Dlaczego musiałam rozmawiać z nią na głos, szlak by to trafił! Teraz
musiałam mu się tłumaczyć, z tematów o których nie zamierzałam nigdy z
nikim rozmawiać. Widząc jego pewny siebie uśmiech miałam ochotę wyrwać
mu język i spalić, by nie mógł się już więcej odzywać. Rozmarzona nad
tą wizją uśmiechnęłam się. Jednak powróciłam z krainy marzeń do
brutalnej rzeczywistości, niestety. Przygryzłam język by nie wykrzyczeć
odpowiedzi, po mimo wszystko musiałam zachować choć odrobinę spokoju.
Inaczej może się to skończyć bardzo źle. Wzięłam parę głębokich
oddechów, gdy zimne powietrze owiało mi płuca poczułam jak wszystkie
negatywne emocje znikają, jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Spojrzałam w oczy basiora i odparłam:
-Jak już się pewnie domyśliłeś, cierpię na rozdwojenie jaźni. Rin to
moja druga świadomość, która jest pogodniejsza, bardziej radosna i
żywiołowa ode mnie. Zachowuje się jak dziecko. Choć za tym nie przepadam
często się odzywa i doradza mi jak mam postępować. Gdyby nie ona
większość spotkanych przeze mnie osób leżałaby już dawno w
ziemi-Machnęłam gniewnie ogonem uderzając w ściółkę, by okazać moje nie
zadowolenie. Nie zamierzałam mu nic więcej mówić i tak wiedział o mnie
za dużo. Po co mu wiedza o tym iż potrafię zmieniać się w człowieka,
albo to że zawarłam pakt z Owarim. Ruszyłam przed siebie. Mijając
basiora smagnęłam go ogonem po grzbiecie oznajmiając oschle:
-Jesteś tu nowy, a to nasze pierwsze spotkanie, dlatego ci daruje. Jeśli
jednak jeszcze raz mnie obudzisz, gorzko tego pożałujesz.-Ruszyłam
biegiem przed siebie, zostawiając basiora daleko w tyle. Jeśli miał choć
trochę oleju w głowie, nie będzie się do mnie zbliżał. Po paru minutach
sprintu, stanęłam zdyszana obok wielkiego i potężnego dębu, który
wyznaczał granice między tysiącletnią puszczą a Stardust Forest. Gdy
uspokoiłam oddech, walnęłam mocno ogonem o pień drzewa, powtórzyłam tę
czynność parę razy, aż cała złość ulotniła się ze mnie. Dopiero gdy
skończyłam zdałam sobie sprawę, ile narobiłam hałasu. Moje uderzenia
musiały brzmieć jak kroki jakiegoś olbrzyma. Było mi teraz strasznie
głupio, liczyłam na to że nikogo nie obudziłam. Spojrzałam na pień, kora
w miejscach gdzie drzewo zostało uderzone odpadała płatami, niczym
skóra po oparzeniu słonecznym. Było mi żal rośliny, która przeze mnie
cierpiała, nie dość że zbliża się sroga zima, to ja jeszcze pozbawiłam
dąb ochrony przed chłodem. Gdy udało mi się uleczyć drzewo, wspięłam się
po korze i po paru sekundach zwisałam głową w dół. Nie przeszkadzał mi
jesienny chłód, ani tym bardziej wiatr, dzięki grubemu futru nie
odczuwałam tak bardzo minusowych temperatur. Uwielbiałam zimę i jesień,
ponieważ dni stawały się coraz krótsze, a co za tym idzie przez
większość część dnia otaczała mnie ciemność, która regenerowała moje
siły. Obserwując nocne niebo, zamknęłam po jakimś czasie oczy i
zasnęłam, licząc na to iż nie zostanę powtórnie obudzona
(Grim? Nic nie szkodzi, nie czekałam przecież tak długo xD)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz