Miałem ochotę krzyczeć. Miałem ochotę wrzeszczeć, dopóki nie stracę
głosu. Myślałem, że to pomoże mi się pozbyć wszystkich negatywnym emocji
jakie teraz czuję. Zacisnąłem jednak zęby, bo wiedziałem że moja panika
nie pomoże nam wydostać się z pułapki. Wiedziałem też, że muszę jakoś
wyciągnąć stąd Riki. Skąd u mnie ostatnio taki napływ współczucia? Może
to dlatego, że sam jestem w takiem samej sytuacji. Nawet strach przed
tym, że zaraz moge zostać zjedzony i ból po ugryzieniu nie były tak
silne jak obrzydzenie, które teraz czułem. Byłem związany tak, że nie
mogłem się ruszyć, całe moje ciało pokryte było czymś w rodzaju lepkich,
ochydnych lin. Im bardziej o tym myślałem, tym mocniej czułem wstręt,
dlatego starałem się zignorować to potworne uczucie. Skup się, Rasuto.
Co teraz możesz zrobić, poza czekaniem aż pająki nasz pożrą. Na samą
myśl przeszły mnie ciarki. Zacząłem się rzucać, szarpać, nawet
próbowałem przegryźć sieć kłami. Nigdy w życiu bym czegoś takiego nie
zrobił, ale chęć walki i przeżycia pozwala mi odnaleźć w sobie sporo
odwagi i determinacji. Mimo, że włożyłem w to całą swoją siłę, materiał
został nienaruszony. Przez zacisnięte kły wykrzyczałem wszystkie znane
mi dotąd przekleństwa, po czym spojrzałem na waderę pytającym wzrokiem,
miałem nadzieję że ona ma jakiś pomysł. Niestety odpowiedziała mi tylko
kiwnięciem głową na boki, co oznaczało że ona również jest bezsilna. Już
planowałem się poddać, jednak gniew, strach i obrzydzenie wzrosły we
mnie tak mocno, że czułem że zaraz wybuchnę. To byłaby bardzo dobra
opcja, jak na sytuację w której aktualnie się znajdujemy. W tej chwili
poczułem dziwne ciepło w dolnym kończynach. Wprawdzie były one szczelnie
zawinięte siecią, ale i tak czułem jakąś zmianę. Po chwili zrozumiałem
co się dzieje. Moje futro ponownie zaczęło płonąć, zaczęło się od małych
iskierek, a chwilę później cały stanąłem w płomieniach. Ponowne
przebudzenie mocy. Obrzydliwa sieć zaczęła płonąć, węzły puszczały.
Wyplątałem swoje łapy z resztek pułapki, po czym skoczyłem w dół ladując
na ziemi. Płomienie poruszały się bardzo szybko i lada moment zaczęły
lizać fragmenty, którymi była związana Riki. Uwolniła się, machnąłem
łapą w jej kierunku, krzyknąłem aby skoczyła w dół. Ona również
wrzasnęła, nie wykrzyczała konkretnych słów. Co więcej, w jej krzyczu
można było wyczuć ból... Co się dzieje? Szybko rzuciłem okiem w miejsce,
gdzie stała wadera i wszystko zrozumiałem. Ogień, który teraz parzył
jej sierść był krwistoczerwony. Pojawił się, gdy czułem wściekłość. Moc
płomieni zmienia się od mojego nastroju. Teraz, gdy ogień zrodził się ze
złości miał właściwości podobne do zwykłego ognia, a także trucizny.
Wprawdzie wadera nie płonęła tak szybko jak przy spotkaniu ze zwykłym
ogniem, jednak jeśli się go dotknie, efekt będzie podobny do polania
części ciała żrącym kwasem. Co ja zrobiłem? Czym prędzej skoczyłem do
góry biegnąc po resztach grubo utkanej sierści. Z łatwością skakałem
przez płomienie, bo mnie one nie mogły zrobić krzywdy, gorzej z innymi.
Dobiegłem do Riki i zepchnąłem ją w dół, upadek nie był straszny. Sieć
wcześniej znajdowała się może trzy metry nad ziemią, a teraz w wyniku
częściowego spalenia jej poziom nieco się zniżył. Wadera syczała z bólu,
przez pewien czas pomagałem jej iść, musieliśmy oddalić się na
bezpieczną odległość. Dopiero, kiedy płonąca pułapka zniknęła w oddali
zatrzymaliśmy się. Riki usiadła, zmrużyła oczy starając się nie myśleć o
bólu. Ja, ponownie ustawiony w roli lekarza starałem się ocenić straty.
Nie było tak źle, jak mogło się wydawać. Co prawda fragmenty jej futra,
które były nastawione na działanie ognia przybrały teraz kolor popiołu,
miejscami nawet miała wypaloną sierść. W najgorszym stanie były jej
łapy, gdyż można było dostrzec na nich dość duże oparzenia i rany.
Matko, co ja mam teraz robić? Krwotoku nie było, dlatego numer z mchem
tym razem się nie nada. Co jeszcze mogłem zrobić? Rozejrzałem się wokół
starając wypatrzeć coś, co może ulżyć jej bólu. Kilkanaście metrów od
nas znajdował się niewielki strumień. Pomogłem Riki wstać i prowadziłem
ją na miejsce. Wprawdzie woda w nim miała podejrzaną czarną barwę, ale
zrzuciłem winę na glony, którymi był obrośnięty i gnijące szczątki
roślin, które tkwiły między kamieniami. Powiedziałem wilczycy, aby
spróbowała zanurzyć tam rany. Była ledwo przytomna, dlatego niewiele
zrozumiała z mojej wypowiedzi, a i poruszanie sprawiało jej nieco
trudności, dlatego musiałem jej w tym pomóc. Z początku krzyknęła, ale
po chwili z jej ust wydobyło się westchnienie ulgi. Woda musiała jej
pomóc, i przywróciła ją nieco do rzeczywistości ale i tak była zbyt
osłabiona na wędrówkę. Spojrzałem w górę. Niebo było ledwo widoczne
przez korony mocno wyrośniętych drzew, ale i tak można było dostrzec, że
zmieniło barwę na granatowy. Nie było widać gwiazd ani Księżyca, lecz
to zapewne normalne w takim miejscu, przepełnionym po brzegi czarną
magią. Zbliżała się noc. Ze względu na to, jak i na stan mojej
towarzyszki postanowiłem rozbić tu obóz. Jutro obudzimy się w pełni sił,
a może przy świetle dnia lepiej będzie widać drogę. Z liści
porozrzucanych po ciemnej trawie ułożyłem legowisko, na którym położyła
się Riki.
- A ty gdzie będziesz spał? - szepnęła słabym głosem
Nie odezwałem się wogóle, bo nie planowałem tej nocy zapadać w sen.
Stanę na straży, w razie gdyby wróciły pająki lub jakieś nowe
zagrożenie. Pozbierałem kilka garści suchych patyków i spojrzałem na
nie. Wyobraziłem sobie je jak płoną i starałem się rzucić zaklęcie.
Jednoczeście ostatni raz rzuciłem okiem na Riki i posłałem jej krótką
myśl:
- Dobranoc.
<Riki?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz