sierść w niektórych miejscach
pokryta była szkarłatnym lodem, na szczęście rany nie były za duże.
-Przeżyje-Mruknęłam. Przeciągnąwszy się ruszyłam w kierunku watahy.
Każdy krok sprawiał mi ból, nie był on jednak na tyle duży by pozbawiać
przytomności, bardziej przypominał kłucie tysiącami igiełek przy
akompaniamencie irytującego pieczenia odmrożonego miejsca. Zerknąwszy na
Adidasa delikatnie się uśmiechnęłam. Dobrze, że nic mu nie jest. W
głowie usłyszałam głos Rin:
~No dalej. Zrób ten pierwszy krok. Pokaż, że ci zależy inaczej szybko się znudzi-Cała czerwona odparłam szeptem:
-Chyba Cię coś boli. Nie pamiętasz jak obiecałam sobie, że najpierw zemsta potem rodzina i tego typu sprawy
~Minął rok a ty nie zrobiłaś ani jednego kroku w stronę by spełnić swój
cel. Po prostu się boisz. Boisz się, że gdy ich zabijesz twoje życie
straci sens
-Wcale się nie boje!-Warknęłam zdając sobie sprawę, że powiedziałam to na głos. Basior wyrwany z zamyślenia spytał:
-Czego się nie boisz?-Gdyby nie białe futro przypomniałabym dorodnego pomidora. Co za wstyd. :
-Wszystkiego-Odparłam z pewnością. Wyprzedziłam basiora nie zwracając za
bardzo na niego uwagi. Chodź znaleźliśmy się krótko jakoś
przyzwyczaiłam się do jego towarzystwa.
(Adi?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz