niedziela, 13 grudnia 2015

Od Annabell c.d Vincenta

Naśladowałam ruchy Vincenta, ten sposób lotu, był dla mnie zupełnie nowy, dlatego zanim go opanowałam odpychałam się od konarów drzew. Gdy opierałam się łapami o korę jednego przeskakiwałam na pień drugiego, wyglądało to pewnie dość śmiesznie. Spokojny lot przerwało nam stado oszalałych jednorożców które pędziły przed siebie wymachując długimi złoto srebrnymi rogami. W ich oczach brakowało tego spokoju i mądrości co zazwyczaj, teraz zamiast nich było pragnienie ucieczki. Vincent chwycił mnie za skórę na szyi, tak jak to robiły matki ze swymi maleństwami, i pociągnął mnie do góry, dzięki czemu uniknęłam nadziania się na róg jednorożca. Stanęliśmy na grubej gałęzi poszukując źródła tego zamieszania. Te spokojne konie nie uciekały przed byle czym. Na nasze pytania odpowiedział nam warkot silnika i wystrzały ze strzelb, po chwili z plątaniny gałęzi, kwiatów, mchu i jeżyn wyłonił się samochód terenowy, który połyskiwał metalicznie. Z grubych i wielkich opon wyrzucana była ziemia i kamyki z zawrotną prędkością. Jeden z ludzi wychylał się przez okno celując w śnieżnobiałą sierść jednorożców, która okrywała mięśnie i organy wewnętrzne tych czystych nie winnych koni. Widząc to stanęłam wryta, ponieważ przypomniały mi się te długie lata, które spędziłam wśród ludzi. Przypomniał mi się ten ból, cierpienie i nienawiść, która wzbierała we mnie przez cały czas. To wszystko powróciło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Vincent coś do mnie powiedział, jednak nic z jego wypowiedzi do mnie nie dotarło, zamiast słów mego towarzysza usłyszałam głos Owariego:
-Zabij ich i przynieś mi ich duszę, wiem, że tego chcesz-Od razu usłyszałam głos Rin, który szybko a wręcz panicznie wykrzyczał:
-Nie rób tego!- Zamachnęłam gwałtownie głową, by przestać ich słuchać, wąż na mojej łapie owinął mnie całą ukrywając przed wzrokiem ciekawskich. Zaczęłam zmieniać swą postać w tym bezpiecznym kokonie. Otoczywszy się czarnym duszącym dymem. Poczułam jak wyrastają mi moje kościste, błoniaste skrzydła. Kości gdzie nie gdzie pokryte były żywym nie osłoniętym mięsem, z którego wyrastały czarne poszarpane pióra, między kośćmi rozpięta była cienka przekrwiona skóra, która w dotyku przypominała papier. Mięśnie pod skórą rozrosły się a ja sama stałam się wyższa, futro zmieniło kolor na czarny, dla większego efektu kły wydłużyły się do nienaturalnych rozmiarów, przebiły one dziąsła z których zaczęła skapywać krew. Rozszarpałam otaczającą mnie substancje i rzuciłam się na samochód z rozjarzonymi czerwonymi ślepiami i zaczęłam ostrymi pazurami rozszarpywać pojazd, gdy pozbyłam się dachu, chwyciłam szczękami głowę kierowcy i zgryzłam ją rozchlapując w około breje z mózgu i krwi, mężczyźni siedzący w pojeździe zaczęli krzyczeć i celować we mnie. Gdy spojrzałam na nich, broń zaczęła trząść im się w dłoniach. Zawarczałam na nich, przez co wyskoczyli z pędzącego samochodu i zaczęli uciekać niczym spłoszone jelenie. Zamachnęłam skrzydłami i nadziałam jednego z mężczyzn w locie na szpony łapy, moja ofiara jeszcze się miotała, dlatego z szerokim sadystycznym uśmiechem wyrwałam mu jeszcze bijące serce, które po chwili słabych uderzeń przestało bić. Nie miałam czasu na zabawę z nim, do zabicia zostało mi jeszcze dwóch. Wylądowałam na drzewie, które pod wpływem mojego rozpędu lekko się ugięło, odepchnęłam się łapami od kory i ruszyłam pędem między drzewami szukając kolejnej ofiary, gdy znalazłam mężczyznę ukrytego pośród liści i mchu, wylądowałam tuż za nim, wgryzłam się w jego plecy wpijając ze smakiem całą jego krew. poczuwszy słony metaliczny smak szkarłatnej cieszy poczułam przypływ energii, jednak przez to wszystko zaczęło mi się lekko rozmazywać, zignorowałam to jednak i ruszyłam tropem ostatniego myśliwego. Nie obchodziło mnie gdzie jest Vincent jeśli wejdzie mi w drogę gorzko tego pożałuje. Z ostatnim zrobiłam to co z wcześniejszym pozbawiłam życiodajnej cieczy. Gdy wypiłam ostatnią kroplę, głowa strasznie mnie zabolała a widok całkowicie się rozmazał, jedyne co dostrzegałam były dusze. Gdy ktoś stanął przede mną słyszałam stłumiony głos, nie wiedziałam do kogo należy. Usłyszałam w głowie głos Rin:
- A co jeśli jest to Vincent?-Zaraz po tym usłyszałam głos boga śmierci:
-Nie słuchaj jej to na pewno jeden z tych ludzi, którzy chcieli zabić jednorożce. Nie pozwolisz chyba, by taka szumowina chodziła po ziemi. Prawda?-Skinęłam głową i ruszyłam do ataku, na niebiesko połyskującą duszę. Zdawało mi się ,że gdzieś już ją widziałam. Przez moją nie pewność nie walczyłam na całego, wolałam się powstrzymać. A co jeśli to naprawdę Vincent?

(Vincent? Dasz sobie radę ;3)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT