Naśladowałam ruchy Vincenta, ten sposób lotu, był dla mnie zupełnie
nowy, dlatego zanim go opanowałam odpychałam się od konarów drzew. Gdy
opierałam się łapami o korę jednego przeskakiwałam na pień drugiego,
wyglądało to pewnie dość śmiesznie. Spokojny lot przerwało nam stado
oszalałych jednorożców które pędziły przed siebie wymachując długimi
złoto srebrnymi rogami. W ich oczach brakowało tego spokoju i mądrości
co zazwyczaj, teraz zamiast nich było pragnienie ucieczki. Vincent
chwycił mnie za skórę na szyi, tak jak to robiły matki ze swymi
maleństwami, i pociągnął mnie do góry, dzięki czemu uniknęłam nadziania
się na róg jednorożca. Stanęliśmy na grubej gałęzi poszukując źródła
tego zamieszania. Te spokojne konie nie uciekały przed byle czym. Na
nasze pytania odpowiedział nam warkot silnika i wystrzały ze strzelb, po
chwili z plątaniny gałęzi, kwiatów, mchu i jeżyn wyłonił się samochód
terenowy, który połyskiwał metalicznie. Z grubych i wielkich opon
wyrzucana była ziemia i kamyki z zawrotną prędkością. Jeden z ludzi
wychylał się przez okno celując w śnieżnobiałą sierść jednorożców, która
okrywała mięśnie i organy wewnętrzne tych czystych nie winnych koni.
Widząc to stanęłam wryta, ponieważ przypomniały mi się te długie lata,
które spędziłam wśród ludzi. Przypomniał mi się ten ból, cierpienie i
nienawiść, która wzbierała we mnie przez cały czas. To wszystko
powróciło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Vincent coś do
mnie powiedział, jednak nic z jego wypowiedzi do mnie nie dotarło,
zamiast słów mego towarzysza usłyszałam głos Owariego:
-Zabij ich i przynieś mi ich duszę, wiem, że tego chcesz-Od razu usłyszałam głos Rin, który szybko a wręcz panicznie wykrzyczał:
-Nie rób tego!- Zamachnęłam gwałtownie głową, by przestać ich słuchać,
wąż na mojej łapie owinął mnie całą ukrywając przed wzrokiem
ciekawskich. Zaczęłam zmieniać swą postać w tym bezpiecznym kokonie.
Otoczywszy się czarnym duszącym dymem. Poczułam jak wyrastają mi moje
kościste, błoniaste skrzydła. Kości gdzie nie gdzie pokryte były żywym
nie osłoniętym mięsem, z którego wyrastały czarne poszarpane pióra,
między kośćmi rozpięta była cienka przekrwiona skóra, która w dotyku
przypominała papier. Mięśnie pod skórą rozrosły się a ja sama stałam się
wyższa, futro zmieniło kolor na czarny, dla większego efektu kły
wydłużyły się do nienaturalnych rozmiarów, przebiły one dziąsła z
których zaczęła skapywać krew. Rozszarpałam otaczającą mnie substancje i
rzuciłam się na samochód z rozjarzonymi czerwonymi ślepiami i zaczęłam
ostrymi pazurami rozszarpywać pojazd, gdy pozbyłam się dachu, chwyciłam
szczękami głowę kierowcy i zgryzłam ją rozchlapując w około breje z
mózgu i krwi, mężczyźni siedzący w pojeździe zaczęli krzyczeć i celować
we mnie. Gdy spojrzałam na nich, broń zaczęła trząść im się w dłoniach.
Zawarczałam na nich, przez co wyskoczyli z pędzącego samochodu i zaczęli
uciekać niczym spłoszone jelenie. Zamachnęłam skrzydłami i nadziałam
jednego z mężczyzn w locie na szpony łapy, moja ofiara jeszcze się
miotała, dlatego z szerokim sadystycznym uśmiechem wyrwałam mu jeszcze
bijące serce, które po chwili słabych uderzeń przestało bić. Nie miałam
czasu na zabawę z nim, do zabicia zostało mi jeszcze dwóch. Wylądowałam
na drzewie, które pod wpływem mojego rozpędu lekko się ugięło,
odepchnęłam się łapami od kory i ruszyłam pędem między drzewami szukając
kolejnej ofiary, gdy znalazłam mężczyznę ukrytego pośród liści i mchu,
wylądowałam tuż za nim, wgryzłam się w jego plecy wpijając ze smakiem
całą jego krew. poczuwszy słony metaliczny smak szkarłatnej cieszy
poczułam przypływ energii, jednak przez to wszystko zaczęło mi się lekko
rozmazywać, zignorowałam to jednak i ruszyłam tropem ostatniego
myśliwego. Nie obchodziło mnie gdzie jest Vincent jeśli wejdzie mi w
drogę gorzko tego pożałuje. Z ostatnim zrobiłam to co z wcześniejszym
pozbawiłam życiodajnej cieczy. Gdy wypiłam ostatnią kroplę, głowa
strasznie mnie zabolała a widok całkowicie się rozmazał, jedyne co
dostrzegałam były dusze. Gdy ktoś stanął przede mną słyszałam stłumiony
głos, nie wiedziałam do kogo należy. Usłyszałam w głowie głos Rin:
- A co jeśli jest to Vincent?-Zaraz po tym usłyszałam głos boga śmierci:
-Nie słuchaj jej to na pewno jeden z tych ludzi, którzy chcieli zabić
jednorożce. Nie pozwolisz chyba, by taka szumowina chodziła po ziemi.
Prawda?-Skinęłam głową i ruszyłam do ataku, na niebiesko połyskującą
duszę. Zdawało mi się ,że gdzieś już ją widziałam. Przez moją nie
pewność nie walczyłam na całego, wolałam się powstrzymać. A co jeśli to
naprawdę Vincent?
(Vincent? Dasz sobie radę ;3)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz