Starałem się iść cichutko, również nasłuchując swoich kroków. Oszaleć
można! Idąc, dudnię jak stado słoni...Kątem oka zerknąłem na waderę. To
dzięki jej pomocy teraz noga mnie już tak nie bolała. Byłem w stanie
najnormalniej w świecie chodzić czując delikatne ukłucie. W tej chwili
bardziej się martwiłem o Annabell. Rana po starciu z tym lodowym czymś
(czego w życiu nie widziałem) wyglądała dość poważnie. Wadera zaciskała
zęby idąc. Przypomniało mi się moje pierwsze starcie ze śniegiem na
ulicy... Byłem szczeniakiem. Bardzo chciało mi się spać. Nie szukałem
więc jakieś kryjówki tylko wyłożyłem się przy ławce. Rano miałem bardzo
niemiłą pobudkę. Śnieg, twardy jak lód, posypał wszystko dokoła. Przez
pół godziny wygrzebywałem się z zasp, aż taka dziewczynka przyszła i mi
pomogła. Wsadziła pod swoją kurtkę. Później gdy się ogrzałem wyciągnęła z
plecaka wielką bułę, którą łapczywie zjadłem. Gdy skończyłem posiłek
mojej przyjaciółki już nie było. Więc poczłapałem w swoją stronę. Ludzie
jednak nie są takimi potworami jak się zdaje. Są nieświadomymi swoich
czynów idiotami. O, tak można to ująć.
-Wcale się nie boje!- wyrwała mnie z zamyślenia wadera
Rozejrzałem się dookoła. Nikogo nie było. Mówiła do mnie? Może już wcześniej coś mamrotała do mnie?
-Czego się nie boisz?- zapytałem lekko zdziwiony
-Wszystkiego!- odparła ze zdecydowaniem
Zatrzymałem się i pokiwałem głową. Wader nie da się rozgryźć, a tej już w szczególności. Chyba że rozmawia sama ze sobą...O raju ile ja już takich ludzi widywałem...Kiedyś sam z nudów mruczałem do mojego zmyślonego kolegi. Nadałem mu imię Ekril. Ktoś przechodząc gadał sam ze sobą i powiedział "ekri". Nie wiem co to miało znaczyć ale mi się spodobało. Znów zerknąłem na waderę. Potem przed siebie. Tereny. Domek już niedaleko! No, to teraz się rozstaniemy. Ale trzeba przyznać że mam dryg do ładowania się w kłopoty. Zerknąłem ponownie na Ann. Jeszcze chwila i znów samotnie spędzę dużo czasu. Jeszcze kilka metrów...jesteśmy nad jeziorem. Tu się spotkaliśmy w nocy. Przystanąłem. Zastanawiałem się jak duży syf mam w domu. Przed wyjściem ogarniałem trochę, więc raczej nie będę latać po chałupie i odkurzać ogonem. Właśnie! Mam czysto! TO JEST MYŚL!
-Może wpadłabyś do mnie?- zapytałem niepewnie
<Annuś>
-Wcale się nie boje!- wyrwała mnie z zamyślenia wadera
Rozejrzałem się dookoła. Nikogo nie było. Mówiła do mnie? Może już wcześniej coś mamrotała do mnie?
-Czego się nie boisz?- zapytałem lekko zdziwiony
-Wszystkiego!- odparła ze zdecydowaniem
Zatrzymałem się i pokiwałem głową. Wader nie da się rozgryźć, a tej już w szczególności. Chyba że rozmawia sama ze sobą...O raju ile ja już takich ludzi widywałem...Kiedyś sam z nudów mruczałem do mojego zmyślonego kolegi. Nadałem mu imię Ekril. Ktoś przechodząc gadał sam ze sobą i powiedział "ekri". Nie wiem co to miało znaczyć ale mi się spodobało. Znów zerknąłem na waderę. Potem przed siebie. Tereny. Domek już niedaleko! No, to teraz się rozstaniemy. Ale trzeba przyznać że mam dryg do ładowania się w kłopoty. Zerknąłem ponownie na Ann. Jeszcze chwila i znów samotnie spędzę dużo czasu. Jeszcze kilka metrów...jesteśmy nad jeziorem. Tu się spotkaliśmy w nocy. Przystanąłem. Zastanawiałem się jak duży syf mam w domu. Przed wyjściem ogarniałem trochę, więc raczej nie będę latać po chałupie i odkurzać ogonem. Właśnie! Mam czysto! TO JEST MYŚL!
-Może wpadłabyś do mnie?- zapytałem niepewnie
<Annuś>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz