środa, 16 grudnia 2015

Od Grima c.d Annabell

Wkrótce zostałem sam w ciemnym lesie z tą dziwną pustką w środku. I jak gdyby tego było mało, grobowa cisza wokół mnie jeszcze potęgowała to odczucie. Jedyne co odważyło się odezwać po chłodnym pożegnaniu to wiatr . Tylko wiatr jeszcze tańczył wokół zeschłych liści, które jakimś cudem, do dziś trzymały się na gałęzi. Przełknąłem ślinę, nie za bardzo wiedząc co ze sobą zrobić. Więc tylko patrzyłem na jej znikającą sylwetkę gdzieś pomiędzy kostropatymi drzewami . Może na serio ją wkurzyłem?
Ann wkrótce zlała się z ciemnością, pozostawiając po sobie tylko pustą gałąź, poskrobaną od jej pasiastego ogona.
Mówiła że mam się nie zbliżać ? Nie mogłem teraz tak po prostu pójść sobie w swoją stronę. Nie, to nie wchodziło w grę!
Parsknąłem jak jakiś stary, rozgoryczony koń i zerknąłem przez ramię. Dokoła mnie nie było już nic wartego uwagi. Czemu ten świat jest taki nudny?!
Ale wcale nie musiał być...wystarczy tylko być trochę bardziej uparty, niż się jest zazwyczaj. Niby mogłem ją zostawić samą tak, jak by zrobiła większość rozsądnie myślących basiorów. Ale czy ja jestem choć rozsądny? Hah,dobre. Nienawidzę być rozsądny. Nie potrafię być rozsądny! Potrafię natomiast być trochę bardziej uparty...
Ruszyłem z miejsca śladami wadery. Chłodny wiatr wiał mi prosto w oczy, a liście chrzęściły pod łapami. Przed sobą nie widziałem absolutnie nic, więc tak dla odmiany zacząłem słuchać własnego nosa. A zapachy w chłodnym powietrzu unosiły się wyjątkowo długo. Z pomiędzy odoru gnijących liści i jelenich bobków, wyszukałem woń ciepłej krwi, leków nasennych i słodkiej wanilii. To wanilia była najbardziej intensywna. Krew rozumiem, leki usypiające jakoś strawię, ale wanilia...czemu?
A potem przyszła mi do głowy jedna myśl- eliksir młodości. Jego czekoladowo-waniliowy aromat aż kusił do spróbowania, a całe futro Annabell najwyraźniej przesiąknęło nim do reszty. Ciekawe od jak dawna nosiła go na szyi.
Idąc tym tropem nie minęło wiele czasu,a znalazłem się pod wielkim dębem, rosnącym przed tysiącletnią puszczą. I dobrze trafiłem - na jednej z jego gałęzi dostrzegłem wiszącą jak zwykle na ogonie Annabell. Czyli zasnęła.
Nie byłem zbyt dobry w wspinaczce ,ale jakoś wgramoliłem się na drzewo. Po drodze zobaczyłem jasną korę, różnicą się od pozostałych, jak mak pośród stokrotek. Wyglądał na drzewie jak wielka blizna po stuletnim biczowaniu. Zdziwiło mnie jak drzewo zdołało się wyleczyć z tak okropnego stanu. Ta blizna była ogromna.
W końcu zdołałem się zbliżyć do Ann, uważając by przypadkiem nie zrobić hałasu. Przecież powiedziała ,,jeśli jeszcze raz mnie obudzisz.." a ja nie miałem najmniejszego zamiaru jej budzić. Niech się wyśpi. Nie będę aż taki okrutny!
Jedyne czego chciałem to położyć się na w miarę grubym konarze rozłożystego dębu i poczekać razem z nią na świt. I zrobiłem to. Księżyc wisiał wysoko nad moją głową choć było już dawno po północy. Znalazłem sobie jakiś miły kącik, byle o jeden stopień wyżej od wadery i przyjąłem dogodną pozycję, by nie spuszczać z niej wzroku. Oparłem łeb na skrzyżowanych łapach i wypuściłem powietrze z płuc. Teraz przed oczami miałem szereg czarno-białych pasów i całkiem sporą kępkę czarnego futra. Jeden drugiego uczepił się jak rzep swetra, ale tak samo jak żep i sweter, tworzyli dość ekscentryczną parkę. Ale czemu tu się dziwić. Wszystko co dotąd widziałem w Annabell było dość nietypowe. Ale nie było dziwne,czy oddychające. Moja ciekawość wręcz walczyła z chęcią poznania ich wszelkich aspektów i szczegółów łączących ten dziwny chaos w jedną całość. Dotąd nie rozumiałem dlaczego ludzie chodzili do galerii sztuki. ,,Sztuka''w niej eksponowania nie miała najmniejszego sensu i znaczenia w życiu. I bardzo często nie przedstawiała nic dorzecznego , ale ludzie i tak mówili swoje. Oglądali zlepki kolorowej gliny, zobrazowanie jelita grubego od środka, lub rzeźbę zrobioną z mnóstwa, normalnie nie pasujących do siebie przedmiotów. A jednak ludzie do niej chodzili. A ja, głupi dopiero teraz zrozumiałem co wszystkich tak przyciąga do chaosu- Piękno. Czyste, słodko-gorzkie piękno, przykryte grubą warstwą złości i zapachu krwii.
I pewnie gdybałbym sobie tak do świtu, ale podświadomie zmrużyłem powieki i dałem się ponieść do krainy snów. A robiłem to bardzo rzadko. Tak naprawdę był to pierwszy raz od kilku miesięcy, od kiedy zapałem w tak spokojny, głęboki sen. Pierwszy raz mogłem spokojnie spać.
(Ann?)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT