niedziela, 25 października 2015

Od Vincenta do Mavis

Z perspektywy Mavis wyglądałem zapewne jakbym zrzucał z siebie kolonie wściekłych pcheł. Nie posiadałem zbyt wykwintnych uzdolnień tanecznych, jednak to nie przeszkadzało mi w dobrej zabawie. Pląsałem szalenie wśród strug deszczu, pozwalając aby te rozbijały się o moje futro czyniąc je mokrym. Nie minęło długo nim sierść oklapła, całkowicie przylegając do mej skóry. Z każdym zamaszystym ruchem rozrzucałem wokół siebie salwę drobnych kropel. Nagła ulewa, gwałtowny podmuch wiatru skutecznie pozbawiały mnie ciepła-czułem jak drżę, lecz to nie przeszkadzało mi ani trochę-być może nawet dodawało uroku mojemu pokracznemu tańcu.
-Przeziębisz się! – zawołała Mavis.
Zwróciłem się w stronę wadery. Siedziała w pobliżu, także cała zmoknięta. Wpatrywała się we mnie z lekkim rozbawieniem. Zachichotała cicho, zakrywszy pyszczek łapą. W pierwszej chwili odwzajemniłem uśmiech. I nagle zaprzestałem tańczyć. Stanąłem nieruchomo, wpatrzony w szczerozłote oczy towarzyszki. Zastanowiłem się, czy aby moje wygibasy nie przedstawiają mnie w świetle błazna. Lekko opuściłem ogon. Mavis postawiła uszy, zaciekawiona moim nagłym znieruchomieniem. Aby nie dać po sobie poznać speszenia-wznowiłem taniec. Pląsałem, wywijając się niczym gąsienica, lecz teraz były to ruchy nieco niepewne. Może faktycznie się ośmieszam?
-Zmęczony? – plusk łap o wilgotna ziemię poinformował mnie o podejściu Mavis. Stanęła tuż obok. – Chyba masz już dość.
Miałem jeszcze energię-drżące mięśnie prosiły o ruch, który by ocieplił ciało, ja sam z resztą chętnie bym jeszcze pohasał, jednak postanowiłem odpuścić. Myśl, że robię z siebie klauna na oczach wadery skutecznie przywołała przypływ powagi. Wykonałem jeszcze jeden piruet i postawiłem łapy twardo na podłożu. Odetchnąłem, obnażywszy różowy ozór. Mój oddech przybierał kształt bezkształtnej chmurki, zawieszonej w powietrzu, którą zaraz rozmywał zimny powiew. Niebo przecięła kolejna błyskawica. Błysk zrosił futro Mavis bladą poświatą. Zalśniła w tym świetle. Była dostojna, pewna siebie, z oczu biła mądrość i łagodność-spoglądała na mnie troskliwie. Nawet całkowicie przemoknięte, beżowe futro sprawiało wrażenie miękkiego niczym wiosenny obłoczek. Spoglądałem na towarzyszkę w milczeniu, gdy nagle wstrząsnął nami grom, niosący się za błyskiem. Podskoczyłem lekko, na co Mavis przekręciła łebek.
-Wszystko w początku? – słowa zawisły przed jej nosem w postaci lekkiej mgiełki.
-Mnie też zdarza się przestraszyć. – odparłem, jakbym zdradzał sekret. – Poza tym, trochę tu zimno.
-Mówiłam, że się rozchorujesz!
-Mówiłaś. Miałaś rację, trzeba poszukać jakiegoś schronienia. Suche, przytulne, osłonięte przed wiatrem.
-Da się załatwić. – posłała mi budujący uśmiech.
Ruszyliśmy w kierunku Stardust Forest, w nadziei znaleźć jakąś jaskinię. Lekkim truchtem dreptaliśmy już koło Wodospadu Mizu, nasze kroki odciskały się na wilgotnej glebie, wydając przy tym cichy plusk. Deszcz siał z ukosa, prosto w nasze oczy, przybierając na sile. Kolejny piorun przeciął niebo.
-Jak oceniasz moje umiejętności taneczne? – zapytałem by upewnić się, czy moje wygibasy nie były tak tragiczne, jak myślałem.
Mavis spojrzała na mnie z uśmiechem. Złote oczy wadery zalśniły w półmroku burzy.
-Był oryginalny i całkiem zabawny. – przyznała, na samo wspomnienie ukradkiem chichocząc. – Momentami nawet dziwny. Ale przyjemnie się oglądało ciebie w deszczu, przemokniętego, a jednak w akcie radosnych pląsów. To było całkiem budujące.
-Budujące?
-Pokazałeś, że nawet w rzęsistej ulewie można się cieszyć.
Rytmiczny krok Mavis na chwilę został zakłócony przez nieregularne stąpanie łapami. Ugięła je, podskoczyła, zakręciła ogonem, jakby odpędzała natrętną muchę. Uśmiechnąłem się. Zarzuciwszy bokiem, wznowiłem swój taniec. Cieszyłem się, że nie odebrała tego jako błazeński wybryk. Takim oto krokiem-krzywym, skocznym-odnaleźliśmy jaskinię. Zerknąłem do wnętrza, obwąchałem teraz. Wychwyciłem wątłą woń jakiegoś osobnika. Zapach nie był silny, najwidoczniej lokator dawno opuścił tą posesję. Dałem sygnał Mavis, iż możemy wejść. Grota nie była duża. Miała nieco wąskie, okrągłe wejście, dzięki któremu deszcze nie dostawał się do środka. Sklepienie było gładkie, na tyle wysokie, bym nie zahaczał o nie uszami. Idealna dla rodzinki wilków. Przytulna, lecz nie zbyt ciepła-wyrzeźbiona w skale, nieporośnięta mchem. Surowy głaz nie zbyt nadawał się do ogrzewania.
-Vin, mamy szczęście. – Mavis wskazała mi kilka suchych badyli na środku jaskini. – Ktokolwiek tu był, zostawił nam materiały na ognisko.
-Super! – podszedłem do niej. – Przyda się nieco ciepła. Nie chcemy się chyba przeziębić.
Szybko uwinęliśmy się z zorganizowanie ognia. Płomyk wesoło trzaskał, pochłaniając drewno, rzucał pomarańczową poświatę na szare skały groty. Usadowiliśmy się tuż przy ognisku. Futerko Mavis zroszone było blaskiem ognia. Wpatrywała się w otwór jaskini, lustrując każdy błysk pioruna, nadający kroplom deszczu perłowej barwy. Ja z kolei pałałem się przyjemny ciepłem, leżąc tuż przy skwierczącym płomieniu, niby drzemiąc.
-Ale pogoda. – skomentowała wadera.
-Jesień bywa kapryśna. – zauważyłem, wciąż pozostając w błogostanie. – Jeśli będzie się tak ciągnąć do południa, to może załapiemy się na tęcze?
Ziewnąłem przeciągle, otworzywszy ślepia. Podniosłem łeb, kierując wzrok na towarzyszkę. Postawiła uszy, wychwytując mój ruch.
-Chciałabyś polatać po tęczy?
Napotkałem jej wzrok. Wyglądała na zainteresowaną tym pomysłem.
-To byłoby ciekawe. – stwierdziła.
Obróciłem się na grzbiet, wyciągając łapę tu sklepieniu. Dałem wyobraźni działać.
-Wyobraź sobie, być lekkim niczym piórko, swawolić wśród kolorowego łuku, galopować po jego powierzchni… jak jednorożec.
Parsknęła śmiechem:
-Jak jednorożec?
Nakreśliłem ruchem łapy kolorowy łuk, tuż nad swoją głową. Niemal widziałem czyste niebo, słońce w pełni sił i tęczę. A na tęczy ja i Mavis. Niczym dwa szczeniaki hasające po powierzchni pięknego zjawiska. Wadera z zaciekawieniem śledziła moje poczynania.
-Gdyby tak przyczepić do czoła patyk… to by się było jednorożcem.
-Wróć na ziemię.
Machnęła mi łapą przed nosem, rozmywając obraz wyobraźni. Przekręciłem się na brzuch. Burza nadal szalała.
<<Mavis? Vin marzyciel xd>>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT