Zachwiałem się na skale i (już drugi raz tego dnia) wpadłem do jeziora.
Ale to chociaż była czyste. Wynurzyłem się z wody , biorąc przy tym duży
haust powietrza.
- Przecież wygrany wskakuje jako pierwszy.- Westchnęła, kładąc się na
szczycie skały. - Nie mogłam ci odebrać takiej przyjemności...wkurzyłbyś
się.
- Ależ nie! Skądże znowu.- Podpłynąłem do brzegu.- Nie byłbym sobą,
gdybym nie podzielił się z tobą nagrodą...- Gdy tylko dotknąłem twardego
gruntu, wzbiłem się w powietrze i zgranym ruchem złapałem Toukę.
Może i nagłe znalezienie się nad ziemią nie jest zbyt przerażające,ale element zaskoczenia robił swoje.
- Steve! - Wrzasnęła, patrząc jak daleko jest od ziemi.
- Nie wrzeszcz tak...- Ucieszyłem ją. Spojrzałem jej głęboko w oczy, na
ustach nadal mając ten charakterystyczny, diabelski uśmieszek- Spodoba
ci się....
Mówiąc to przestałem trzepotać moimi skrzydłami i zacząłem spadać
pionowo w dół ciągnąć za sobą waderę. Wiatr świszczał mi w uszach, ale
Touka nie powiedziała nic. Tylko patrzyła na mnie jak na szaleńca.
Lot trwał dość krótko, bo jakieś 5 sekund, ale miała swoje plusy.
Zahamowałem tuż przed uderzeniem o taflę jeziora, obróciłem się w
powietrzu, by głowę znów mieć głowę w górze i powróciłem do rutynowego
machania skrzydłami. A nagle wokół nas zaczęło być niewiarygodnie
cicho...
Jakby cały las wstrzymał oddech, czekając tylko na tą chwilę, jak ja
łamię sobie kark uderzając z impetem w wodę. Ale ta chwila nigdy nie
nastała.
Touka w końcu otworzyła zaciśnięte powieki. Tak samo jak las,nie doczekała się uderzenia. Odetchnęła z ulgą.
- I co?- Uniosłem jedną brew.- Nadal sadzisz że jestem szalony?
- Nie powiedziałam tam.- Zaparła się.
- Ale tak pomyślałaś.- Wsłuchałem się w monotonny odgłos uderzenia piór o
chłodne powietrze.- A szkoda...chociaż wiedziałabyś czego się po mnie
spodziewać.
- Jesteś dość przewidywany.- Wzruszyła ramionami.- Można było się domyśleć że nie zamierzasz się zabić.
- No właśnie. A teraz korci mnie żeby cię jednak puścić.. .- Zerknąłem w
dół, na taflę jeziora, zagryzłem dolną wargę, a mój uśmiech powrócił
.Od wody dzieliło nas jakiś metr, więc upadek nie będzie bolesny.
- nie odważysz się...- Touka podkuliła nogi.
- przecież wiesz że to zrobię.
-nie...
- I tak cię puszczę
- nie
- Puszczę
- Nie!
No i puściłem
(Tou? Sorka. Musiałem :3 )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz