sobota, 23 lipca 2016

Od Toshiro do Vindict'a

Zacznę może od tego, że tego dnia, nawet nie zamierzałem oddalać się od bezpiecznej strefy, w której nie groziła mi utrata zbyt wielu punktów życia - czyli swojej przyjemnej, chłodnej jaskini. Szkopuł tkwił jednak w tym, iż wszelkie niezbędne do przetrwania tego dnia produkty pozostały w polu rażenia promieni słonecznych, gotowych spalić takiego spragnionego wilka na popiół, jeśli tylko wyściubi nos z cienia.
Przekonały mnie dopiero odgłosy burczenia z mojego brzucha, głośno przypominając mi o konieczności napełnienia pustego żołądka czymś pożywnym, natomiast wyschnięty na wiór język wręcz błagał o kilka kropel zimnej, świeżej wody.
Nie mogąc dłużej pozostać obojętny na tego rodzaju prośby, podniosłem swoje cztery litery, powoli ruszając w stronę wyjścia, ostrożnie klucząc i odwlekając nieunikniony moment wystawienia się na upał. Rzeczywistość przerosła moje najśmielsze oczekiwania. Ledwo musnąłem wyschnięte źdźbło trawy łapą, już miałem ochotę wrócić w tempie ekspresowym w najodleglejszy kąt groty. Mimo to, prędko wyszukałem jak najbardziej zacienioną ścieżkę, niemal całkowicie porośniętą chaszczami. Dopiero tam mogłem normalnie kontynuować spacer, choć nadal miałem ochotę wrócić do siebie. Rozbieganym wzrokiem, lustrowałem dokładnie każdy centymetr terenu, szukając choć śladu życiodajnej wody. Z pożywieniem nie było problemu, zaledwie po kilku minutach spaceru udało mi się upolować jakiegoś nieostrożnego bażanta, spacerującego na obrzeżach lasu. Natomiast malutkie jeziorko znalazłem dopiero w godzinę później, mimo że wody było tam zaledwie kilka drobnych łyczków. Z myślą, iż lepsze to, niż nic, wypiłem rozgrzaną od promieni słonecznych ciecz, odetchnąwszy ze swoistą ulgą równą radości znalezienia Eldorado.
Uniosłem łeb do góry, równocześnie rozmyślając nad prawdopodobieństwem przeżycia czegokolwiek bardziej...ekscytującego, jakiejś przygody. Od kilku dni, mój czas wypełniony był głównie rutyną, zajmowałem się głównie spaniem lub żmudnym ślęczeniem przy Księdze w poszukiwaniu jakichś użytecznych informacji. Oprócz tego, starałem się znaleźć drogę ku przeszłości. Czasem w snach widziałem jej urywki, jednak większość zapominałem w chwilę po przebudzeniu, a jeszcze większa część tworzyła skrawki zbyt mgliste, aby połączyć je w jedną logiczną całość.
Równocześnie, nachodziła mnie ochota na jakąś dłuższą wędrówkę. Klair ostatnio gdzieś wybyła na krótką misję, a ja niemiłosiernie się nudziłem, miałem więc ochotę na coś, dzięki czemu choć przez czuję poczuję zastrzyk adrenaliny. Może warto by zwiedzić jakiś teren? Albo ruszyć jeszcze dalej, na intuicję?
Pochłonięty tego rodzaju myślami, nie zauważyłem wilka w pobliżu, a zderzenia uniknąłem dosłownie w ostatniej sekundzie.
- Uważaj- warknął nieznajomy, cofając się o kilka kroków.
Wymamrotałem pod nosem kilka słów przeprosin, a po chwili spojrzałem na obcego basiora, nie kojarzyłem go zbyt. Może niedawno dołączył? Był mniej więcej mojego wzrostu, a sierść brązową, ze złotymi i pomarańczowymi akcentami, imitującymi nieco płomienie. Wyprostowałem się, patrząc mu prosto w żółte ślepia, które odwzajemniły mój wzrok, jakby przedzierając się przez moją duszę w poszukiwaniu informacji. Wziąłem głęboki wdech, próbując uporządkować myśli. Teren nie był zbyt często uczęszczany, wilki wolały go unikać, bo był gęsto zarośnięty wszelkiego rodzaju zielskiem. Właściwie, to i ja rzadko kiedy tu zaglądałem, wolałem odwiedzać inne partie lasu, chociaż lubiłem tutejszy chłód i spokój.
- Co tu robisz?- zapytałem wreszcie, chcąc zyskać choć sekundę czasu więcej.

< Vindict? >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT