Bacznie obserwowałem mężczyzn którzy prowadzili między sobą dość
zawziętą konwersacje. Ten na którego się rzuciłem ostatecznie pokiwał
głową i wrócił do oglądania "towaru". Pozostali wymienili
porozumiewawcze spojrzenia, dwaj z nich staneli po moich obydwóch
stornach. Złapali mnie za kark i mocno trzymali podczas gdy trzeci
wyciągnął strzykawkę i szklaną fiolkę. Wypełnił strzykawkę cieczą z
fiolki i pstryknął w nią kilka razy. Kątem oka spojrzał na klienta który
stał obok Riki. Wadera nie miała nawet siły wstać. Mężczyzna wyciągał
ku niej rękę. Warczałem pokazując kły i szarpałem się. "Dość tego" w
jednej chwili oswobodziłem się z rąk oprawców przemieniając się w
szkielet. Przez chwilę wątpiłem, że to się uda. Jednak skoro się
powiodło to musiałem to wykorzystać. Skoczyłem na człowieka znajdującego
się przed Riki. Byłem brutalny podczas wbijania zębów w jego ramię.
Zaraz po zatopieniu się w jego skórze przemieniłem się z powrotem. Krew
trysnęła na mój pysk, spływała ona po ciele mojej ofiary i kapała na
ziemię. Trzej mężczyźni przybiegli do mnie i zaczęli mnie odciągać.
Jednak szarpanie mnie tylko pogorszyło sprawę, żaden nie był w stanie
otworzyć moich szczęk. Sprawiali jedynie większy ból osobie w której
były moje zęby.
-No dalej, ocknij się.
Wymamrotałem nie wyraźnie patrząc na Riki która próbowała wstać. Jej
warczenie nasilało się i zaczynała obnażać kły. Poprawiłem zacisk szczęk
przez co rozległ się głośny krzyk rozpaczy. Krew rosprysnęła się na
najbliżej znajdujące się wilki i ludzi. Dopiero kiedy Riki poczuła wciąż
ciepłą karmazynową ciecz na swoim pysku rozbudziła się. Skoczyła na
mniejszego mężczyznę i zębami wczepiła się jego ramię. Ten krzyknął i
zaczął się wić i wyszarpywać. Jego koledzy podzielili się, jeden
odciągał mnie a drugi Riki. Wszystko szło dobrze do momentu kiedy dobrze
zbudowany mężczyzna który do tej pory zajmował się mną zacisnął dłoń w
pięść i odwrócił się do wadery. W jednej chwili odskoczyłem od
dotychczasowej ofiary o teraz wyskoczyłem przed niego przyjmując silne
uderzenie na swój bok. Pisnąłem cicho po czym wyplułem krew. Spojrzałem
się na niego nienawistnym spojrzeniem, bawiło go to wszystko. Byłem
wściekły, rzuciłem się na niego. A przynajmniej próbowałem. Z łatwościa
odrzucił mnie od siebie po zadaniu kolejnego ciosu ale tym razem w bok
szyi. Pisnął głośno upadając na ziemię. Riki podbiegła do mnie
zostawiając krwawiącego mężczyznę.
-Rivai.
Wadera położyła się obok mnie i położyła głowę na mojej szyi.
-Nic mi nie jest.
Zacisnąłem zęby czując ból w klatce piersiowej. "Ocalali" mężczyźni
zabrali rannych z tego miejsca. Zostawili nas samych. Kilka wilków
podeszło do nas.
-Co wy chceliście przez to osiągnąć. Pogorszycie całą sytuację.
Patrzyłem się na białego basiora który to mówił. Do najmłodszych nie należał, jego spojrzenie nie zdradzało żadnych emocji.
-Pogorszyć ? Może i wy chcecie zostać sprzedani ale ja nie.
Warknąłem podnosząc się na równe łapy. Powolnym krokiem szedłem wzdłuż
ściany utowrzonej z kamieni. Skupiłem się i zacząłem szukać duszy
zmarłych. Większość z nich to byli ludzie w różnym wieku. Odetchnąłem
głęboko i szukałem dalej idąc wzdłuż ściany. Zatrzymałem się czując
obecność duszy pobratymca.
"Wy jesteście nowi ?"
~Tak. I szukamy wyjścia.
"Stąd nie ma wyjścia."
~Musi być.
Spojrzałem się na duszę młodej wadery która krążyła wokół mnie. Zastanawiała się chwilę rozglądając się po okolicy.
"Chodź za mną."
Zaczęła biec przed siebie, dosyć spokojnym truchtem. Co krok zaciskałem zęby jednak starałem się to ukryć.
~Gdzie mnie prowadzisz ?
"Do wyjścia, moje dzieci tędy uciekły."
Zatrzymaliśmy się przy dziurze w ściane ukrytej między gęstymi
zaroślami. Riki by się w niej bez problemu zmieściła. Zawołałem czarną
waderę.
-Riki zmieścisz się tu ?
Samica określiła wielkość dziury po czym skinęła głową.
-Idź po pomoc.
-Nie zostawię cię.
-Idź ! Ja sobie poradzę.
Wyszeptałem po czym pocałowałem ją.
(Riki ?)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz