czwartek, 14 lipca 2016

Od Annabell - Opowiadanie eventowe

Szelest suchej ściółki w której zapadały się moje łapy był jedną z wielu rzeczy, które określały lato. Najcieplejszą porę roku jaka istniała. Kolejną charakterystyczną i zarazem najważniejszą cechą tego okresu między czerwcem a sierpniem były upały, które słońce posyłało na Ziemie. Odetchnęłam głęboko rozkoszując się przy tym zapachem kwiatów rosnących praktycznie na każdej napotkanej przeze mnie polanie. Tych pięknych tworów natury nie zabrakło również nad moją głową. Nawet w tysiącletniej puszczy, miejscu gdzie zazwyczaj było chłodno i wilgotno odczuwało się letnie upały. Rośliny w podszyciu wyczekiwały z niecierpliwością burzy, całą swą drobną istotką pokazywały, że są spragnione. Łodygi zwijały się i marszczyły podczas gdy liście kurczyły się żółknąc. Podniosłam głowę do góry. Drzewa nie miały takowych problemów ich korzenie zapewniały im potrzebną ilość płynu, który miał moc dawania życia jak również jego odbierania. Gdyby się tak nad tym zastanowić każdy z czterech żywiołów miał dwie strony. Dobrą i złą. Tak samo było z istotami żywymi. Z wilkami. Ze mną. Z tym lasem. Chodź na początku wydawał się piękny i spokojny to wcale taki nie był. Wędrując w głąb dostrzegało się mrok i brzydotę jaka była ukrywana dotychczas. Rozglądając się dookoła zrozumiałam, że tak daleko jeszcze nigdy nie zawędrowałam. Teraz każdy krok stawiany przeze mnie był przesycony czujnością. Wolałam nie ryzykować spotkania bliskiego stopnia z jakimś podziemnym potworem któremu nadepnęłam na jakąś czółkę czy ogon. Moje skradanie zostało przerwane pojawieniem się przede mną trzech kamiennych łuków porośniętych wijącym się bluszczem i miękkim mchem. Nie pewnie zbliżyłam się do tych budowli. Podniosłam łeb chcąc ocenić wysokość łuków. Tak na oko dałabym im 3 metry. Co do szerokości, nie przekraczała raczej metra. Po chwili powąchałam zarośnięty prawie ze wszystkich stron kamień z którego budowla ta była wykonana. Był bardzo stary. Wystarczającą podpowiedzią by to stwierdzić był wygląd ale zapach też wiele mówił. Czuć w nim było nabytą przez lata delikatność i kruchość jakby przez delikatny powiew wiatru cała ta konstrukcja miała rozsypać się w drobny mak i tylko rośliny ją porastające utrzymywały wszystko w jako takiej całości. Z tego co słyszałam od innych były to portale cofające w czasie i przenoszące do innych wymiarów. Jednak gdy tak im się bliżej przyjrzeć nie wyglądały jak standardowe portale. Nic w kamiennej ramie nie falowało, powietrze nie miało innego koloru. Wszystko się zmieniło gdy stanęłam przed portalem. Powietrze przede mną zafalowało przypominając ruchy rozgrzanego powietrza unoszącego się nad ciepłym podłożem. Powietrze nabrało inny kolor ukazując zamazany obraz. Nie mogłam jednak określić co to za miejsce. Po chwili wahania wystawiłam łapę w stronę tafli portalu. Powietrze lekko zafalowało a ja miałam wrażenie jakbym grzebała w budyniu albo w rzadkim błocie. Portal jak portal, raczej nie odbiegał od normy. Intuicja mówiła mi bym została tu w tysiącletniej puszczy jednak ciekawość pchała mnie do przodu prosto w portal. Moje wahanie zostało przerwane jedną prostą myślą. Przecież w razie niebezpieczeństwa mogę użyć swojej mocy. Nic mi się przecież nie stanie. Już bez cienia wahania wskoczyłam w odmęty magicznego tworu. Po chwili uczucia zagubienia i zimna znów stałam pewnie na ziemi. Otworzywszy oczy ujrzałam, ze stoję na gałęzi drzewa. Nie było to jednak byle drzewko, a wielki okazały dąb. Jeden jego liść był 3 razy większy ode mnie. Gdy podniosłam wzrok nie mogłam dostrzec korony, którą przysłaniały chmury. Łał. To gigantyczne drzewo jednak nie było same. Wokół niego rosły inne też tak duże jak to na którym się znajdowałam. Gdy spojrzałam w dół ujrzałam ziemię pokrytą dużą stertą suchych i pożółkłych liści. Pierwsza nazwa jaka wpadła mi do głowy to "Wymiar wielkich drzew" Nawet zwierzęta takie jak ptaki i wiewiórki były olbrzymie. Patrząc z mojego punktu widzenia wielkością przypominały smoki. Lepiej się wycofać póki jeszcze te potwory mnie nie dostrzegły, nie miałam zamiaru użerać się z przerośniętym gryzoniem. Gdy zrobiłam dwa kroki do tyłu wpadłam do portalu nie czując pod stopami grunt. Najgorsze w tego rodzaju podróżach było to uczucie zagubienia i zawieszenia w pustce jake odczuwało się między przestrzenią. Po chwili znów stałam pewnie na podłożu. Gdy otworzyłam oczy ukazał mi się zaskakujący widok. Znajdowałam się na chmurze. Jednak nie takiej zwykłej ta przypominała konsystencją kłębek perłoworóżowej waty a nie tak jak w moim wymiarze mokrą mgiełkę. Gdy rozejrzałam się na niektórych kłębkach ujrzałam domy zbudowane z chmury o innych kolorach, jeden miał niebieskie ściany i czerwony dach. Jak każdemu porządnemu domu nie mogło mu zabraknąć okien i drzwi. Gdy podeszłam na skraj swojej chmury spojrzałam w dół. Nie widziałam nic oprócz chmur i istot po niej chodzących. Mieszkańcy tego wymiaru wyglądali na przyjaznych. Podniosłam głowę odwracając ją. Za mną znajdowały się te same trzy łuki, które zobaczyłam w tysiącletniej puszczy. Dziwne....Czyli one były wszędzie takie same...Moje rozmyślania zostały przerwane czyimś pojawieniem się obok mnie. Gdy podniosłam łeb ujrzałam nad sobą jakiegoś mężczyznę
 Po siwych włosach i zmarszczkach widać było, że jego lata świetności dawno minęły. Ubrany był w biały wełniany szalik owinięty wokół szyi i czarny, długi płaszcz, który zakrywał jego nogi. Palił papierosa spoglądając na mnie mądrym wzrokiem sponad okularów. Biła od niego aura spokoju i mądrości. Nie wiem skąd to wiedziałam. Może już sama jego postura to zdradzała. Niby lekko przygarbiona ale nad wyraz sprężysta i pewna. Po dłuższej chwili spytałam:
-Kim jesteś? Nie przypominasz mieszkańców tego wymiaru- Gdy staruszek wypalił papierosa wypluł ustnik przydeptując resztkę tlącego się popiołu po czym odparł nieśpiesznie:
-Podróżnikiem-Mężczyzna zrobił parę okręgów nad moją głową po czym zmieniłam się w człowieka. Co do?! Jak on to zrobił. Spojrzałam na swoją ludzką postać zdziwiona jakbym widziała ją pierwszy raz na oczy. Gdy pierwszy szok minął spytałam patrząc mu pewnie w oczy:
-Jak ty to zrobiłeś?
-Sekret podróżnika-Mężczyzna mrugnął do mnie okiem. Wystawił po chwili ramię pytając:
-Czy zechciałabyś dotrzymać mi przez jakiś czas towarzystwa? Podróżowanie w samotności bywa nudne- A czy miałam inny wybór? Położyłam swą dłoni na ramieniu podróżnika, który skierował się w stronę portali. Gdy przed nimi stanęliśmy mężczyzna podskoczył trzy razy za każdym razem klaszcząc w dłonie po czym wszedł do wirującej tafli. Otworzywszy oczy ujrzałam przed sobą wymiar stworzony ze słodyczy. Czekoladowa rzeka, żelkowa trawa, piankowe kwiaty, galaretkowe liście, herbatnikowe zwierzęta. Mniam. Przyglądając się temu zachłannie, spytałam:
-Dlaczego podskakiwałeś i klaskałeś?
-Odkryłem, że żeby decydować gdzie się chce udać muszę wydawać ciałem odpowiednią komendę. -Spojrzałam na mężczyznę nic nie rozumiejąc, ten widząc to chwycił czekoladową gałązkę i zaczął nią kreślić linie w ziemi. Po chwili ukazał mi się widok malutkich kółek na które nachodziły większe i większe co wyglądało mniej więcej tak:
 Mężczyzna wskazał patykiem na dwa punkty oznajmiając:
-Istnieją dwa wymiary od których wszystko się zaczęło. Nazwałem je wymiar życia i wymiar śmierci. Jeden dobry drugi zły. To one stworzyły resztę wymiarów, które symbolizują te kółka wokół nich. Wymiary stworzone przez te dwa wymiary stworzyły inne wymiary i tak dalej. Proces ten nie ma końca dlatego niemożliwym jest by poznać wszystkie te kombinacje. Kółka nachodzą na siebie ponieważ wymiary często się ze sobą łączą portalami. Portale mogą być sztuczne, naturalne, stałe, nietrwałe i emigrujące. Ty Annabell tworzysz portale sztuczne nietrwałe. Jedynym stałym, naturalnym portalem łączącym wszystkie wymiary ze sobą są te przez które się tu znalazłaś....-Przerwałam wywód towarzysza pytaniem:
-Kto je stworzył?-Podróżnik podniósł na mnie wzrok oznajmiając
-Stworzyły je zawirowania energii, które towarzyszą powstawaniu nowego wymiaru
-Czyylii...Powstały same?
-Można tak powiedzieć-Usiadłszy na słodkiej trawie spytałam:
-Ile już pan podróżuje?-Mężczyzna zamyślił się jakby to proste pytanie było piekielnie trudne. Dopiero po paru minutach usłyszałam odpowiedź
-Bardzo długo. Na pewno więcej niż setki lat-Nie wyglądał mi na tak starego
-Żyję jeszcze dzięki temu, że w wymiarach panują inne linię czasowe. Dzięki temu, że przemieszczam się po nich raz cofam się w czasie a raz przyśpieszam- Oznajmił mój towarzysz. On chyba nie potrafi czytać w myślach co nie? Przyglądałam mu się badawczo. Moje obserwacje zostały przerwane przez burczenie w żołądku. Po chwili wahania zerwałam trochę trawy zjadając ją. Była jeszcze pyszniejsza niż wskazywał na to jej wygląd. To samo zrobiłam z gałązkami i liśćmi. Gdy zapełniłam brzuch spytałam mężczyzny siedzącego nad jakimś notesem:
-A pan nie jest głodny?
-Na razie nie-Mruknął Podróżnik pochłonięty lekturą. Po dłuższej chwili wstał z trawy i ruszył w kierunku kamiennych łuków.. Tym razem zamiast tego lewego wybrał prawy oznajmiając:
-Ten służy do cofania i przenoszenia się w czasie-Po chwili namysłu spytałam:
-Czyli dzięki niemu możemy podróżować w czasie w danym wymiarze?
-Dokładnie- Tym razem mężczyzna tupnął prawą nogą parę razy po czym wszedł do portalu, nie mogąc powstrzymać ciekawości ruszyłam za nim. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam przed sobą czarną ziemię na której nie rosły żadne rośliny. Nic. Tylko pusty czarny pył. Nie mogąc nadziwić się tak nagłej zmianie otoczenia spytałam:
-Co się stało?
-Cofnęliśmy się w czasie. To z tego węgla, sadzy i tlenu powstały te wszystkie słodycze. Musiało minąć po prostu dość dużo czasu. Przyglądając się temu pustkowiu spytałam:
-A mógłbyś zabrać mnie do czasów gdy Ramza walczyła z Ferlun'em-Mężczyzna popatrzył na mnie lekko zbity z tropu po czym podszedł do portalu kartkując swój notes. Pewnie to w nim miał zapisane wymiary, które odwiedził i kombinacje do nich. Po dłuższej chwili szukania znalazł to czego szukał. Podróżnik podskoczył dwa razy po czym zaklaskał w dłonie 4 razy, skłon, przysiad, ten pokaz gimnastyczny zakończył pajacyk. Musiało mu się nieźle nudzić, że odkrył nasz wymiar i pasujące do niego hasło. Gdy znalazłam się w domu stanęłam przed kamiennym łukiem, który służył do cofania się w czasie. Mężczyzna spojrzał na mnie pytając:
-Ile lat temu to się zdarzyło?
-Jakieś setki-Podróżnik tupnął parę razy nogą przy każdym ruchu nogą poruszając ręką. Z tego co się domyśliłam ten ruch oznaczał że mamy się cofnąć o sto lat. Trochę bez sensu byłoby tupać paręset razy nogą. Mężczyzna po około 7 takich ruchach wszedł do portalu, a ja tuż za nim. Gdy otworzyłam oczy ujrzałam pole bitwy przyozdobione ciałami waru i wilków, w powietrzu unosił się metaliczny zapach krwi, było jej tak dużo że czułam ją aż na języku. Nie zwracałam jednak na to zbyt dużej uwagi ponieważ moją uwagę skupiła pewna postać, którą była wadera o białym połyskującym futrze na którym w niektórych miejscach mieściły się turkusowe znaki. Nie wiem skąd, ale wiedziałam, że to była Ramza patronka watahy porannych gwiazd. Przed wilczycą pojawił się cień z którego wyłonił się olbrzymi bo ponad trzymetrowy waru. Ferlun bo zapewne to był przeciwnik Ramzy przypominał posturą czarnego tygrysa, do tego opisu jednak nie można było zaliczyć podobnej do krokodylej, paszczy wyposażonej w dwa rzędy ostrych niczym brzytwa kłów. Ogon też nie pasował do reszty przypominającej paskowanego dzikiego kota, ta część waru była podobna do ogona węża. Czułam jakieś dziwne napięcie w środku. Podejrzewam, że wywołany on był tym, że za chwilę miałam ujrzeć na oczy jedną z najważniejszych bitew, które miały miejsce. Niestety nie dane mi było nacieszyć się pojedynkiem ponieważ zaatakował mnie jeden ze sługusów Ferluna. Stanęłam przed Podróżnikiem by go ochronić po czym bez chwili zwłoki zmieniłam postać. Tatuaż na mojej łapie ożył i niczym wąż owinął się w okół mnie tworząc kokon, który podczas przemiany miał mnie ochronić. Pewnie z zewnątrz wyglądałam jak wielka czarna piłka. Poczułam jak z moich łopatek wyrastają kości, które po chwili pokryły się w niektórych miejscach żywym nieosłoniętym mięsem, z którego wyrastały czarne poszarpane pióra. Z tkanki wyrosła cienka, przekrwiona błona która stworzyła powierzchnie nośną. Po skrzydłach nastała kolej na resztę. Czułam jak mięśnie pod moją skórą rozrastają się zwiększając tym samym mą siłę. Do białego futra przylepiła się część czarnej mazi, która mnie otaczała zabarwiając sierść na czarno. Wisienką na torcie były kły, które wydłużyły się do nienaturalnych rozmiarów przebijając mi w ten sposób dziąsła, z których zaczęła skapywać krew. Gdy moja zmiana skończyła się wyskoczyłam z kokonu, który gdy tylko go opuściłam rozpłynął się. Waru wyglądał na zdziwionego, widać to było po jego rozszerzonych źrenicach. Rozpostarłszy skrzydła by wyglądać groźniej zawarczałam chcąc wzbudzić w moim przeciwników lęk, którym mogłabym się posilić, niestety waru nawet nie zwrócił na to uwagi, po prostu rzucił się na mnie. Zrobiłam unik omijając wymierzone we mnie pazury. Szybko odwróciłam się w stronę przeciwnika, niestety nadal było to za wolno. Nim zdążyłam zareagować wytwór chaosu znajdował się przy mnie. Jego łapa uderzyła we mnie odrzucając na parę metrów od pola walki. Podniosłam się i wykorzystując skrzydła, które na pozór nie powinny służyć do latania wzleciałam w przestworza, gdy znalazłam się nad waru wykorzystałam moją umiejętność kontroli nad cieniem by go unieruchomić. Mając pewność, że nigdzie się nie ruszy zapikowałam na przeciwnika wystawiając długie pazury. Z dzikim uśmiechem przebiłam waru przepoławiając go na dwie części. Moja satysfakcję nad faktem pokonania przeciwnika przerwało pojawienie się kolejnego waru, który wykorzystując mój brak czujności naskoczył na mnie powalając na ziemie. Chol*ra. Nie miałam jak się wydostać, bestia była chyba trzy razy cięższa. Moje nędzne próby oswobodzenia zostały przerwane dotkliwym bólem w okolicach brzucha. Czując jak paszcza waru zanurza się w moich wnętrznościach starałam się go z siebie zwalić. Na pomoc ruszyła mi ciemność, której czarne macki chwyciły mego przeciwnika i zdjęły go ze mnie. Nie przejmując się bólem wstałam i znalazłam się przy lekko zdezorientowanym tworze chaosu. Wbiłam łapę w jego pierś wyrywając bijące serce. Teraz to raczej nie wstaniesz kochanieńki. Nie widząc w pobliżu, żadnych wrogów zmieniłam się z powrotem wilka. Dopiero wtedy poczułam dotkliwy ból w brzuchu. Usiadłam w cieniu drzewa, które jako jedne z nielicznych ostało się w całości po czym wykorzystując cień, które rzucały jego liście zaczęłam leczyć powstałą ranę. Z tego co widziałam Ramza zyskiwała przewagę nad Ferlunem dzięki pomocy gwiazd. Tak jak zapisane to było w kronikach. Te oddalone od nas Słońca wydawały się świecić jaśniej niż zazwyczaj. Śnieżnobiała wilczyca ledwo stojąc na nogach wymierzyła w przywódce waru ostatni cios, po którym ten padł. Ferlun zapadł się w ziemię znikając nam z oczu. Chciałam pomóc Ramzie, jednak wiedziałam, że wtedy mogę poważnie namieszać w teraźniejszości, dlatego też biernie się temu przyglądałam. Patronka naszej watahy upadła i nie podniosła się. Po chwili ciszy i spokoju jaki zapanował z nieba wystrzeliło białe światło, które padło na martwą waderę. Ciało Ramzy uniosło się rozbłyskując wewnętrznym światłem. Gdy cały blask który przegonił wszech ogarniająca ciemność zniknęło ujrzałam na nieboskłonie gwiazdę polarną. Moje zamyślenie przerwał głos podróżnika:
-Lepiej już wracajmy inaczej możemy zmienić coś w przeszłości-Nie odwracając wzroku od gwiazdy ruszyłam za staruszkiem. Znalazłszy się w domu oznajmiłam z delikatnym uśmiechem:
-Wybacz, ale muszę już wracać zostałam nieźle poturbowana i muszę odpocząć. Bardzo dziękuje za tą niezwykłą przygodę-Mężczyzna uśmiechnął się i pogłaskał mnie po głowie wstępując do portalu. Gdy zniknął mi z oczy pozostawiając po sobie jedynie na pozór zwykłe kamienne łuki zdałam sobie sprawę, że nie spytałam się do czego służy ten portal środkowy. Przyglądając mu się przez dłuższy czas doszłam do wniosku, że nigdy się tego nie dowiem. Chyba, że znów spotkałabym Podróżnika na co skrycie w duchu liczyłam.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT