poniedziałek, 11 lipca 2016

Od Toshiro do Klair

No to był już szczyt wszystkiego. Smoki? Siostra Klair? Od nadmiaru wrażeń zaczynał boleć mnie łeb...
Byłem zmęczony i zły. Walka, którą stoczyłem z poprzednim gadem, pozostawiła ogromną zadrę w mej dumie. Przegrałem po niecałej minucie, spoczywając w potężnych szponach smoka, ledwo zachowując przytomność... No i jeszcze te wysokości .Czy smoki nie mogą latać na ziemi?
Karu leciał szybko i zdecydowanie, pewnie machając skrzydłami i łapiąc nowe prądy. Mi pozostało tylko skulić się za jego czaszką, przybrać dzielną minę i nie patrzeć w dół...
Złapałem spojrzenie Klair. Wadera siedziała na swojej smoczycy...Tesersu, Teserze, Deserze...? Jakoś tak. Uśmiechnęła się do mnie szeroko. Jej sierść rozwiewał zimny wiatr. Odwzajemniłem grymas, próbując znaleźć jak dogodniejsze miejsce do umoszczenia się na ciele gada, co łatwe bynajmniej nie było.
Fee, podająca się za siostrę mojej towarzyszki, leciała na przedzie. Nie widziałem jej, skutecznie uniemożliwiał mi to potężny ogon, a także długi tułów i zad smoka, na którym siedziała. Zresztą, co by mi przyszło z obserwowania samicy? Zdecydowanie nie przypadłem jej zbyt do gustu, choć, szczerze mówiąc, i ja nie byłem zbyt ufny wobec niej. Zjawiła się nagle, porwała Klair, a potem z szerokim uśmiechem oznajmia, że się stęskniła... No ja rozumiem, można być szalonym, ale listem chociaż nie dało się uprzedzić...? Nerwów by to oszczędziło, a i jakiś transport by można skombinować...ja wiem, taki autobus na przykład?
Smok wierzgnął, a ja prawie zleciałem. Prędko wbiłem końcówki pazurów w miejsce, gdzie skóra Karu była nieco mniej twarda, choć nadal nie stanowiła wystarczająco dobrego punktu zaczepienia.
Na całe szczęście, gad prędko wyrównał poziom. Tak więc uczepiony tylko przednimi łapami na przejściu między skrzydłami a tułowiem gada, z dyndającymi tylnymi kończynami w powietrzu, wyklinałem cały świat. Mimo dzielącej nas odległości, dosłownie słyszałem chichot Klair...  Ale nie a mowy, żebym gdziekolwiek spadł, utrzymam się choćby sam Tartar miał mnie pochłonąć!
Jednak ta latająca cholera miała wobec mnie najwidoczniej inne plany. Machała skrzydłami wręcz z zaciekłością, osiągając całkiem niezłą prędkość. Wszystko to po to, aby się pozbyć tego irytującego pasażera... Myśli smoka były wystawione jak na talerzu.
W chwili, kiedy myślałem, że gorzej już być nie może, chowaniec Fee głośno zaryczał i zapikował w chmury. Bestie, na których siedziałem ja i Klair również podjęły okrzyk i zanurkowały w ślad za stworzeniem na przedzie...
Tułów smoka, którego dosiadałem, raptownie się obniżył, jego szyja, razem z potężnym łbem, dosłownie poleciała w dół. Poczułem, że coraz szybciej tracę jedyne oparcie, pazury wyślizgiwał mi się ze szczelin między łuskami. W ostatniej chwili, zacisnąłem szczęki, mamrocząc pod nosem zaklęcie ciężaru: hel. Moje ciało stało się zaskakująco lekkie, unosiło się w górę, korzystając z siły rozpędu. Kiedy wzniosłem się na niecały metr, cofnąłem czar, składając modły do patronów, abym zdążył wylądować na grzbiet smoka...
Mało brakowało, ale w ostateczności udało mi się uchwycić ogon gada w miejscu, gdzie nie było zbyt wiele kolców. Chmury powoli ustępowały, odsłaniając ziemię: moją kochaną, wspaniałą ziemię...
Czerwone płomienie wystrzeliły w górę. Jakiś czarny kopiec wypluł jeszcze kilka płomieni, a także rozżarzonych kamieni. Jeden z nich osmalił moją sierść. Obróciłem się w stronę Klair. Wadera siedziała na grzbiecie z szerokim uśmiechem wpatrując się w nasz cel: wulkan olbrzymich wprost rozmiarów...

< Klair? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT