wtorek, 27 października 2015

Od Rasuto Cd. Riki

Miałem ochotę krzyczeć. Miałem ochotę wrzeszczeć, dopóki nie stracę głosu. Myślałem, że to pomoże mi się pozbyć wszystkich negatywnym emocji jakie teraz czuję. Zacisnąłem jednak zęby, bo wiedziałem że moja panika nie pomoże nam wydostać się z pułapki. Wiedziałem też, że muszę jakoś wyciągnąć stąd Riki. Skąd u mnie ostatnio taki napływ współczucia? Może to dlatego, że sam jestem w takiem samej sytuacji. Nawet strach przed tym, że zaraz moge zostać zjedzony i ból po ugryzieniu nie były tak silne jak obrzydzenie, które teraz czułem. Byłem związany tak, że nie mogłem się ruszyć, całe moje ciało pokryte było czymś w rodzaju lepkich, ochydnych lin. Im bardziej o tym myślałem, tym mocniej czułem wstręt, dlatego starałem się zignorować to potworne uczucie. Skup się, Rasuto. Co teraz możesz zrobić, poza czekaniem aż pająki nasz pożrą. Na samą myśl przeszły mnie ciarki. Zacząłem się rzucać, szarpać, nawet próbowałem przegryźć sieć kłami. Nigdy w życiu bym czegoś takiego nie zrobił, ale chęć walki i przeżycia pozwala mi odnaleźć w sobie sporo odwagi i determinacji. Mimo, że włożyłem w to całą swoją siłę, materiał został nienaruszony. Przez zacisnięte kły wykrzyczałem wszystkie znane mi dotąd przekleństwa, po czym spojrzałem na waderę pytającym wzrokiem, miałem nadzieję że ona ma jakiś pomysł. Niestety odpowiedziała mi tylko kiwnięciem głową na boki, co oznaczało że ona również jest bezsilna. Już planowałem się poddać, jednak gniew, strach i obrzydzenie wzrosły we mnie tak mocno, że czułem że zaraz wybuchnę. To byłaby bardzo dobra opcja, jak na sytuację w której aktualnie się znajdujemy. W tej chwili poczułem dziwne ciepło w dolnym kończynach. Wprawdzie były one szczelnie zawinięte siecią, ale i tak czułem jakąś zmianę. Po chwili zrozumiałem co się dzieje. Moje futro ponownie zaczęło płonąć, zaczęło się od małych iskierek, a chwilę później cały stanąłem w płomieniach. Ponowne przebudzenie mocy. Obrzydliwa sieć zaczęła płonąć, węzły puszczały. Wyplątałem swoje łapy z resztek pułapki, po czym skoczyłem w dół ladując na ziemi. Płomienie poruszały się bardzo szybko i lada moment zaczęły lizać fragmenty, którymi była związana Riki. Uwolniła się, machnąłem łapą w jej kierunku, krzyknąłem aby skoczyła w dół. Ona również wrzasnęła, nie wykrzyczała konkretnych słów. Co więcej, w jej krzyczu można było wyczuć ból... Co się dzieje? Szybko rzuciłem okiem w miejsce, gdzie stała wadera i wszystko zrozumiałem. Ogień, który teraz parzył jej sierść był krwistoczerwony. Pojawił się, gdy czułem wściekłość. Moc płomieni zmienia się od mojego nastroju. Teraz, gdy ogień zrodził się ze złości miał właściwości podobne do zwykłego ognia, a także trucizny. Wprawdzie wadera nie płonęła tak szybko jak przy spotkaniu ze zwykłym ogniem, jednak jeśli się go dotknie, efekt będzie podobny do polania części ciała żrącym kwasem. Co ja zrobiłem? Czym prędzej skoczyłem do góry biegnąc po resztach grubo utkanej sierści. Z łatwością skakałem przez płomienie, bo mnie one nie mogły zrobić krzywdy, gorzej z innymi. Dobiegłem do Riki i zepchnąłem ją w dół, upadek nie był straszny. Sieć wcześniej znajdowała się może trzy metry nad ziemią, a teraz w wyniku częściowego spalenia jej poziom nieco się zniżył. Wadera syczała z bólu, przez pewien czas pomagałem jej iść, musieliśmy oddalić się na bezpieczną odległość. Dopiero, kiedy płonąca pułapka zniknęła w oddali zatrzymaliśmy się. Riki usiadła, zmrużyła oczy starając się nie myśleć o bólu. Ja, ponownie ustawiony w roli lekarza starałem się ocenić straty. Nie było tak źle, jak mogło się wydawać. Co prawda fragmenty jej futra, które były nastawione na działanie ognia przybrały teraz kolor popiołu, miejscami nawet miała wypaloną sierść. W najgorszym stanie były jej łapy, gdyż można było dostrzec na nich dość duże oparzenia i rany. Matko, co ja mam teraz robić? Krwotoku nie było, dlatego numer z mchem tym razem się nie nada. Co jeszcze mogłem zrobić? Rozejrzałem się wokół starając wypatrzeć coś, co może ulżyć jej bólu. Kilkanaście metrów od nas znajdował się niewielki strumień. Pomogłem Riki wstać i prowadziłem ją na miejsce. Wprawdzie woda w nim miała podejrzaną czarną barwę, ale zrzuciłem winę na glony, którymi był obrośnięty i gnijące szczątki roślin, które tkwiły między kamieniami. Powiedziałem wilczycy, aby spróbowała zanurzyć tam rany. Była ledwo przytomna, dlatego niewiele zrozumiała z mojej wypowiedzi, a i poruszanie sprawiało jej nieco trudności, dlatego musiałem jej w tym pomóc. Z początku krzyknęła, ale po chwili z jej ust wydobyło się westchnienie ulgi. Woda musiała jej pomóc, i przywróciła ją nieco do rzeczywistości ale i tak była zbyt osłabiona na wędrówkę. Spojrzałem w górę. Niebo było ledwo widoczne przez korony mocno wyrośniętych drzew, ale i tak można było dostrzec, że zmieniło barwę na granatowy. Nie było widać gwiazd ani Księżyca, lecz to zapewne normalne w takim miejscu, przepełnionym po brzegi czarną magią. Zbliżała się noc. Ze względu na to, jak i na stan mojej towarzyszki postanowiłem rozbić tu obóz. Jutro obudzimy się w pełni sił, a może przy świetle dnia lepiej będzie widać drogę. Z liści porozrzucanych po ciemnej trawie ułożyłem legowisko, na którym położyła się Riki.
- A ty gdzie będziesz spał? - szepnęła słabym głosem
Nie odezwałem się wogóle, bo nie planowałem tej nocy zapadać w sen. Stanę na straży, w razie gdyby wróciły pająki lub jakieś nowe zagrożenie. Pozbierałem kilka garści suchych patyków i spojrzałem na nie. Wyobraziłem sobie je jak płoną i starałem się rzucić zaklęcie. Jednoczeście ostatni raz rzuciłem okiem na Riki i posłałem jej krótką myśl:
- Dobranoc.
<Riki?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon
NewMooni
SOTT