Obudził mnie śpiew skowronka. Podniosłam do góry ciężkie ślepie i
mruknęłam parę razy. Głos przypominał nawoływanie i nie ustawał.
Rozejrzałam się lekko przesuwając łeb w jedną ze stron. Powoli wstałam i
parę razy podniosłam łapy, które po chwili wysunęłam do przodu i się
rozciągnęłam. Mlasnęłam głośno i zmierzyłam w stronę wyjścia. Po paru
krokach oślepiły mnie jasne promienie słońca. Zasłoniłam oczy łapą i
spojrzałam przed siebie. Widok był przepiękny, niegęsto rozstawione
drzewa przybierały kolor jasnego brązy. Na zielonych liskach tańczyły
małe świetlne promienie, który nabierały niezwykły widok. Zaś sama
przestrzeń przybrała złoty kolor. Trawa wydawała się miękka, bardziej
niż zawsze, chodź taka nie była. Moje przednie łapy lekko się w niej
zatopiły. Słońce zasłoniło potężne drzewo, a ptaszki latały po całym
lesie wydając odgłosy radości. Ruszyłam powoli przed siebie. Byłam
bardzo głodna, więc postanowiłam zapolować. Po niedługich poszukiwaniach
spotkałam samotną sarnę, przygotowałam się do ataku. Lecz nagle
usłyszałam pisk, zanim zdążyłam spostrzec co, a raczej kto to, sarna
uciekła, a na gałęzi wylądował orzeł. Miał brązowo czarne pióra i żółty
dziób oraz pazury. Jego głowę i szyje pokrywał biały kolor, tak jak
puszysty i duży ogon. Ptak zaskrzeczał i nisko lecąc zmierzył w stronę
gór. Zaczęłam za nim biec, czułam, że chciał tego.
Dotarliśmy do jakiejś lodowej krainy, a dokładnie do dziwnej góry
jaskini. Znajdowała się między innymi górami, była cała z lodu. Dało się
wejść do środka, jednak sufit był blisko jej szczytu. Szerokość nie
była za duża. Orzeł wleciał do środka i usiadł na lodowej skałce, dał
głos. Niepewnie weszłam do środka. Byłam niespokojna, to właśnie czułam.
Niepokój. Usłyszałam ryk, szybko tam pobiegłam. Gdy byłam na miejscu
ujrzałam dużą smoczyce, która miała "porwane" skrzydła. Próbowała
dosięgnąć jajka, było ono bardzo wysoko, przy suficie i zaklinowało
się. Nie mogła go dosięgnąć. Nagle mnie zauważyła. Ryknęła głośno.
-Już spokojnie-powiedziałam i zaczęłam śpiewać:
Even still,
I am close,
you take care of yourself ,
Even still,
I am close,
will not hurt you ,
I'll help you,
I'll help you,
just trust me
Gdy skończyłam już spokojniej się zachowywała.
-Pomóż mi-powiedziała w swoim języku, którego bardzo dawno temu się nauczyłam.
Skinęłam głowę i spojrzałam na górę.
-Czy mogłabyś mnie podsadzić do tamtej półki-zapytałam również w tym języku.
Wzięła mnie na łapę i tam położyła, było to bardzo wysoko, ledwo tam
dosięgała. Skoczyłam na lód obok i zaczęłam tak skakać. Nagle się
pośliznęłam, trzymałam się teraz (ledwo co) przednimi łapami lodu.
Podciągnęłam się i skoczyłam na skałkę w której znajdowało się jajko.
Złapałam je, było w lodzie. Tylko parę miejsc wystawało poza.
-Złap mnie-zwróciłam się do smoczycy.
Skoczyłam, a ona mnie złapała, po czym postawiła na ziemi. Wzięła głowę do jajka.
-Wiesz, że już nic nie da się zrobić, góra za dwa dni umrze-mruknęłam.
Byłam bardzo smutna. Zauważyłam jak po policzku stworzenia spływa łza.
Smoczyca otworzyła buzię. Nagle zrobiło się ciemno i z buzi zwierzęcia
wyleciała niebieska kula. Wsiąkła w lód który pękł i się rozpadł.
Kuleczka tym razem wsiąkła w jajo, które zaczęło pękać. Smoczyca której
pomogłam leżała nieżywa na ziemi, oddała życie smoczkowi. Nagle jajo już
całkiem pękło, a ze środka wyszedł mały smok.
-Jestem Eridor-powiedział.
-Ja Amira. Ty umiesz mówić-odparłam zdziwiona.
-Moja mama oddała mi całą wiedzę, nie tylko życie. Jak i niektóre moce-odpowiedział.
Po tych słowach się powiększył i zmniejszył do moich rozmiarów.
-Co jeszcze potrafisz?-zapytałam.
-Nie wiem-powiedział-Amiro?
-Tak?
-Czy zgodzisz się abym został twoim towarzyszem?
-Oczywiście-odparłam i przytuliłam go.
The End
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz